Polski rekordzista świata nie wystąpi na MŚ. "Kto na to pozwolił"? Dyrektor PZLA odpowiada

"Kto pozwolił na podjęcie takiej decyzji? Kto poniesie odpowiedzialność?" - pyta w mediach społecznościowych Karol Zalewski. Halowy mistrz i rekordzista świata w sztafecie 4 x 400 m nie wystartuje na mistrzostwach świata, które od 26 września do 6 października będą rozgrywane w Dosze. - Naprawdę trudno posądzić pana Henryka Olszewskiego albo pana Tomka Majewskiego o to, że w ciemno wierzą, że zawodnik X będzie lepszy, bo ktoś go lubi, a zawodnik Y gorszy, bo ktoś go nie lubi - odpowiada Krzysztof Kęcki. Zalewski poniekąd wywołał do tablicy dyrektora sportowego Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Skład kadry na mistrzostwa PZLA podał w poniedziałek. W czwartek Zalewski postanowił wytłumaczyć kibicom, dlaczego jego nie ma w gronie zawodników wybranych przez związek. "Cześć Wam. Minęło już kilka dni odkąd wpłynęła informacja na temat powołań na Mistrzostwa Świata w Doha, dla mnie dość szokująca" - zaczął. I przedstawił swój punkt widzenia oraz zarzuty.

Łukasz Jachimiak: Czytał Pan oświadczenie Karola Zalewskiego?

Krzysztof Kęcki: Czytałem.

"Jak to powiedział szef szkolenia Krzysztof Kęcki w rozmowie telefonicznej z moim trenerem, mleko się rozlało" - napisał Zalewski. Żałuje Pan, że Zalewski nie znalazł się w kadrze Polski na mistrzostwa świata?

- Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Wielokrotnie z trenerem rozmawiałem, różne tematy poruszaliśmy, ale nie pamiętam, żebym powiedział, że mleko się rozlało. Mówiłem jego trenerowi, że Karol nie jest powołany ze względu na dyspozycję i na brak przydatności do sztafety mix [panowie wystartują tylko w takiej, razem z paniami, osobno nie zdobyli kwalifikacji]. W sprawie Zalewskiego zebrała się komisja PZLA i podjęła decyzje w związku z tym, że Karol nie dojechał na czas na zbiórkę reprezentacji przed Drużynowymi Mistrzostwami Europy. Z Karolem też się niedawno spotkałem, przedstawiłem mu argumenty szkoleniowe. Można sobie różne rzeczy pisać w mediach społecznościowych. To są emocje nie poparte faktami.

Nie jest tak, że trener czterystumetrowców Józef Lisowski i Karol Zalewski za sobą nie przepadają, więc trener nie chciał wziąć na mistrzostwa tego zawodnika, a PZLA uznał, że lepiej będzie zgodzić się z decyzją trenera?

- Wtedy wyszłoby na to, że zarząd związku i zespół odpowiedzialny za szkolenie jest tylko wykonawcą decyzji jednego trenera. Trener przedstawił wniosek odnośnie do składu. Zrobił to po mistrzostwach Polski. Do jego propozycji faktycznie się przychyliliśmy. Ale po naradzie. Uczestniczyliśmy w niej ja jako dyrektor sportowy związku, wiceprezes ds. szkoleniowych i trenerzy z bloku sprintu. Następnie sprawę przedyskutował zarząd, gdzie jest siedmiu ludzi. To są ludzie myślący, a nie ślepo wykonujący czyjeś życzenia. Były argumenty merytoryczne mówiące, że forma Karola nie jest dobra, a do dyspozycyjności, która też jest bardzo ważna, są duże zarzuty. Naprawdę trudno posądzić pana Henryka Olszewskiego albo pana Tomka Majewskiego o to, że w ciemno wierzą, że zawodnik X będzie lepszy, bo ktoś go lubi, a zawodnik Y gorszy, bo ktoś go nie lubi.

Zalewski swoje spóźnienie na Drużynowe Mistrzostwa Europy w Bydgoszczy przedstawia raczej jako niezbyt poważne przewinienie.

- On dojechał na zawody o dzień później, niż miał dojechać. Dotarł na miejsce dopiero w południe w dniu startu. Po trzygodzinnej podróży. I po po powrocie z zagranicy dzień wcześniej. Jego przydatność startowa była równa zeru. A to były poważne, międzynarodowe zawody. To między innymi z takich powodów, a nie ze względu na jakieś emocje Zalewski nie został powołany do kadry na mistrzostwa.

A nie dlatego, że - jak on twierdzi - byliście pewni, że jego na mistrzostwa zaprosi IAAF, więc przyznaliście miejscu komuś innemu?

- Hipotetycznie ze składu reprezentacji do sztafety mamy prawo wstawić nawet zawodnika z rzutów, ale nie było tematu, ponieważ nie został powołany do reprezentacji. Indywidualnie przez nas nie był rozpatrywany, bo nie uzyskał wskaźnika IAAF. A Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych nie zaprosiło Karola Zalewskiego z listy rankingowej.

Znów zacytuję zawodnika: "Starania kolegi Lisowskiego, o których długo by opowiadać, doprowadziły do takiego toku zdarzeń, że do sztafety mixed 4x400 na MŚ w Doha, zamiast mnie został powołany jego zawodnik Łukasz Krawczuk, który w bezpośrednim starciu nigdy ze mną nie wygrał". Dlaczego przydatność Krawczuka oceniliście wyżej?

- Bo on przede wszystkim biega w tych sztafetach - od tego zacznijmy. Jest zawsze dyspozycyjny, wielokrotnie uczestniczył w zawodach, zajmował dobre miejsca, nawet zdobywał medale. Można popatrzeć w statystyki, to jest utytułowany zawodnik [również ma w dorobku m.in. złoto i rekord świata z hali z MŚ 2018]. Taki tekst Karola jest nie w porządku wobec Łukasza.

Czyli Zalewski jest szybszy, ale gorzej od Krawczuka współpracuje z grupą i gorzej sprawdza się w sztafetach?

- Bieg sztafetowy ma inną specyfikę, ale żeby nie wyszło zaraz na to, że Krawczuk biega wolno. On też ma bardzo dobry rekord życiowy. A w sztafecie wielokrotnie potrafił pobiec bardzo dobrze. Umie się odnaleźć w przepychankach, w walce o miejsce. Takie wypowiadanie się Zalewskiego o koledze z drużyny jest przykre. Krawczuk zasłużył na swoje miejsce i na szacunek. On jest na każdą prośbę, uczestniczy w szkoleniu, nigdy z nim nie ma problemu. Mówienie "nigdy ze mną nie wygrał" jest nieeleganckie. Niech lepiej pan Karol Zalewski opowie, dlaczego stawił się na Drużynowe Mistrzostwa Europy dopiero na trzy godziny przed zawodami. Czy to było w porządku w stosunku do kolegów z drużyny? Naprawdę za dużo w tym tekście Zalewskiego jest emocji, a za mało merytoryki. Krawczuk jest finalistą ostatnich MŚ i ME, jest stałym uczestnikiem sztafet, jest sprawdzonym biegaczem. O czym my rozmawiamy?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.