Kamila Lićwinko mistrzynią świata mam. "Jeśli zdrowie dopisze, chyba możemy wszystko"

- Dla mnie skok na 1,98 m to jest zwycięstwo. Bardzo mnie ten skok wzruszył. Mój mąż mówi, że to jest rekord życiowy mamy. Za rok igrzyska, jeśli będziemy zdrowi, to możemy wszystko - mówi Kamila Lićwinko. Nasza skoczkini wzwyż rok po urodzeniu córki zajęła piąte miejsce na mistrzostwach świata w Dausze.

Jerzy Brzęczek zaskoczył powołaniem? "Wysłał impuls. To perełka"

Zobacz wideo

Lićwinko pięć razy strąciła poprzeczkę wiszącą na różnych wysokościach, zanim wywalczyła świetną piątą pozycję. Pokazała charakter, mentalną moc i zaskakująco dobre przygotowanie jak na to, że rok temu pierwszy raz w życiu została mamą.

"Podobno nigdy nie wyglądałam tak dobrze"

- Bardzo się z tego występu cieszę. Liczne strącenia wynikają chyba z tego, że nie jestem oskakana. Rok przerwy to sprawił. Ale nie można powiedzieć, że nie walczyłam. Nic sobie nie mogę zarzucić. 198 cm to na ten moment spełnienie moich marzeń. Mogłabym skoczyć dwa metry, gdybym w nogach nie miała już tak dużo. Ale jestem piąta i nie mam się czego wstydzić - mówi Lićwinko.

- Przed powrotem, przed rozpoczęciem sezonu celem było dla mnie wystartowanie tutaj na mistrzostwach. Już jak skoczyłam mininum na MŚ, czyli 194 cm, to było super. Ale z biegiem sezonu czułam się coraz lepiej i wiedziałam, że stać mnie na wysokie skoki. Ostatnie tygodnie to pokazały. Dlatego miałam mobilizację, chciałam formę wykorzystać - opowiada Kamila.

- Moim planem minimum na finał było miejsce w "ósemce" - przypomina Lićwinko. Więcej spodziewał się po niej Michał Lićwinko, czyli jej mąż i trener. - Cały czas mówił, że nigdy na treningach nie wyglądałam tak dobrze jak teraz. Podobno nie wyglądałam tak nawet wtedy, gdy w hali skakałam 2,02 m [to rekord życiowy Kamili]. Też w to zaczęłam wierzyć, ale chciałam to poczuć. Poczułam po skokach na 196 i 198 cm. A dwa metry? Jak nie teraz, to w Tokio - mówi nasza zawodniczka.

"Igrzyska? Dziewczyny nie uciekły mi daleko"

O przyszłorocznych igrzyskach Lićwinko myśli optymistycznie. - Dziewczyny nie uciekły mi daleko. Chwila odpoczynku i w przyszłym sezonie stanę z nimi do walki jak równa z równymi - mówi. - Na pewno przed igrzyskami mam w sobie dużo optymizmu. Jeśli zdrowie dopisze mi, Michałowi i Hani, to wtedy chyba możemy wszystko - dodaje.

- Bardzo się cieszę, że wróciłam. Całą rodziną przeszliśmy bardzo długą drogę. Rodzice wiedzą o czym mówię, jak to jest pracować i wychowywać dziecko. My niestety nie mamy za dużo pomocy, bo nasze rodziny mieszkają od nas daleko, więc pomagają nam tylko z doskoku. Ale i tak jesteśmy im bardzo wdzięczni. Z Hanią jest tu moja siostra. W tych okolicznościach skok na 1,98 to jest dla mnie zwycięstwo. Bardzo mnie ten skok wzruszył. Konkretnie to, że nawet z tak małego treningu jaki zrobiłam w tym roku tyle mogłam skoczyć. Bardzo mnie to podbudowało - cieszy się Polka.

Mistrzyni świata mam

Jeden z dziennikarzy zauważył, że Lićwinko faktycznie wygrała, jest mistrzynią świata mam. - Michał mówi, że teraz biję rekordy życiowe mamy. I w dzienniczku tak je zapisuje - odpowiedziała.

Nagrodą dla Lićwinki poza ogromną satysfakcją będzie stypendium z ministerstwa sportu. Przysługuje ono zawodnikom, którzy w imprezach rangi mistrzowskiej zajmą miejsce od pierwszego do ósmego.

- Bardzo się cieszę, że stypendium wraca. I ogromnie dziękuję Polskiemu Związkowi Lekkiej Atletyki. Miałam od związku we wszystkim pomoc. Jestem wdzięczna za to, że choć mam swoje lata [33] i mój powrót był niepewny, to dostaliśmy wszystko, co nam było potrzebne. Nawet stypendium ze środków własnych związku dostawałam. A teraz się bardzo cieszę, że piąte miejsce da mi stypendium ministerialne, bo nie mam sponsora, więc dla mnie te pieniądze będą ogromnym wsparciem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA