Memoriał Kusocińskiego. Justyna Święty lepsza od sześciokrotnej mistrzyni olimpijskiej! Anita Włodarczyk przegrała po raz drugi

- Myślałam bardziej o czasie niż o miejscu, nie spodziewałam się, że z nią wygram - mówi Justyna Święty-Ersetic. Biegaczka z Raciborza była najlepsza w biegu na 400 m na Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie. Wyprzedziła sześciokrotną mistrzynię olimpijską Allyson Felix! W rzucie młotem pań zaskakująca porażka Anity Włodarczyk a wśród panów Wojciech Nowicki z rekordem życiowym i triumfem nad Pawłem Fajdkiem oraz mistrzem olimpijskim Dilszodem Nazarowem

Nowa, piękna odsłona

Memoriał Kusocińskiego to najstarsza lekkoatletyczna impreza w kraju. Jej 64. edycja odbyła się na odnowionym Stadionie Śląskim. – Najpierw mityngi, później mistrzostwa Europy i świata – taki plan dla Chorzowa przedstawiał w rozmowach z dziennikarzami obecny na zawodach minister sportu Witold Bańka. A gwiazdy ściągnięte na memoriał podkreślały, że otoczka już jest jak na imprezach mistrzowskich.

Lało, ale nie zalało

Byłoby jeszcze lepiej, gdyby dopisała pogoda. Widzów było 20 tysięcy, czyli nieźle jak na tę fazę sezonu, czyli czas, w którym daleko jeszcze do głównego startu (do mistrzostw Europy w Berlinie zostały dwa miesiące). Niestety, lejący nad „Kotłem Czarownic” deszcz sprawił, że rywalizacja zaczęła się z godzinnym opóźnieniem. I nie stała na tak wysokim poziomie, na jakim mogłaby stać, gdyby warunki były lepsze.

Nowicki deptał, teraz naciska

Ale i tak było dobrze. W rzucie młotem mężczyzn Wojciech Nowicki pobił rekord życiowy, dwa razy uzyskując 80,63 m (poprawił swój najlepszy wynik o 16 cm). – Nie jestem do końca zadowolony, bo robiłem błędy techniczne, a jeszcze nogi mi się rozjeżdżały w mokrym kole – tłumaczył zwycięzca.

- E tam, deszcz nie zaszkodził, a nawet pomógł, bo to koło jest nowe i tępe – odpowiadał niespodziewanie pokonany Paweł Fajdek. On uzyskał 80,04 cm. – To nie jest wynik na moje ambicje, ale jest niezły jak na moje ostatnie przejścia – tłumaczył aktualny mistrz świata. I opowiadał o kontuzji kolana, zatruciu pokarmowym i męczących podróżach, które mu się skumulowały w ostatnich dniach. Jednak Fajdek doceniał też klasę Nowickiego. – Bardzo dobrze, że rzuca coraz dalej. Do tej pory deptał mi po piętach, teraz już mocno na mnie naciska – mówił.

Włodarczyk z nową serią

Cztery lata bez porażki, 42 wygrane starty z rzędu – ta imponująca seria Anity Włodarczyk skończyła się 28 maja w Halle. Tam nasza mistrzyni uzyskała tylko 65,71 m i zajęła dopiero dziewiąte miejsce. W Chorzowie poprawiła się o 10 metrów (75,52), ale znów nie wygrała. Lepsza okazała się Amerykanka Gwen Berry, która wynikiem 77,78 ustanowiła nowy rekord życiowy.

Włodarczyk w konkursie trzy razy przekroczyła 75 metrów, widać, że na razie ustabilizowała się na takim – średnim jak na nią – poziomie.

- Nie mam nic przeciwko, żeby w następnym starcie znów się poprawić o 10 metrów – śmiała się mistrzyni. – Jestem jeszcze bardzo wolna w kole, jak widzę niektóre swoje rzuty, to aż się dziwię. Ale będzie dobrze – dodawała spokojnie.

