Polski gepard znów najszybszy. Adam Kszczot mistrzem świata. "Żona mi kazała pojechać do Birmingham. Mądrego zawsze warto posłuchać"

Damian Bąbol
- W trakcie 12 dni miałem pięć mityngów. To bardzo dużo i naprawdę do końca wahałem się, czy wystartować w HMŚ. Żona mi jednak doradziła, żebym jechał - mówi Adam Kszczot, halowy mistrz świata.

W finałowym biegu na 800 metrów kibice w hali w Birmingham oglądali spektakl jednego aktora. Na ostatnim okrążeniu zawodnik RKS Łódź znów odpalił swoje "nitro" i odniósł jedno z upragnionych zwycięstw w karierze. Dotychczas w halowych mistrzostwach świata był: trzeci w Dausze (2010 roku) i drugi w Sopocie (2014).

Kszczot jak pirania

– Adam zaatakował niczym pirania, która poczuła krew i wiadomo było, że już nie odpuści. Podczas decydującej szarży miałem nawet wrażenie, że przez chwilę był zdziwiony reakcją rywali, którzy próbowali nawiązać z nim walkę. Jak nikt inny zasłużył na ten tytuł – mówi Marek Plawgo, były lekkoatleta, medalista mistrzostw świata, a obecnie ekspert TVP Sport w Birmingham.

Wicemistrz świata z ubiegłego roku z Londynu, to prawdziwy profesor jeśli chodzi o  zawody halowe. Ostatni raz pod dachem musiał uznać wyższość rywala w 2015 roku. Od ubiegłego roku startował we wszystkich liczących się mityngach i ani razu nie schodził z najwyższego stopnia podium.

Żona mi doradziła, żebym jednak jechał

Prawdopodobnie były to ostatnie HMŚ z udziałem Kszczota. W tym roku 29-letni biegacz wygrywa wszystko co jest do wygrania, ale niemal do ostatniej chwili nie było pewne, czy w ogóle weźmie udział w mistrzostwach w Birmingham. Wątpliwości łodzianina były związane z dużym obciążeniem startowym. Od lutego wystąpił w pięciu mityngach: Dusseldorfie, Madrycie, Lievin, Toruniu i Glasgow. Każde kończył na pierwszym miejscu. Po drodze zdobył jeszcze 11. tytuł mistrza Polski.

- W trakcie 12 dni miałem pięć mityngów. To bardzo dużo i naprawdę do końca wahałem się, czy wystartować w HMŚ. Żona mi jednak doradziła, żebym jechał. Powiedziała, że za dwa lata na kolejnych mistrzostwach w hali już pewnie nie pobiegnę, więc warto spróbować i powalczyć o kolejny sukces. Po krótkim namyśle nie widziałem żadnych przeciwskazań. Jak widać mądrego zawsze warto posłuchać – mówi Kszczot.

Kolcem po piszczelu

W 2020 roku dla podopiecznego trenera Zbigniewa Króla priorytetem będą igrzyska olimpijskie w Tokio. Do tej pory starty w Londynie (w 2012) i Rio de Janeiro (2016)  kończyły się porażkami dla multimedalisty mistrzostw świata (pięć krążków) i Europy (sześć, w tym pięć najcenniejszych). Występy na igrzyskach Kszczot dwukrotnie kończył w półfinale.

Dwa lata temu w Rio był w genialnej formie. Łodzianina wymieniano w gronie głównych kandydatów do medalu. Niestety, w decydującym biegu o awansie do finału za bardzo skupił się na bezpośredniej walce z Davidem Rudishą. Kenijczyk przejechał Polakowi kolcem po piszczelu i wytrącił go z rytmu.

W Tokio zła seria ma się skończyć. Zawodnik RKS będzie miał wtedy 31 lat, a to już ostatni moment na osiąganie wielkich wyników na dystansie 800 metrów. Po nadchodzących igrzyskach olimpijskich Kszczot prawdopodobnie zakończy karierę.

Cel na 2018? Berlin

Halowe mistrzostwo świata łódzkiego zawodnika oczywiście jeden z największych sukcesów w jego karierze, ale głównym celem na ten rok są mistrzostwa Europy, które zostaną rozegrane na stadionie olimpijskim w Berlinie. Jeśli Kszczot wygra, będzie pierwszym średniodystansowcem w historii, który trzy razy z rzędu sięgał po złoty medal Starego Kontynentu.

Martin Lewandowski w "Wilkowicz Sam na Sam": Z Anią Lewandowską rozmawiamy, nie mówię że zawalczy w KSW, ale... Tylko Robert, z tego co słyszałem, lekko się skrzywił

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.