Piotr Małachowski zapowiedział koniec kariery. "Nie ma możliwości, żebym dał się namówić"

- Nie wariowałem, bo on mi nie pozwalał. Pilnował, żebym szanował zdrowie. Hamował moją ambicję. Bo ja mam tak, że mówię: "Dawaj, zróbmy więcej, dam radę" - opowiada Piotr Małachowski o trwającej już prawie rok współpracy z Gerdem Kanterem. Czy były mistrz dysku da naszemu multimedaliście kolejną młodość i kolejne medale ostatnich wielkich imprez w karierze? Pierwszym testem będą mistrzostwa świata w Dausze.

Lekkoatletyczne MŚ będą rozgrywane od 27 września do 6 października. Już drugiego dnia, w sobotę 28 września, odbędą się eliminacje rzutu dyskiem mężczyzn. Finał zaplanowano na poniedziałek 30 września. Małachowski ma 36 lat i jeszcze jedno wielkie, sportowe pragnienie - olimpijskie złoto. W swojej karierze nie wygrał tylko igrzysk, zdobył na nich dwa tytuły wicemistrzowskie (w 2008 i 2016 roku). Ponadto jest mistrzem i dwukrotnym wicemistrzem świata oraz dwukrotnym mistrzem Europy.

Łukasz Jachimiak: Jesteś najstarszy w kadrze, to będą twoje już siódme mistrzostwa świata, ale pewnie się nie mylę, myśląc, że jesteś przygotowany na dalekie rzucanie?

Piotr Małachowski: Po niedawnym Memoriale Skolimowskiej jestem naprawdę zadowolony [drugie miejsce, z wynikiem 65,71 m]. Podbudowałem się, to był dla mnie w sumie udany konkurs. Nie mówię, że perfekcyjny, ale się przełamałem, poczułem, że mogę pogodzić siłę, którą czuję, z techniką. Dyspozycja jest taka, jaka powinna być.

Twój najlepszy tegoroczny wynik - 67,23 m - i zarazem twój najlepszy rezultat od dwóch lat jest do powtórzenia, a może nawet poprawienia w Dausze?

Wiesz, różnie może być. Nie powiem, że rzucę więcej. Albo że nie rzucę. Koło w Dausze jest okej. Ale różne rzeczy mogą się dziać, jak organizatorzy mocno podkręcą klimatyzację. Koło jest ustawione blisko wentylatorów, jeśli podmuchy z nich będą odczuwalne, to możemy mieć naprawdę ciekawe wyniki.

W tej klimatyzacji już startowałeś.

Zgadza się, w tym roku na Diamentowej Lidze rzuciłem tam 64 metry, wynik średni, a pogoda była taka, że klimatyzacja lekko sobie chodziła, na stadionie było 22-23 stopnie. Teraz może być ustawiona mocniej. Ale szczerze mówiąc, nie przejmuję się. Nawet jak się zrobi dziwnie, to dla wszystkich, a nie tylko dla mnie. Z upału ze stadionu rozgrzewkowego na chłodny, startowy, przyjdę przecież nie sam, tylko z rywalami. Im będzie tak samo ciężko jak mi.

Jak to się robi, że w wieku 36 lat dochodzi się do takiego poziomu, który daje prawo myśleć o medalu? Jak ty z Gerdem Kanterem pracujesz?

Niczego niesamowitego nie wymyśliliśmy, ale na pewno mam dużo więcej regeneracji i przez ostatni rok trenowałem ostrożniej niż przez wcześniejsze lata. Nie szalałem z ciężarami, nie wariowałem, bo on mi nie pozwalał. Pilnował, żebym szanował zdrowie, hamował moją ambicję. Bo ja mam tak, że mówię: "Dawaj, zrobimy to! Dawaj, zróbmy więcej, dam radę". A on mi powtarza, że więcej wcale nie będzie znaczyło lepiej. I że mogę sobie zafundować poważną kontuzję.

Z twoim zdrowiem jest chyba tak dobrze, jak dawno nie było?

Nie ma żadnego problemu, jest naprawdę okej.

Myślisz o konkretnym wyniku w Dausze, o medalu, czy wszystko robisz, mając w głowie tylko igrzyska w Tokio?

