ME Lekkoatletyka 2018. Paulina Guba: Po Rio trener namówił mnie, żebym dalej trenowała i teraz wygraliśmy mistrzostwa Europy

- Człowiek dorasta. Postanowiłam mieć głowę trochę wyżej niż do tej pory. Na igrzyskach w Rio mi nie poszło. Moim celem było tam chociaż dostanie się do ósemki. Nie dostałam się, ale trener mnie namówił, żebym pchała dalej i trenowała. No i wygraliśmy mistrzostwa Europy - mówi Paulina Guba. Polska kulomiotka sprawiła sensację, wygrywają finał ME w Berlinie i pokonując Christinę Schwanitz, którą uważała, że rywalkę poza swoim zasięgiem

Christina Schwanitz to mistrzyni i wicemistrzyni świata oraz dwukrotna mistrzyni Europy, która ten tytuł w Berlinie chciała zdobyć po raz trzeci z rzędu. Niemiecka kulomiotka była skazywana na złoto. Jej najlepszy tegoroczny wynik to 20,06 m. Druga Paulina Guba ma rezultat o wiele gorszy – 19,38. Ale w środowym finale ME w Berlinie Polka sprawiła sensację. Schwanitz prowadziła od pierwszej do ostatniej kolejki, wydawało się, że 19,19 m wystarczy jej do triumfu. Guba okazała się lepsza, uzyskując w ostatniej serii 19,33 m. Dla 26-letniej Polki to pierwszy w karierze medal wielkiej imprezy.

Łukasz Jachimiak: W ostatniej kolejce świetnym pchnięciem w granicach rekordu życiowego pokonałaś Christinę Schwanitz, wielką faworytkę berlińskiej publiczności. Jak się sprawia takie sensacje?

Paulina Guba: Widziałam, że jest trochę zdenerwowana, a ja po pierwszych bylejakich pchnięciach się rozluźniłam. W tym ostatnim stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia, wejdę i może pchnę dalej. Ale nie wiedziałam, że wygram mistrzostwo Europy. Nie wiem jak ja to zrobiłam. Klaudia Kardasz mi pomogła, bo po pobiciu rekordu Polski młodzieżowców [wynik 18,48 dał drugiej Polce czwarte miejsce] zaczęła mi krzyczeć nad uchem. Wtedy pomyślałam „No dobra, czas się ruszyć”.

Tym pchnięciem poruszyłaś stadion wypełniony niemieckimi kibicami.

- Widziałam, że mi kibicowali. To mnie napędziło, oni nadali rytm pchnięciu. Stadion się na tę ostatnią kolejkę obudził.

Paulina, dlaczego Ty nas oszukałaś, mówiąc po eliminacjach, że Schwanitz będzie poza zasięgiem?

- Ja nie wiem! To ona pchnęła 20 metrów w tym sezonie. Byłam pewna, że ona wyjdzie, pchnie z 19,80 i zamknie konkurs, a my się będziemy biły o srebro i brąz. A tu się okazuje, że nie wytrzymała presji.

Co Ci powiedziała po tym, jak pokonałaś ją w ostatniej chwili?

- Pogratulowała mi, bo to jest tak fajna osoba... Wygrać z kimś takim to jest naprawdę zaszczyt. Wiem, że ona mi kibicowała, wiele razy pomagała mi na zawodach. I ja jej też kibicowałam, kiedy miała swoje ostatnie pchnięcie.

W ubiegłym latach Ty nie wytrzymywałaś presji, odpadałaś już w eliminacjach. Teraz przyjechałaś z dobrym rekordem życiowym i w finale pokazałaś, że jesteś już inną zawodniczką.

- No tak, człowiek dorasta. Postanowiłam mieć głowę trochę wyżej niż do tej pory, niż np. na ubiegłorocznych MŚ w Londynie. Postanowiłam, że już do czegoś takiego nie dopuszczę, żebym schodziła ze stadionu ze łzami w oczach. Postanowiłam schodzić z radością.

Praca siłowa, praca techniczna, praca z psychologiem - to wszystko się złożyło na Twój sukces?

- Absolutnie wszystko. Przede wszystkim praca z moim trenerem, długie godziny spędzone na siłowni, wiele pchnięć. Bardzo mu dziękuję, bo on bardzo wiele ze mną wytrzymuje. Mam ciężki charakter, jak każda kobieta. Należą mu się wielkie brawa, to też jego złoty medal.

Podobno był taki moment, że zastanawiałaś się czy dalej trenować?

- Tak, na igrzyskach w Rio mi nie poszło. Moim celem było tam chociaż dostanie się do ósemki. Nie dostałam się, ale trener mnie namówił, żebym pchała dalej i trenowała. No i wygraliśmy mistrzostwa Europy. Drugim momentem kryzysowym był Londyn i te nieszczęsne kwalifikacje.

A w którym momencie odblokowałaś się psychicznie, uwierzyłaś, że możesz dołączyć do najlepszych?

- Wtedy, gdy trochę poruszałam ciało, zrobiłam się żywsza w kole, sprawniejsza. To dało mi napęd. Różne rzeczy robię. Niektórzy widząc mój trening byliby na pewno zaskoczeni, że robię takie dziwne ćwiczenia.

Berlin zdobyłaś, za rok MŚ, a za dwa lata igrzyska w Tokio. Twój trener mówi, że jesteś w stanie pchać 20 metrów, a to by oznaczało walkę o wielkie rzeczy i na tych imprezach.

- Czy jestem w stanie pchać 20 metrów? Myślę, że tak. Ale to będzie wymagało poprawienia treningu siłowego. Od października się za to zabierzemy. Obiecuję, że będę pracowała dalej. To co tu zrobiłam napędza.

Jak ciężko pracujesz teraz?

- Tak, że usiłuję skończyć studia, ale brakuje mi czasu. W tym roku odłożyłam wszystko, trenowałam tak dużo, że nie miałam czasu zupełnie na nic. Jak po treningu wracałam do domu, to wolałam się położyć spać. Czasem próbowałam poczytać książkę, ale to była ciężka sprawa. Wracałam z treningu siłowego, jadłam obiad, jechałam na następny trening, wracałam o godzinie 20-21, a następnego dnia było to samo od nowa. Opłaciło się!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.