Joanna Fiodorow po zdobyciu medalu MŚ: Byłam nastawiona, że będę jak szakal

Po igrzyskach Rio 2016 Joanna Fiodorow chciała skończyć karierę. - Wtedy przyszła do mnie przyjaciółka i powiedziała: "Zaufaj mi, a ja zaufam tobie i zobaczysz, że przyjdą efekty". Została moją trenerką. No i pefekty przyszły - mówi wicemistrzyni świata w rzucie młotem. W sobotę w Dausze Fiodorow rzuciła aż 76,35 m, czyli o 1,26 m dalej od swojego rekordu życiowego.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Po eliminacjach mówiłaś, że w finale chcesz zająć dobre miejsce i pobić rekord życiowy. "Życiówkę" poprawiłaś aż o 1,26 m i masz srebrny medal - spodziewałaś się, że wyjdzie aż tak dobrze?

Joanna Fiodorow: Po kwalifikacjach wiedziałam, że stać mnie na "życiówkę", ale nie wiedziałam, co mi to da. Super, że pierwszy rzut miałam rewelacyjny. Później do końca chciałam się jeszcze poprawić, marzyłam o tym, żeby przebić Amerykankę [DeAnna Price rzuciła 77,54 m, czyli o 1,19 m więcej od Polki], ale niestety robiłam za dużo błędów technicznych. Trudno, nieważne - mam srebrny medal! W niedzielę go odbiorę, będzie fajnie.

Już po pierwszym rzucie wiedziałaś, że będziesz na podium?

- Myślałam, że szczególnie Chinka może mnie przerzucić. Ale byłam nastawiona na to, że jeśli faktycznie mnie przerzuci, to się jej odgryzę, że będę jak szakal i zawalczę o srebro.

Masz medal mistrzostw świata, masz dwa medale mistrzostw Europy, wiesz jakiego Ci brakuje?

- Dajcie mi przetrenować ciężką zimę, dajcie mi odpocząć i się pocieszyć, że jestem wicemistrzynią świata. W listopadzie przyjdzie czas na myślenie o Tokio. Będzie czas na ciężką robotę. Już mi to pani trener zapowiedziała. Ona już ma w głowie plan, a ja wiem, że będzie dobry.

Późno Twoja kariera zaczęła się naprawdę dobrze układać. Dużo w sporcie przeszłaś, prawda?

- Zgadza się. Po igrzyskach w Rio zmieniłam trenera i to mi wyszło na dobre. Jak widać, poprawiam się z roku na rok. I mam nadzieję, że na imprezie czterolecia będzie najlepiej. Bardzo dziękuję mojej trenerce. To najlepsza trenerka pod słońcem. I dziękuję Wojtkowi Nowickiemu. Razem tworzymy team. Decyzja o powrocie w rodzinne strony i o rozpoczęciu współpracy z moją trenerką była najlepsza, jaką podjęłam w życiu.

Malwina Wojtulewicz zdradziła nam, że w ostatnich dniach prawie nie pozwoliła Ci rzucać. Udało jej się wyzwolić w Tobie głód.

- Tak, w poniedziałek miałam trening techniczny i na tym koniec aż do piątkowych kwalifikacji. Tamten trening był bardzo fajny, wiedziałam, że stać mnie na dobre rzucanie. Trenerka mnie bardzo wspiera. Jest zawsze przy mnie. Kiedy jest gorzej, to pogadamy, omówimy sprawę. Z Wojtkiem jest tak samo. Tylko z nim się jeszcze zawsze o coś zakładamy. Teraz też się założyliśmy.

O co?

- Nie powiem, on musi się przyznać. Jesteśmy zgraną grupą. Wspieramy się nawzajem. Wojtek mnie wspiera, był na moim konkursie. A ja będę na jego konkursie. O to chodzi, żeby być razem. Nieważne czy ta druga osoba jest na wozie czy pod wozem.

Już rok temu, po brązie mistrzostw Europy wspominałaś, jak po igrzyskach Rio 2016 chciałaś kończyć karierę.

- Tak było. Nie szło mi i nie chciało mi się już tego robić. Ale wtedy przyszła do mnie przyjaciółka i powiedziała, żebym jeszcze spróbowała. "Zaufaj mi, a ja zaufam tobie i zobaczysz, że przyjdą efekty" - powiedziała mi wtedy. Została moją trenerką. No i efekty przyszły. Cały czas się poprawiam, idę w górę. To była naprawdę najlepsza decyzja w moim życiu. Nawet jak czasem w naszej relacji coś zazgrzyta, to i tak zawsze się dogadamy.

A często zgrzyta?

- Ja jestem wybuchowa, trenerka też, więc bywa ostro. Ale my już dwie minuty później się przytulamy i znów wszystko jest okej. Między nami jest rewelacyjnie. Jeszcze kiedyś, kiedyś razem startowałyśmy. Znamy się jak łysie konie. Lubimy się razem wygłupiać. Przed konkursem były "densy".

Powiedziałaś, że zostajesz w Dausze do konkursu młociarzy. Co tu będziesz robiła? Imprezować się nie da, jak na wakacje macie za słaby hotel - nastawiasz się na zwiedzanie?

- Byłam już tu kiedyś na zgrupowaniu i wtedy zwiedziłam to, co chciałam. Moja koleżanka tu wtedy mieszkała i pokazała nam całe miasto. Teraz żadnego zwiedzania nie planuję. W niedzielę jadę z Wojtkiem i z trenerką na jego zajęcia. Będę go wspierać, pomagać mu od strony technicznej.

Chcesz zadedykować komuś medal?

- Tak, mojemu zmarłemu tacie. Jest tam (Joanna podnosi palec wskazujący).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.