ME Lekkoatletyka 2018. Piotr Małachowski: Jestem bardzo zły. Sport jest brutalny

- Jestem bardzo zły. Przegrałem ze stresem. Gdybym był nieprzygotowany, to powiedziałbym "No okej". Ale może przez to, że przegrałem wejdzie we mnie jeszcze większa wola walki, jeszcze większa chęć? - mówi Piotr Małachowski, który odpadł w eliminacjach rzutu dyskiem na ME w Berlinie, paląc wszystkie trzy rzuty. Dla naszego multimedalisty był to ostatni start na ME w karierze. - W 2020 roku będę się koncentrował tylko na igrzyskach, bo w Tokio chcę spełnić swoje marzenie - mówi Małachowski.

Małachowski to dwukrotny mistrz Europy, jeszcze do środy aktualny, bo wygrał w 2016 roku w Amsterdamie. A wcześniej w 2010 roku w Barcelonie. 35-letni dyskobol jest jedną z największych gwiazd polskiej reprezentacji, w imponującej kolekcji medalowej ma też złoto i dwa srebra z mistrzostw świata oraz dwa srebra z igrzysk olimpijskich.

W Berlinie do medalu typowany nie był. Z wynikiem 65,78 m zajmuje w bieżącym sezonie dopiero 12. miejsce na europejskiej liście. Ale do finału powinien wejść na luzie. Niestety, w pierwszej kolejce rzucił około 58 m, po czym celowo wyszedł z koła, by sędziowie nie mierzyli odległości. Tak samo postąpił po ostatniej próbie, bo wiedział, że wynik poniżej 60 metrów nic mu nie da. W drugiej kolejce trafił dyskiem w siatkę.

ME Lekkoatletyka 2018. Terminarz Mistrzostw Europy w Berlinie

Łukasz Jachimiak: W 2009 roku został Pan w Berlinie wicemistrzem świata, teraz odpadł Pan tu w eliminacjach mistrzostw Europy, paląc wszystkie trzy rzuty. Dlaczego?

Piotr Małachowski: Jestem rozczarowany, bo miałem dwa dobre rzuty rozgrzewkowe, jeden na 65 metrów [minimum wynosiło 64 m]. Po tym rzucie mówię: „Wow, jakie to jest proste”. Byłem fajnie poukładany, rzucało mi się lekko. Niestety, to były tylko rzuty próbne. Wydawało mi się, że zeszło ze mnie napięcie, że uciekł stres. A jednak nie.

Po Pana pierwszym rzucie na stadionowych telebimach pokazano Tomasza Majewskiego, który kręcił głową i przeklinał pod nosem. Dobrze Pana zna i widział, że jest Pan spięty?

- Na pewno. Zupełnie nie czułem dysku, ten dysk chodził mi bardzo blisko ciała. Zwyczajnie przegrałem ze stresem.

Z tak doświadczonym zawodnikiem wygrał stres? Aż trudno uwierzyć.

- Forma na pewno jest i mam nadzieję, że jeszcze ją pokażę, bo na koniec sezonu zostało parę startów.

Wie Pan o tym, że aż do teraz zawsze kwalifikował się Pan do finałów wielkich imprez?

- Tak, to jest mój drugi start w karierze, w którym zrobiłem zero.

Gdzie był pierwszy?

- W Oslo, na Diamentowej Lidze.

No tak, ale tam na pewno bolało mniej. A może po tym wyniku jednak zmieni Pan zdanie i Berlin to nie będą Pana ostatnie mistrzostwa Europy w karierze?

- Nie, w 2020 roku nie wystartuję w mistrzostwach, bo będę się koncentrował na igrzyskach olimpijskich. W Tokio chcę spełnić swoje marzenie [złoto olimpijskie to jedyne trofeum, jakiego Małachowski jeszcze nie wywalczył]. Co do mistrzostw Europy, to pewien etap się kończy, przychodzi nowe pokolenie zawodników dobrze rzucających. I tyle.

Oglądać ich z trybun będzie trudno?

- Na pewno. Taki jest sport – brutalny. Dzisiaj był brutalny dla mnie. Ale może przez to, że przegrałem wejdzie we mnie jeszcze większa wola walki, jeszcze większa chęć? Jestem bardzo zły. I jest bardzo przykro. Bo gdybym bym nieprzygotowany, to powiedziałbym: „No okej, jestem nieprzygotowany”. Ale byłem gotowy na naprawdę fajny wynik.

ME Lekkoatletyka 2018. Najliczniejsza ekipa Biało-Czerwonych w historii

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.