Joanna Fiodorow: Po kwalifikacjach wiedziałam, że stać mnie na "życiówkę", ale nie wiedziałam, co mi to da. Super, że pierwszy rzut miałam rewelacyjny. Później do końca chciałam się jeszcze poprawić, marzyłam o tym, żeby przebić Amerykankę [DeAnna Price rzuciła 77,54 m, czyli o 1,19 m więcej od Polki], ale niestety robiłam za dużo błędów technicznych. Trudno, nieważne - mam srebrny medal! W niedzielę go odbiorę, będzie fajnie.
- Myślałam, że szczególnie Chinka może mnie przerzucić. Ale byłam nastawiona na to, że jeśli faktycznie mnie przerzuci, to się jej odgryzę, że będę jak szakal i zawalczę o srebro.
- Dajcie mi przetrenować ciężką zimę, dajcie mi odpocząć i się pocieszyć, że jestem wicemistrzynią świata. W listopadzie przyjdzie czas na myślenie o Tokio. Będzie czas na ciężką robotę. Już mi to pani trener zapowiedziała. Ona już ma w głowie plan, a ja wiem, że będzie dobry.
- Zgadza się. Po igrzyskach w Rio zmieniłam trenera i to mi wyszło na dobre. Jak widać, poprawiam się z roku na rok. I mam nadzieję, że na imprezie czterolecia będzie najlepiej. Bardzo dziękuję mojej trenerce. To najlepsza trenerka pod słońcem. I dziękuję Wojtkowi Nowickiemu. Razem tworzymy team. Decyzja o powrocie w rodzinne strony i o rozpoczęciu współpracy z moją trenerką była najlepsza, jaką podjęłam w życiu.
- Tak, w poniedziałek miałam trening techniczny i na tym koniec aż do piątkowych kwalifikacji. Tamten trening był bardzo fajny, wiedziałam, że stać mnie na dobre rzucanie. Trenerka mnie bardzo wspiera. Jest zawsze przy mnie. Kiedy jest gorzej, to pogadamy, omówimy sprawę. Z Wojtkiem jest tak samo. Tylko z nim się jeszcze zawsze o coś zakładamy. Teraz też się założyliśmy.
- Nie powiem, on musi się przyznać. Jesteśmy zgraną grupą. Wspieramy się nawzajem. Wojtek mnie wspiera, był na moim konkursie. A ja będę na jego konkursie. O to chodzi, żeby być razem. Nieważne czy ta druga osoba jest na wozie czy pod wozem.
- Tak było. Nie szło mi i nie chciało mi się już tego robić. Ale wtedy przyszła do mnie przyjaciółka i powiedziała, żebym jeszcze spróbowała. "Zaufaj mi, a ja zaufam tobie i zobaczysz, że przyjdą efekty" - powiedziała mi wtedy. Została moją trenerką. No i efekty przyszły. Cały czas się poprawiam, idę w górę. To była naprawdę najlepsza decyzja w moim życiu. Nawet jak czasem w naszej relacji coś zazgrzyta, to i tak zawsze się dogadamy.
- Ja jestem wybuchowa, trenerka też, więc bywa ostro. Ale my już dwie minuty później się przytulamy i znów wszystko jest okej. Między nami jest rewelacyjnie. Jeszcze kiedyś, kiedyś razem startowałyśmy. Znamy się jak łysie konie. Lubimy się razem wygłupiać. Przed konkursem były "densy".
- Byłam już tu kiedyś na zgrupowaniu i wtedy zwiedziłam to, co chciałam. Moja koleżanka tu wtedy mieszkała i pokazała nam całe miasto. Teraz żadnego zwiedzania nie planuję. W niedzielę jadę z Wojtkiem i z trenerką na jego zajęcia. Będę go wspierać, pomagać mu od strony technicznej.
- Tak, mojemu zmarłemu tacie. Jest tam (Joanna podnosi palec wskazujący).