Wiem dobrze, że trzeba do sprawy podchodzić bardzo spokojnie. Mogą się wydarzyć takie rzeczy jak na Memoriale Skolimowskiej, gdzie nagle Rumun Firfirica pobił rekord życiowy [67,32] i wygrał. Ja się niczym nie ekscytuję, nie popadam w żadną euforię, że jest dobrze. Jest, ale dalej muszę robić swoje. Jeśli rzucę 67 metrów, to będzie to naprawdę dobry prognostyk przed igrzyskami. To będę miał potwierdzenie, że plan działa i jeszcze tylko trzeba będzie trochę pozmieniać w technice, żeby jeszcze dało się dołożyć na odległości. Jestem w trakcie przygotowań.

Uznałeś z Kanterem, że po latach trzeba zrobić zmiany w twojej technice? Już zaczęliście zmieniać?

Próbowaliśmy, bo kiedyś bazowałem na szybkości, z niej daleko rzucałem, a ona z wiekiem spadła. Teraz trzeba bardziej myśleć o wykorzystaniu dźwigni. One nie są moim atutem. Zmiany w technice następują, bo muszą. Ale są trudne.

Byłeś ambasadorem Dauhy, kiedy się starała o te mistrzostwa. Dlaczego?

Parę razy tam już startowałem i wygrywałem, ale przede wszystkim Katar to jest kraj, który ma bardzo duże pieniądze i świetnie organizuje imprezy. Jak oni nie zrobią dobrze mistrzostw świata, to ja już nie wiem, kto zrobi.

Polska.

Masz rację. Chorzów ma świetny stadion, wszystko jest tam zrobione na najwyższym poziomie i za kilka lat, jak dostaniemy duże zawody, na pewno będzie pięknie. Już robimy świetne mityngi, Memoriał Skolimowskiej jest znakomity. Mam nadzieję, że się doczekam mistrzostw świata albo mistrzostw Europy u nas.

Chyba nie jako zawodnik, jeśli nadal aktualny jest plan, według którego za rok w Tokio zdobywasz olimpijski medal i kończysz karierę?

Nie ma takiej możliwości, żebym się dał namówić na kolejne sezony. Pora pożyć z rodziną.

Co myślisz o tej rodzinie, z którą wystartujesz w Dausze? Na co stać tym razem kadrę Polski? Znów na osiem medali, jak na MŚ dwa i cztery lata temu?

Potrzebujemy dobrego startu na niecały rok przed igrzyskami i stać nas na taki, ale na pewno będzie różnie, jednym się uda, a innym nie. Każdy z nas jest gotowy walczyć o jak najlepsze miejsce, ale nikt nie ma gwarancji, że je zdobędzie.

Nie widzisz pewniaków?

Uważam, że ich mamy, ale lata startów mnie nauczyły, że takich stuprocentowych pewniaków w sporcie nie ma. Nie pokażesz mi takiego zawodnika, któremu teraz, przed rozpoczęciem mistrzostw, moglibyśmy wysłać złoty medal, uznając, że na pewno go zdobędzie.

No tak - Anita Włodarczyk nie startuje, Usain Bolt już też nie startuje.

Nawet tacy ludzie mogą się zatrzymać już na eliminacjach. Ze swojego doświadczenia wiem, jak mocny byłem w 2015 roku Pekinie, a przecież chociaż pojechałem na mistrzostwa jako lider światowych list, to byłem jeden rzut od odpadnięcia w eliminacjach. A później było złoto.

Rok temu, na mistrzostwach Europy w Berlinie, eliminacji nie przeszedłeś, a później w finale był taki poziom, że spokojnie mógłbyś powalczyć o medal. Ale chyba nie żałujesz, że wszystko się tak potoczyło?

Gdybym rzucił chociaż tak, jak w próbnym rzucie przed eliminacjami, to chyba faktycznie byłby medal. Ale nie wracam do tego, nie rozpamiętuję, życie idzie dalej.

A ty idziesz nową drogą. Pewnie bez tamtego niepowodzenia nie zdecydowałbyś się na zmianę trenera, na spróbowanie czegoś innego na koniec kariery?

Mój wybór może się faktycznie okazać dobrą drogą na koniec kariery, a może się stać czymś dobrym dla młodych zawodników, bo będę mógł im więcej podpowiedzieć, przekazać więcej doświadczeń.

Ty chyba chcesz doczekać tych wielkich imprez w Polsce jako trener?

Na razie o byciu trenerem nie myślę. Jeszcze jestem zawodnikiem. Na sto procent. I jeszcze chcę mocno postartować.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.