Witek to 23-letnia oszczepniczka, która w bieżącym sezonie ma drugi najlepszy wynik w Europie i piąty na świecie. Problem w tym, że szczyt formy prezentowała w maju, a w ostatnich tygodniach ze względu na problemy z barkiem nawet nie zbliża się do swojego normalnego poziomu.
Mimo to decyzja PZLA o pominięciu zawodniczki w powołaniach na ME wzbudziła duże kontrowersje.
W środę Polski Związek Lekkiej Atletyki opublikował na swojej stronie internetowej następujące oświadczenie:
Oświadczenie Zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki dotyczące braku powołania dla zawodniczki Marceliny Witek na Mistrzostwa Europy – Berlin 2018
Decyzja Zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki podjęta została w trosce o zdrowie zawodniczki, dalszy rozwój Jej kariery sportowej oraz na podstawie informacji o stanie zdrowia przekazanej przez Kierownika Zespołu Medycznego Związku i trenera zawodniczki.
Od kwietnia br. Marcelina borykała się z problemami zdrowotnymi, które istotnie wpłynęły na obniżenie dyspozycji startowej. W czerwcu przeszła kompleksowe badania, po których zaproponowano jej leczenie zachowawcze oraz 4-5 tygodniową przerwę w treningach. Zawodniczka nie podjęła zalecanej terapii.
Jednocześnie trener Marceliny zapewniał, że dolegliwości bólowe ustępują, a jej forma, sądząc po sprawdzianach treningowych, wzrasta. Ostatnie starty naszej najlepszej oszczepniczki potwierdziły jednak obawy Związku, a osiągnięte w ostatnich imprezach rezultaty, kilkanaście metrów bliższe od najlepszych tegorocznych wyników Marceliny, w jednoznaczny sposób upewniły Zarząd Związku o słuszności podjętej decyzji.
Polski Związek Lekkiej Atletyki wraz Zespołem Szkoleniowym jest przekonany, że zawodniczka o takiej skali talentu, jakim dysponuje Marcelina Witek, ma ogromną szansę na zdobycie w kolejnych latach wielu medali mistrzostw świata, czy igrzysk olimpijskich. Uważamy, że podstawowym warunkiem do rozwoju imponująco zapowiadającej się kariery sportowej jest brak kontuzji, który pozwoli w sposób niezachwiany zrealizować w pełni proces treningowy. W związku z powyższym podjęcie innej decyzji przez Zarząd PZLA, naraziłoby samą zawodniczkę na przedwczesne zakończenie dobrze zapowiadającej się kariery sportowej.
Talent Marceliny Witek został wcześniej zauważony przez władze PZLA i już w zeszłym roku pomimo niższych od tegorocznych rezultatów sportowych zawodniczka otrzymała stypendium sportowe opłacane ze środków własnych Związku. Nasze działania nie są ukierunkowane na bieżące sukcesy, a ich celem jest dbałość i wsparcie zawodniczki w rozwoju mistrzostwa sportowego.
Jednocześnie władze PZLA deklarują wszelkie możliwe wsparcie zarówno w fazie rehabilitacji zawodniczki jak i powrotu Jej do wysokiej formy w kolejnym sezonie.
W imieniu Zarządu Związku Paweł Olszański – Sekretarz Generalny
Łukasz Jachimiak: Najpierw dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki tłumaczył, że Marceliny Witek nie ma w kadrze na Berlin, bo nie prezentuje odpowiedniej formy, teraz z oświadczenia podpisanego przez Pana wynika, że decydowała troska o jej zdrowie. Czy nie byłoby lepiej, gdyby sama o sobie decydowała zawodniczka? Minimum na mistrzostwa wypełniła, a mimo kłopotów ze zdrowiem niedawno wygrała mistrzostwa Polski.
Paweł Olszański, sekretarz generalny PZLA: Czy nie sądzi Pan, że forma zawodniczki może być ściśle związana z informacją o stanie zdrowia? To jaka w tym momencie byłaby rola związku?
Związek wyznaczył minimum, które zawodniczka wypełniła.