Haratyk daleko i równo

Stabilizację na wyższym poziomie pokazał Michał Haratyk. W Chorzowie był trzeci z wynikiem 21,58 m. Przegrał z Ryanem Crouserem (22,27) i Tomem Walshem (21,63), obecnie absolutnie najlepszymi kulomiotami, mającymi już na koncie wyniki powyżej 22,50. - Ryan powiedział mi, że jestem już bardzo blisko granicy 22 metrów. Czuję, że ustabilizowałem się na dobrym poziomie i mam się z czego odbić – mówił Haratyk w rozmowie ze Sport.pl. I dodawał, że dopiero drugi raz w karierze miał taki konkurs, w którym we wszystkich sześciu próbach uzyskał powyżej 21 m.

Słabiej spisał się Konrad Bukowiecki. On był piąty z wynikiem 20,32 m. – Osiągałem już 22 m, do mistrzostw Europy są jeszcze dwa miesiące, wiem, jak pracować – spokojnie oceniał.

Święty największą niespodzianką

Zachować spokój trudno było Justynie Święty-Ersetic. Do Chorzowa przyjechali wielcy kulomioci, o których wspomnieliśmy przed chwilą, w skoku o tyczce najlepszy był rekordzista świata Renaud Lavillenie (5,91 m, wyprzedził Pawła Wojciechowskiego, który uzyskał 5,71 i Piotra Liska, który skoczył tylko 5,51), najlepsi z najlepszych bili się na odległości w rzucie dyskiem (wygra aktualny mistrz świata Andrus Gudzius z rezultatem 69,30, Piotr Małachowski uzyskał 64,10 i był czwarty, Robert Urbanek zajął piątą pozycję z wynikiem 61,75), ale to Allyson Felix była najbardziej utytułowanym gościem memoriału. Amerykańska sprinterka jest sześciokrotną mistrzynią olimpijską i 11-krotną mistrzynią olimpijską. Święty wygrała z nią wyraźnie, miała czas 51,11 s, a Felix 51,35. – Sprawiła największą niespodziankę. Jej zwycięstwo nad Felix to dla mnie obrazek tego mityngu – oceniał Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą, a obecnie wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - Myślałam bardziej o czasie niż o miejscu, nie spodziewałam się, że z nią wygram. Strasznie się z tego zwycięstwa cieszę, zwłaszcza że wywalczyłam je u siebie, na trybunach była rodzina i wielu znajomych – mówiła zaraz po biegu Święty.

Swój czas oceniła jako bardzo dobrą prognozę przed Berlinem. Tam chce celować w medale zarówno indywidualnie, jak i w sztafecie. W obu konkurencjach marzą się jej zwycięstwa takie jak to z Chorzowa.

Swoboda wygrała, Kszczot drugi

Zadowolona z siebie była też Ewa Swoboda. Sezon na stadionie zaczęła od zwycięstwa i wyniku 11,30 s, który dał jej minimum na ME. Swój najlepszy wynik w tym roku ustanowił też Damian Czykier, który 110 m przez płotki przebiegł w czasie 13,42. Za szybki dla Polaka był tylko mistrz świata z 2015 roku Siergiej Szubienkow (13,25).

Drugi – na 800 m – był również Adam Kszczot. – Spokojnie, do mistrzostw Europy jeszcze dużo czasu, nie da się ich wygrać, wygrywając po drodze wszystko i w hali, i na stadionie – tłumaczył. Naszego multimedalistę wielkich imprez wyprzedził Kenijczyk Ferguson Rotich. Trzeci był brązowy medalista ubiegłorocznych MŚ (Kszczot zdobył w Londynie srebro), Kipyegon Bett.

Chrzest jak w rzece, mistrzostwa w domu

- Mieliśmy chrzest i to taki jak w rzece – śmiał się Tomasz Majewski, podsumowując mityng. – Było bardzo dobrze. Nie ma wątpliwości, że to jest nasz dom – dodawał były mistrz. Majewski twierdzi, że trzeba kilku lat, by zapracować sobie na organizację imprezy mistrzowskiej. Ilu konkretnie? – Realne jest przyznanie nam mistrzostw Europy w 2024 roku - odpowiedział.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.