- Salto zrobione we trójkę to była czysta radość i przyjemność. Mam nadzieję, że powstał z tego jakiś filmik [nie jeden] i będziemy sobie mogli wspominać, że w Dausze przede wszystkim świetnie się bawiliśmy. Jestem bardzo zadowolony! I cieszę się, że wziąłem udział w kolejnym wielkim konkursie. Znów nasza walka stała na bardzo wysokim poziomie.
Z tym siatkarzem Polska znów może być najlepsza!
- Bardzo. Staram się przyjeżdżać przygotowany na najważniejsze zawody i daję radę wysoko skakać. Jak ktoś popatrzy uważnie, to zauważy, że tutaj zabrakło bardzo mało, żebym skoczył wyżej. Jadąc do Dauhy miałem jeden cel: zdobyć złoto. Nie lubię takich rzeczy mówić wcześniej, nie lubię się chwalić formą, wolę to pokazać dopiero na stadionie. Czułem się na złoto, stąd przenosiny dwóch prób na 5,97 [Lisek w pierwszej próbie nie zaliczył 5,92, a gdy osiągnął tyle Kendricks, to od razu postanowił atakować 5,97 m, czyli tyle, ile wtedy nie mieli ani Amerykanin, ani Szwed]
- Wtedy na pewno wszystko mogło się inaczej potoczyć. Miałem dużo siły.
- Trochę tak, dzięki temu już mogłem sobie pozwolić na przenosiny dwóch prób z 5,92 na 5,97. Jak wiedziałem, że jestem co najmniej trzeci, to wtedy była pełna jazda na złoto. Tym razem się nie udało, ale w podobny sposób będę zawsze grał na dużych imprezach. O to w sporcie chodzi, żeby dawać emocje.
- Jestem młodym tatą, więc pierwszy medal jako tata muszę dedykować swojej córce. Ona jeszcze tego nie ogarnia, ale kiedyś zobaczy, że medal z Dauhy był dla niej.
- Zobaczymy czy nasza rodzina się powiększy, czy nie, ha, ha. Jeśli nie, to i tak mam dużo osób zasługujących na to, żeby im dedykować medal. Cieszę się, że teraz sezon się skończył, że mogę wrócić do domu, do żony, do dzieci. To znaczy do dziecka, ha, ha. No chyba że w dzieci wliczę psa, a mogę, bo też go bardzo kocham.
- Z tymi chłopakami nigdy nie jest łatwo walczyć o medal. Pokazały to ubiegłoroczne mistrzostwa Europy w Berlinie, gdzie skoczyłem 5,90, a byłem czwarty. Kibice jedzą wielką łyżką, chcą czasami za dużo. Zobaczcie, jaki jest poziom. A sezon był zdecydowanie najlepszy. I dzięki zrobieniu rekordu Polski, i za sprawą wywalczenia teraz medalu mistrzostwach świata, i zwłaszcza patrząc na wszystko, co się działo w moim życiu. W sporcie jest teraz tak, że czuję dużą presję. Wy mnie nią obarczacie, ja siebie sam też, bo bardzo chcę się jak najlepiej pokazać, chcę was wszystkich nie zawieść, bo kiedy was zawodzę, to jest mi bardzo źle. Ale chyba ogólnie sobie z presją radzę. Na mistrzowskich imprezach się nie spalam. Bardzo się cieszę, że tak zostałem wychowany przez rodziców.
- Mam już dobre miejsce. Czwarte. I napiszcie koniecznie w nawiasie "uśmiech Piotra Liska", ha, ha.
- Jasne, że nasz cykl treningowy jest ustawiony pod igrzyska w Tokio. Tam będziemy walczyć o jak najwyższe rezultaty.
- Jestem większym facetem niż przeciętna, dlatego trochę u mnie gimnastyka kuleje. Bardzo się cieszę, że Marcin jest po gimnastyce [Szczepański trenował gimnastykę przez 12 lat] i bardzo mnie pcha w tę stronę. Dzięki temu salto nie jest dla mnie problemem.
- A co byś chciał, żebym jeszcze robił ha, ha?
- Staram się z gimnastyki robić wszystko. Bo w sumie skok o tyczce to jest gimnastyka, tylko że z użyciem nietypowego sprzętu. Drążek, poręcze, kółka też, stanie na rękach, różne ewolucje - wszystko muszę umieć.
- Bardzo szybko rosnę, ale obwód mięśni nie jest adekwatny do siły. Dlatego staram się chodzić na siłownię mniej, ale ćwiczyć bardziej dynamicznie. Żeby zwiększyć nie obwód, a siłę mięśni. Jednak w sumie siła jest u mnie na wysokim poziomie. W ogóle jeśli mówimy, że jakieś elementy kuleją u skoczka, który osiąga sześć metrów, to trochę przesadzamy.
- Nie, nie, zdecydowanie nie chcę sobie za szybko zawiesić tego medalu na szyi. Może być różnie. Ja będę się starał wykorzystać swój potencjał, ale łatwo nie będzie.