Marcin Lewandowski pokonał rywali mimo krwawiącej nogi. "Rywale jeszcze bardziej się mnie boją"

- Bardzo spokojnie było, pod kontrolą - mówi Marcin Lewandowski, który wygrał swój półfinał i z najlepszym czasem dnia awansował do niedzielnej walki o medale MŚ w Dosze na 1500 m.

Lewandowski wystartował w drugim półfinale. Rozegrał go po mistrzowsku.

- Bieg rozegrany bardzo dobrze, zgodnie z planem. Na 500-600 metrów przed końcem zacząłem się przesuwać do przodu, na 400 metrów przed metą zaczęły się przepychanki, ale ja byłem spokojny. Utkwił mi w pamięci pierwszy półfinał. W nim Szwed i Amerykanin przyspieszyli i na 100 metrach mijali wszystkich jak furmanki. Widząc to powiedziałem sobie, że skoro oni mogą, to ja też. Już na 300 metrów do mety miałem wolny tor do ataku, więc postanowiłem pójść do samego końca i tak zrobiłem. Bardzo spokojnie było, pod kontrolą - opowiada nasz biegacz.

Uzyskane w piątek czasy nie są najważniejsze, ale miło popatrzeć na takie wyniki półfinałów:

- Fajnie, że wygrałem. I ja się czuję jeszcze pewniej, i rywale jeszcze bardziej się mnie boją, bo widzą, że Lewandowski się rozkręca - komentuje Marcin. - Jestem bardzo dobrze przygotowany do tego turnieju. Bo to turniej. Nic mnie tu nie zaskoczy, jestem i bardzo szybki, i bardzo wytrzymały, a do tego rozkręcam się z biegu na bieg - dodaje.

W sobotę "Lewy" zamierza przeprowadzić jeszcze jeden trening. - Żywy, mocniejszy, żeby się pozbyć kwasu mlekowego. Porozmawiam też z psychologiem, to jest dla mnie część regeneracji. A później będę już tylko leżał w łóżku i oglądał filmy. Będę oszczędzał energię, będę łapał świeżość na finał - mówi.

Pamiątki po kolcach rywali

Kiedy Lewandowski rozmawiał z dziennikarzami, z jego nóg ściekała krew. Mocniej leciała z lewej piszczeli, a nieznacznie też z prawego uda.

Noga Marcina LewandowskiegoNoga Marcina Lewandowskiego Łukasz Jachimiak

- Krew to oczywiście pamiątka po kolcach rywali. Tak bywa, tym się charakteryzują biegi średnie, to jest u nas normalne. Mam na ciele wiele takich pamiątek - nie przejmuje się Lewandowski.

Czy z Dohy wywiezie inną pamiątkę? - Wiem, że wymienia się mnie w gronie faworytów, wiem, że moje nazwisko jest znane na świecie, z czego się bardzo cieszę, ale jestem za stary i za bardzo doświadczony, żeby się tym podniecać. Jeśli los mi pozwoli i wrócę stąd z medalem, to będę przeszczęśliwy, ale dużo to w moim życiu nie zmienia, bo i tak wrócę do rodziny i z medalem na szyi czy bez medalu i tak nadal będę dla swoich dzieci najwspanialszym tatą na świecie - mówi nasz biegacz.

Lewandowski ma dwie córki. Jedna ma trzy i pół, a druga pięć i pół roku. - Coraz trudniej jest wyjeżdżać, bo dzieci są coraz starsze i coraz mądrzejsze. Jak tata się pakuje, to jest płacz. A jak wracam, to przez pierwsze dni córki nie odpuszczają mnie na krok i jak tylko wychodzę na trening, to się boją, bo myślą, że może wrócę za miesiąc - opowiada Lewandowski. - To jest przykre, ale taki jest koszt pogoni za marzeniem. Razem z żoną zdecydowaliśmy, że w drodze do przyszłorocznych igrzysk w Tokio podporządkuję wszystko - kończy "Lewy".

Więcej o:
Copyright © Agora SA