- Czy prześledził pan jak wyglądają starty pani Marceliny od początku sezonu?
Oczywiście. Wiem, że 66,53 m rzuciła na początku maja, a ostatnio na krajowych mistrzostwach uzyskała tylko 55,97 m. Jasne, że ten wynik nie pozwalał Marcelinie marzyć o czołówce w Berlinie, ale czy mimo to nie powinna sama zdecydować czy chce tam wystartować?
- Czy wyjazd na mistrzostwa Europy i rzucenie około 50 metrów dla zawodniczki mającej drugi wynik w Europie miałby jakiś sens? Kilka dni temu - w ostatnich zawodach po mistrzostwach Polski - ona uzyskała wynik w okolicach 50 metrów, a pozostałe rzuty były nawet krótsze.
Jeśli chodzi o sens, to myślę, że ma rację Paweł Czapiewski, który twierdzi, że decydować powinni tylko zawodniczka i jej trener.
- Ale my mamy diagnozę i wiemy, co się dzieje z zawodniczką. Do tego deklarujemy pomoc. Przecież Marcelina w zeszłym roku nie zrobiła tak dobrych wyników jak w obecnym, a związek wyasygnował ze środków własnych pomoc finansową dla niej. Zarząd zrobił to na wniosek dyrektora Kęckiego, który poprosił o wsparcie młodej, perspektywicznej zawodniczki. Czy pan sądzi, że my ją opuścimy? Jeśli ma pan dziecko i widzi, że ono popełnia błędy, to nie chce go pan ustrzec przed ich popełnieniem i to niezależne od wieku? W decyzji związku wszyscy doszukują się jakiejś polityki, jakiejś złośliwości. Całkiem niepotrzebnie. Przecież w podobnej sytuacji jest druga nasza oszczepniczka, Maria Andrejczyk. Była czwarta na igrzyskach w Rio, sprawiła miłą niespodziankę, ale teraz już drugi rok po bardzo poważnej kontuzji nie może dojść do pełnej dyspozycji, a jest przez nas otoczona pełną opieką. Wnioskowaliśmy do głównego sponsora, aby dał jej czas i pozwolił się w komforcie przygotować do igrzysk w 2020 roku. W przypadku Marceliny Witek bardzo nam zależy aby uniknąć aż tak trudnej sytuacji. Dla PZLA nie jest priorytetem start zawodniczki w eliminacjach mistrzostw Europy, bo za dużo wszyscy inwestujemy, żeby patrzeć tak blisko. Nam zależy na tym, żeby ona się poddała leczeniu. Zespół medyczny zalecił konkretne leczenie farmakologiczne i kilkutygodniową przerwę w treningach. Niestety, z powodów dla nas niezrozumiałych, zawodniczka nie poddała się tym zaleceniom. Nie rozumiemy tego. Stwierdzone stany przeciążeniowe można wyleczyć zachowawczo. Ale jeśli kontuzja się pogłębi, to bez ingerencji chirurgicznej i ortopedycznej tego może się już nie wyleczy. Istnieje duże ryzyko, że wtedy czas rekonwalescencji będzie bardzo długi.
Mówi Pan, że dużo inwestujecie w Witek – ile konkretnie? Jak duże płacicie jej stypendium?
- Żeby analiza była pełna i rzetelna, to musiałbym mieć wyciąg z księgowości. Ale całe szkolenie, opłacanie trenera, jej wyjazdów, pobytów plus stypendium – to są nasze wydatki. Jednak w tym momencie nie chodzi o pieniądze. Nie rozumiem dlaczego ze zrozumieniem do sytuacji podchodzą fachowcy i zgadzają się z decyzją związku, a na zewnątrz jest hejt. On jest dla nas niezrozumiały. Czemu to ma służyć?
Ludzie myślą, że związek postanowił zaoszczędzić na zawodniczce kilka tysięcy złotych, a nawet podejrzewają, że w jej miejsce chcecie wysłać dodatkowego działacza.
