Doping w lekkoatletyce: Rosjanom odebrano flagę i hymn, teraz na celowniku jest Kenia

Rosja nie została dopuszczona do mistrzostw świata w Katarze, ale na Rosji systemowy doping w lekkoatletyce się nie kończy. Następna do ukarania jest Kenia: prawo startu pod własną flagą zachowała, ale na jak długo?

Reprezentanci na mistrzostwa świata w Katarze biorą EPO. Związek lekkoatletyczny w porozumieniu z agencją antydopingową tuszuje wpadki. Działacze proszeni o komentarz zapewniają, że robią wszystko, żeby było czysto. Tak wygląda obraz kenijskiej lekkoatletyki w najnowszym reportażu telewizji ARD. Bardzo podobnie do obrazu rosyjskiego sportu we wcześniejszych reportażach ARD. I tutaj też, tak jak w przypadku Rosji, najbardziej oburza nie to, że sportowcy biorą. Bo to się zdarza wszędzie. Tylko to, że mają tak dobre warunki do szprycowania się: rzadkie kontrole, możliwość zatuszowania wpadki i działaczy, którzy uważają, że kłamać w obronie dobrego imienia ojczyzny to wzniosła rzecz.

Reporterzy ARD nagrali ukrytą kamerą, jak dwoje reprezentantów na mistrzostwa w Katarze wstrzykuje sobie EPO. Jeden z lekarzy specjalizujących się w dopingu opowiedział niemieckiej ekipie, że w kenijskiej kadrze tylko on sam ma dziś ośmiu klientów. ARD nagrała też byłego pracownika kenijskiej komisji antydopingowej, który opowiedział, że menedżerowie lekkoatletów płacą kenijskiej federacji i agencji za tuszowanie wpadek.

Joanna Jóźwik: Muszę trochę uspokoić głowę. Igrzyska są najważniejsze

Zobacz wideo

Kenia: lekkoatletyczna potęga, ale przez lata bez własnej agencji antydopingowej

Mówimy o światowej potędze lekkoatletycznej. O zarabiających miliony królach biegów ulicznych, ale też o medalistach imprez na stadionach. O kraju, który od 2007 roku tylko raz był poza podium klasyfikacji medalowej mistrzostw świata (2013 w Moskwie), który wygrał klasyfikację w Pekinie w 2015, a w 2013 i 2017 przegrał tylko ze Stanami Zjednoczonymi. Kraju, który w sześciu ostatnich mistrzostwach świata z rzędu zdobył co najmniej dziesięć medali, a dwa razy samych złotych zebrał po siedem. Ale też o kraju, który przez lata był właściwie poza kontrolą antydopingową i do niedawna nie miał nawet swojej agencji antydopingowej. - W Kenii mamy taką sytuację, że EPO jest tam łatwo dostępne i każdy wie jak je zdobyć - mówi w materiale ARD Brett Clothier z Athletics Integrity Unit (AIU), czyli specjalnej komisji, która ma nadzorować oczyszczanie lekkoatletyki z dopingu.

Od kiedy IAAF i WADA przykręciły Kenii śrubę, ten kraj jest drugi po Rosji na liście dyskwalifikacji za doping w lekkoatletyce. Ale w przeciwieństwie do Rosjan, Kenijczycy będą mogli startować w mistrzostwach świata w Katarze pod własną flagą, a nie jako sportowcy neutralni. Ich federacja lekkoatletyczna, w przeciwieństwie do rosyjskiej, nie jest zawieszona. Ale przybywa pytań, czy nie powinna. „Ilu jeszcze sportowców ma nie zdobyć medalu przez oszustwa Kenijczyków? Powinni być potraktowani jak Rosja – zawieszenie do odwołania” – napisał na Twitterze Kyle Langford, który w ostatnich mistrzostwach świata zajął czwarte miejsce na 800 m i przegrał m.in. z Kipyegonem Bettem, którego potem zdyskwalifikowano za EPO.

Pięć krajów wysokiego ryzyka dopingowego: Rosja, Białoruś, Ukraina, Etiopia, Kenia

Kenia nie jest zawieszona, ale to też nie oznacza, że nic się w jej sytuacji nie zmieniło. Ten kraj jest w lekkoatletyce jednym z pięciu objętych szczególnym nadzorem antydopingowym. Ta piątka to Rosja, Ukraina, Białoruś, Etiopia i właśnie Kenia. Sportowcy z tych krajów mają inne reguły kwalifikacji. Rosja najsurowsze, ale pozostała czwórka też surowe: oprócz minimów wynikowych ich sportowcy muszą też wypełnić minima antydopingowe. W sezonie mistrzostw świata lub igrzysk olimpijskich muszą przejść co najmniej trzy niezapowiedziane kontrole moczu i krwi, oraz przynajmniej jedną kontrolę podczas dużych międzynarodowych zawodów. Z tych trzech niezapowiedzianych kontroli co najmniej jedna musi być zrobiona do tzw. paszportu biologicznego i co najmniej jedna dotycząca EPO.

Ten system kwalifikacji obowiązuje od obecnego roku, ma wyeliminować z rywalizacji o medale jak najwięcej sportowców, którzy przez cały sezon unikają dużych zawodów i kontroli, a potem przyjeżdżają w zadziwiającej formie na MŚ i igrzyska. Wszystko nadzoruje wspomniany Athletic Integrity Unit. I to sito okazuje się być na tyle gęste, że nie przeszli przez nie np. dwaj biegacze na 5000 m, zwycięzcy kenijskich kwalifikacji, Michael Kibet i Daniel Simiyu. Obaj szykowali się na start w Katarze, żaden z nich nie miał dopingowej wpadki, ale na kilka dni przed MŚ dowiedzieli się, że nie mogą wystartować, ponieważ przeszli zbyt mało wiarygodnych kontroli.

Przed katarskimi mistrzostwami pobrano od przyszłych uczestników aż 700 próbek krwi, podczas zaczynającej się w piątek rywalizacji ma być zrobionych kolejnych 500 testów. To wszystko dobre informacje dla czystych sportowców. Ale gdy zobaczymy podczas mistrzostw na bieżni Rosjanina bez własnej flagi i Kenijczyka z flagą to trudno się będzie oprzeć wrażeniu, że tu sprawiedliwości nie stało się do końca zadość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.