Jaka może być dysproporcja między nielegalnie wspomagającymi się sportowcami i tymi przyłapanymi na stosowaniu dopingu najlepiej pokazują badania naukowców uniwersytetu w niemieckiej Tybindze i Harvard Medical School w USA. Przeprowadzano je pod przewodnictwem Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Aż 1/3 anonimowo ankietowanych uczestników lekkoatletycznych MŚ w Daegu (Korea Południowa) z 2011 roku, przyznała się, że w 12 miesiącach poprzedzających wielka imprezę, stosowała niedozwolone wspomagacze. Chociaż część informacji z raportu do mediów wyciekła już wcześniej, to o jego pełną publikację było trudno.
Nokautujące dane
Co ciekawe sondaż, według tych samych zasad, przeprowadzono też przed grudniowymi igrzyskami panarabskimi w Katarze. Pod koniec 2011 roku, w anonimowej ankiecie aż 45% badanych sportowców przyznała się do dobrowolnego stosowania dopingu na 12 miesięcy przed imprezą.
Informacji udzieliło w sumie 2167 sportowców czyli 90% z całej grupy startującej na tych dwóch imprezach. Margines błędu badań określono na 10%, co przy takich wynikach nie jest żadnym pocieszeniem.
Publikacja po... 6 latach
Oczywiście samo badanie i przetwarzanie danych to zajęcie pracochłonne, zastanawiające jest jednak dlaczego pełne autoryzowane dane pojawiły się tak późno. - Nie bardzo potrafię wyjaśnić to opóźnienie, wiem natomiast, że to co działo się za kulisami opracowania tych badań można uznać za ciemniejszą stronę sportu - powiedział dość tajemniczo na łamach „New York Times” Harrison Pope, profesor z Harvard Medical Schooll. Ostateczny i ogólnodostępny raport pojawił się dopiero pod koniec sierpnia 2017 roku. Opublikowano go na łamach magazynu „Sports Medicine”.
Wcześniej do opinii publicznej docierały już szokujące sygnały i liczby z raportu. W 2013 roku wyciekły do jednej z Amerykańskich gazet, jednak IAAF nie chciał autoryzować wówczas dostępnych informacji. W 2015 roku sprawą zajął się też „Sunday Times”. IAAF tym razem tylko zaprzeczyło jakoby miało blokować dostęp do pełnych danych i przypomniało, że jego komisja miała poważne „zastrzeżenia co do interpretacji zawartych w badaniach danych”. WADA, IAAF i autorzy raportu wciąż tkwili w komunikacyjnym sporze.
Oficjalnie czysto, przebadano wszystkich
Dane od samych sportowców i te pochodzące z oficjalnych kontroli dopingowych na zawodach to dwa inne światy. Pozytywny wynik testu na niedozwolone substancje w Daegu i Katarze miało odpowiednio 0,5 i 3,6% badanych. Oznaczać to może słabość samego systemu kontroli oraz duży spryt lekkoatletów.
„Sportowcy mają cała masę sposobów, by podczas kontroli antydopingowych nie być złapanym” – czytamy we wnioskach. Nie jest to specjalnie zadziwiająca konkluzja. Wystarczy przypomnieć sobie m.in. o przypadku Marion Jones. Amerykańska sprinterka w trakcie kariery na bieżni była kontrolowana ponad sto razy, ale nigdy nie została złapana na dopingu. Gdyby nie jej prywatna korespondencja i „nieżyczliwość” innych być może z medali i sukcesów cieszyłaby się do dziś.
Co ciekawe organizatorzy imprezy w Katarze chwalili się, że próbki krwi po raz pierwszy w historii lekkoatletycznych mistrzostw globu pobrano od wszystkich uczestników zmagań.
W Korei Południowej Polacy na sportowych arenach zdobyli jeden medal - złoto wywalczył Paweł Wojciechowski w skoku o tyczce. Po 5 latach brąz na tej imprezie przypadł też Karolinie Tymińskiej. Nasza siedmioboistka została przesunięta na podium z powodu dyskwalifikacji Rosjanki Tatjany Czernowej.