Piotr Lisek: Miałem jeden cel: zdobyć złoto. Ale jestem bardzo zadowolony

- Jak wiedziałem, że jestem co najmniej trzeci, to była pełna jazda na złoto. Tym razem się nie udało, ale w podobny sposób będę zawsze grał na dużych imprezach - mówi Piotr Lisek, który zdobył brązowy medal mistrzostw świata w skoku o tyczce. W Dausze Polak uzyskał 5,87 m, a bardzo niewiele brakowało mu do przeskoczenia poprzeczki wiszącej o 10 cm wyżej. Po 5,97 m uzyskali złoty medalista Sam Kendricks i srebrny Armand Duplantis.

Zdobyłeś brąz, wspólnie ze złotym i srebrnym medalistą skoczyłeś salto - chyba nie musimy pytać czy więcej jest w Tobie radości, czy niedosytu, bo skoczenie 5,97 było bardzo blisko?

- Salto zrobione we trójkę to była czysta radość i przyjemność. Mam nadzieję, że powstał z tego jakiś filmik [nie jeden] i będziemy sobie mogli wspominać, że w Dausze przede wszystkim świetnie się bawiliśmy. Jestem bardzo zadowolony! I cieszę się, że wziąłem udział w kolejnym wielkim konkursie. Znów nasza walka stała na bardzo wysokim poziomie.

Z tym siatkarzem Polska znów może być najlepsza!

Zobacz wideo

Masz już trzy medale mistrzostw świata - brzmi dobrze.

- Bardzo. Staram się przyjeżdżać przygotowany na najważniejsze zawody i daję radę wysoko skakać. Jak ktoś popatrzy uważnie, to zauważy, że tutaj zabrakło bardzo mało, żebym skoczył wyżej. Jadąc do Dauhy miałem jeden cel: zdobyć złoto. Nie lubię takich rzeczy mówić wcześniej, nie lubię się chwalić formą, wolę to pokazać dopiero na stadionie. Czułem się na złoto, stąd przenosiny dwóch prób na 5,97 [Lisek w pierwszej próbie nie zaliczył 5,92, a gdy osiągnął tyle Kendricks, to od razu postanowił atakować 5,97 m, czyli tyle, ile wtedy nie mieli ani Amerykanin, ani Szwed]

Myślisz, że gdybyś osiągnął 5,97 miałbyś złoto? Zaszachowałbyś rywali?

- Wtedy na pewno wszystko mogło się inaczej potoczyć. Miałem dużo siły.

Po skoczeniu 5,80 m zostało Was w konkursie tylko trzech. Poczułeś ulgę, że medal już jest pewny?

- Trochę tak, dzięki temu już mogłem sobie pozwolić na przenosiny dwóch prób z 5,92 na 5,97. Jak wiedziałem, że jestem co najmniej trzeci, to wtedy była pełna jazda na złoto. Tym razem się nie udało, ale w podobny sposób będę zawsze grał na dużych imprezach. O to w sporcie chodzi, żeby dawać emocje.

Chcesz komuś zadedykować medal?

- Jestem młodym tatą, więc pierwszy medal jako tata muszę dedykować swojej córce. Ona jeszcze tego nie ogarnia, ale kiedyś zobaczy, że medal z Dauhy był dla niej.

Wcześniej medale dedykowałeś żonie, teraz córce, a komu zadedykujesz olimpijski krążek z Tokio?

- Zobaczymy czy nasza rodzina się powiększy, czy nie, ha, ha. Jeśli nie, to i tak mam dużo osób zasługujących na to, żeby im dedykować medal. Cieszę się, że teraz sezon się skończył, że mogę wrócić do domu, do żony, do dzieci. To znaczy do dziecka, ha, ha. No chyba że w dzieci wliczę psa, a mogę, bo też go bardzo kocham.

To był Twój najlepszy sezon w karierze? Medale zdobywałeś już cenniejsze, ale teraz masz brąz MŚ i dwa razy bity rekord Polski, zaliczone wysokości 6,01 i 6,02.

- Z tymi chłopakami nigdy nie jest łatwo walczyć o medal. Pokazały to ubiegłoroczne mistrzostwa Europy w Berlinie, gdzie skoczyłem 5,90, a byłem czwarty. Kibice jedzą wielką łyżką, chcą czasami za dużo. Zobaczcie, jaki jest poziom. A sezon był zdecydowanie najlepszy. I dzięki zrobieniu rekordu Polski, i za sprawą wywalczenia teraz medalu mistrzostwach świata, i zwłaszcza patrząc na wszystko, co się działo w moim życiu. W sporcie jest teraz tak, że czuję dużą presję. Wy mnie nią obarczacie, ja siebie sam też, bo bardzo chcę się jak najlepiej pokazać, chcę was wszystkich nie zawieść, bo kiedy was zawodzę, to jest mi bardzo źle. Ale chyba ogólnie sobie z presją radzę. Na mistrzowskich imprezach się nie spalam. Bardzo się cieszę, że tak zostałem wychowany przez rodziców.

A propos presji, to wróćmy do tematu igrzysk.

- Mam już dobre miejsce. Czwarte. I napiszcie koniecznie w nawiasie "uśmiech Piotra Liska", ha, ha.

Z trenerem idziecie już takim cyklem, który nastawia Cię przede wszystkim na Tokio, prawda?

- Jasne, że nasz cykl treningowy jest ustawiony pod igrzyska w Tokio. Tam będziemy walczyć o jak najwyższe rezultaty.

Twój trener wymieniając gdzie masz rezerwy powiedział nam, że przede wszystkim możesz się poprawić gimnastycznie. Co konkretnie masz do zrobienia?

- Jestem większym facetem niż przeciętna, dlatego trochę u mnie gimnastyka kuleje. Bardzo się cieszę, że Marcin jest po gimnastyce [Szczepański trenował gimnastykę przez 12 lat] i bardzo mnie pcha w tę stronę. Dzięki temu salto nie jest dla mnie problemem.

Co poza saltem musisz umieć robić?

- A co byś chciał, żebym jeszcze robił ha, ha?

Nie wiem co musisz, co jest Ci potrzebne.

- Staram się z gimnastyki robić wszystko. Bo w sumie skok o tyczce to jest gimnastyka, tylko że z użyciem nietypowego sprzętu. Drążek, poręcze, kółka też, stanie na rękach, różne ewolucje - wszystko muszę umieć.

Trener mówił, że jeszcze trochę możesz poprawić również siłę, z kolei przed finałem widziałem artykuł o Tobie w szwedzkiej gazecie. Było zdjęcie Twojej muskularnej sylwetki i Twoje słowa, że musisz uważać, żeby z siłą nie przesadzić.

- Bardzo szybko rosnę, ale obwód mięśni nie jest adekwatny do siły. Dlatego staram się chodzić na siłownię mniej, ale ćwiczyć bardziej dynamicznie. Żeby zwiększyć nie obwód, a siłę mięśni. Jednak w sumie siła jest u mnie na wysokim poziomie. W ogóle jeśli mówimy, że jakieś elementy kuleją u skoczka, który osiąga sześć metrów, to trochę przesadzamy.

Masz przeświadczenie, że jeśli wszystko zrobisz tak, jak potrafisz, to w Tokio zdobędziesz medal? Pytam, bo na pytanie komu zadedykujesz olimpijski medal nie powiedziałeś, że nie wiesz czy go wywalczysz.

- Nie, nie, zdecydowanie nie chcę sobie za szybko zawiesić tego medalu na szyi. Może być różnie. Ja będę się starał wykorzystać swój potencjał, ale łatwo nie będzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.