Z 44-osobowej kadry Polski na lekkoatletyczne mistrzostwa świata do Dauhy dotarła na razie mniejszość. Zawody dopiero się zaczęły, piątek był pierwszym dniem zmagań. Część naszych sportowców jest jeszcze na zgrupowaniu w tureckim Belek. Ale ci którzy dotarli już do Dauhy, są rozczarowani. W internecie hotel Ezdan reklamuje się jako raj dla turystów. Ogromny obiekt mający aż trzy tysiące apartamentów na zdjęciach wygląda świetnie.
- Nie ma co porównywać do warunków, które mieliśmy na zgrupowaniu w Belek - mówi Patryk Dobek, który w piątek awansował do półinału biegu na 400 m przez płotki.
Półfinalistką biegu na 800 m została Anna Sabat. Ona w szczegółach opowiada, co w Ezdanie jest nie tak, jak być powinno. Lista skarg nie jest krótka. - To nie jest jakieś księżniczkowanie. Naprawdę wszyscy spodziewaliśmy się trochę lepszych warunków. To są mistrzostwa świata. Organizacja powinna być lepsza. W hotelu jest chaos, na wszystko trzeba długo czekać na recepcji. Na przykład z internetem problem jest taki, że praktycznie nie działa, nie ma jak się skontaktować z rodziną i bliscy się martwią, wydzwaniają do działaczy. Jak się poprosi w hotelowym lobby, to zrobią coś, żeby ten internet był. Ale dzwonić i tak się nie da, można tylko pisać. Dlatego kupiłam sobie katarską kartę, nie chciałam się tym denerwować - mówi Sabat.
- Jedzenie nie jest super dla sportowca. W łazience jest ciepła woda, ale nie ma zimnej. Nie mamy też zapewnionej wody butelkowanej, sami sobie musimy kupować. Nie ma lodu, a sportowcy potrzebują lodu, żeby się schłodzić, zregenerować. Wczoraj poszłam po lód do pobliskiej restauracji i na szczęście mi go dano, choć z trudem - wylicza dalej nasza biegaczka.
To, niestety, nie koniec.
- Gdy dzień przed startem chciałam pojechać na stadion treningowy, to musiałam czekać godzinę na transport. Nie było wiadomo czy autobus w ogóle przyjedzie. To jest stres, są opóźnienia, trening na tym ucierpiał - mówi piąta biegaczka ubiegłorocznych mistrzostw Europy. - Pewnie, że trafiało się w życiu na gorsze warunki, nawet zupełnie akademikowe. Ale jeżeli jesteśmy w Dausze, to spodziewamy się dużego poziomu. Tymczasem mityngi w Polsce mają lepsze warunki. A tu jest raczej jak w PRL-u. Gdzieniegdzie na ścianach jest nawet grzyb, a na klatce schodowej taki, że aż strach tamtędy chodzić - kończy Sabat.
Grzyb na klatce schodowej w hotelu w Dosze, w którym m.in. mieszkają polscy lekkoatleci łj
Podobnie mówi Kamila Lićwinko, brązowa medalistka ostatnich MŚ w skoku wzwyż, a od piątku finalistka MŚ w Dausze.
- Nie są to warunki komfortowe w porównaniu z tymi, jakie mieliśmy na innych mistrzostwach. Jeszcze do pokoju mogłabym się przyzwyczaić, ale łazienka i jedzenie są naprawdę niezbyt dobre. Ciężko coś zjeść wartościowego. Ale wszyscy mamy takie same warunki. Prawie wszyscy, bo prawie wszyscy mieszkają w tym hotelu - mówi.
Ze względu na niehigieniczne warunki i złe jedzenie Ezdan bardzo szybko postanowili opuścić Norwegowie. Kloaczny fetor? - Wiem, że zdarzają się pokoje, w których jest bardzo nieprzyjemny zapach. Ja nie trafiłam najgorzej - mówi Lićwinko.
Narzekanie nie podoba się Tomaszowi Majewskiemu. - W naszym hotelu mieszkają prawie wszystkie reprezentacje. Tylko Norwegowie się wyprowadzili - podkreśla wiceprezes PZLA.
Ale to, że ekipy się nie wyprowadzają absolutnie nie znaczy, że są zadowolone, a nosami kręcą tylko Polacy. Jasno swoje niezadowolenie wyraża choćby holenderska gwiazda sprintu Dafne Schippers. Zwraca uwagę na to, że reprezentanci z takich krajów jak USA, Niemcy, Anglia czy Jamajka są w znacznie lepszych hotelach.
Wicemistrzyni olimpijska i dwukrotna mistrzyni świata na 200 metrów w mediach społecznościowych pokazuje, jak bardzo Ezdan na zdjęciach, którymi się reklamuje różni się od tego ze zdjęć, które można mu zrobić, już w nim będąc.
- Warunki odbiegają od tego, co widzieliśmy na stronie internetowej. Ale są jakie są. Przyjechałam tu na zawody, a nie na wakacje, nie potrzebuję luksusów. Chociaż powinno być lepiej - zgadza się Joanna Fiodorow, która w sobotę powalczy o medal w konkursie rzutu młotem.
Takie stanowisko podoba się Majewskiemu. - Jeśli ktoś oczekuje luksusów, a nie skupia się na starcie, to chyba pomylił mistrzostwa świata z wakacjami. Na MŚ w Helsinkach w 2005 roku wszyscy mieszkali w internatach - mówi dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą.
W podobnym tonie wypowiada się przyjaciel Majewskiego, Piotr Małachowski. - Lukusów nie ma, życie - mówi nam. - Ale przyjechałem do pracy, po medal. Jak go zdobędę, to będzie czas na luksusy - dodaje.
- Ja też nastawiłem się na coś innego niż narzekanie. W Belek było o wiele lepiej, ale tu też jest w porządku. Chociaż może mam za niskie wymagania - podsumowuje Dobek