- No bzdura, totalna bzdura! Mistrzostwa są blisko, nie będzie ogromnych kosztów choćby związanych z przelotami. My do Berlina wysyłamy bardzo dużą grupę trenerów, których dodatkowo sami opłacamy. Jest ich około 15. Finansujemy ich pobyt i wejściówki, żeby mogli dopilnować swoich zawodników na miejscu. W zatwierdzonej przez Ministerstwo Sportu i Turystyki grupie jest tylko jeden działacz – Tomasz Majewski, który będzie pełnił rolę kierownika ekipy.
Czyli na pewno nie jest tak, że dla Witek znalazłoby się miejsce, gdyby po kilku dniach przepychanki zgłosił się sponsor, np. Sport.pl, i zaproponował związkowi, że sfinansuje jej przelot i pobyt w Berlinie?
- Od wielu lat związek nie pozwala sobie na to, żeby ktoś komuś kupował wyjazd w ramach reprezentacji. Dochodziłoby do sytuacji paradoksalnych, bo zdarza się, że sponsora ma zawodnik, który ma trochę gorsze wyniki, a ten mocniejszy sportowo nie. W przypadku pani Marceliny na pewno nie chodzi o pieniądze. Koszt jej ewentualnego wyjazdu byłby niewspółmierny do tego, co w ciągu roku zostało wydane na jej zgrupowania, szkolenie, rzeczy związane z obsługą trenerską.
Kibice pamiętają zamieszanie związane ze startem naszych alpejczyków na tegorocznych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Tam w ostatniej chwili zgodę na start dostał zawodnik wcześniej skreślany przez Polski Związek Narciarski. Czy w sprawie Marceliny Witek coś jeszcze może się zmienić, czy listy startowe są już zamknięte i nie ma możliwości, żeby ewentualnie w ostatniej chwili ją zgłosić?
- Deadline był do poniedziałku do godziny 14. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś zgłoszono kogoś po terminie. Była nawet taka sytuacja, że na skutek błędu nie zgłosiliśmy kiedyś juniora i pomimo naszych dużych interwencji europejska federacja [EA] nie wyraziła zgody. Tak samo zostały potraktowane inne kraje, a wiem, że próśb jak nasza była kilkanaście.
Wiecie, że ojciec i zarazem trener zawodniczki w mediach społecznościowych komentuje Wasze decyzje i wypowiedzi?
- Oczywiście, że wiemy. Jest to dla nas przykre. Pewnie jak opadną emocje, to siądziemy sobie do rozmów i powyjaśniamy. Na pewno ostatnią rzeczą jakiej chcemy jest rozmowa przez media. Jeszcze raz podkreślam, że związek nie zostawi Marceliny bez szkolenia, bez zabezpieczenia. Wręcz chcielibyśmy, żeby większy był monitoring medyczny, bo ona trenuje konkurencję, która jest z rzutów najbardziej kontuzyjna. Marcelina Witek może być wielką zawodniczką, ale naprawdę nie warto nastawiać się tylko na start w eliminacjach mistrzostw Europy.
Ale może ona się łudziła, że wyjdzie jej jeden rzut i jakoś się załapie do „ósemki”, czym zapewni sobie ministerialne stypendium?
- Zarząd do końca czekał na zatwierdzenie składu na mistrzostwa. Głosowaliśmy nad nim w niedzielę, a w poniedziałek musieliśmy podać listę. Widzieliśmy, w jakiej dyspozycji jest Marcelina. Jeśli ktoś liczył na cud, no to przepraszam, nie wiem, co powiedzieć. Martwię się jak ona to wszystko przeżywa. Była rozmowa z zawodniczką. Przeprowadzili ją dyrektor Kęcki i Tomek Majewski. Starali się wszystko wytłumaczyć i uzasadniali. Również, że powinna sobie odpuścić start w mistrzostwach Europy. Wydawało się, że wszystko jest wyjaśnione. Dzisiaj wiemy, że zabrakło rozmowy i komunikacji z trenerem-ojcem i najpewniej z tego powodu zabrakło porozumienia i wspólnego stanowiska, a teraz są niepotrzebne nerwy i złość.