Doping. POLADA, czyli jak wyśledzić dopingowicza

Polska ma wreszcie agencję antydopingową, a agencja - uprawnienia, by łapać nawet takich dopingowych oszustów, którzy nigdy nie wpadli podczas testów. Potrzebny jest jeszcze jeden przełom: dopingowa sprawa karna, która podziała odstraszająco

POLADA, polska agencja antydopingowa, formalnie powstała 1 lipca. Gdy się już w pełni zorganizuje - potrzebuje na to kilku miesięcy - będzie mieć co najmniej dwa razy więcej pracowników niż działająca do tej pory Komisja do spraw Zwalczania Dopingu w Sporcie (ma być od 12 do 15 pracowników, w porównaniu z sześcioma etatami dotychczas). Będzie mieć większy budżet – docelowo 5 mln złotych, przy obecnych 3 mln. Ale przede wszystkim będzie mieć dużo mocniejszą pozycję i uprawnienia. Ma nie tylko badać, ale też śledzić i karać.

FBI i Scotland Yard skuteczniejsze niż test dopingowy

Komisja ds. zwalczania dopingu nie wymierzała sportowcom kar za doping, robiły to związki sportowe. POLADA ma karać, bo taki jest dziś trend w walce z dopingiem: przejmować uprawnienia od związków i federacji, które często nie potrafią zachować obiektywizmu, ustalając kary dla swoich sportowców. Często bywają hamulcowymi, a nie pomocą w walce z dopingiem. – To była jedna z pilnych zmian wymaganych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA – red)  – mówi minister sportu Witold Bańka, który jest też członkiem Komitetu Wykonawczego WADA.

Najważniejsza jest jednak ta zmiana: Komisja nie prowadziła śledztw dopingowych, a POLADA będzie to robić. Ma rekrutować do swojego biura śledczego byłych policjantów, tak jak amerykańska USADA rekrutuje agentów FBI, a brytyjska UKAD – oficerów Scotland Yardu.  Dlaczego to tak ważne? Bo największe dopingowe afery ostatnich lat wybuchały właśnie dzięki śledztwom, dzięki zbieraniu poszlak i dowodów, a nie po wpadce sportowca podczas badania. Marion Jones nie trafiła za kratki dlatego, że w jej moczu ktoś wykrył steryd, tylko przez to, że prowadziły do niej dopingowe tropy, zebrane przez FBI. To śledczy rozbili dopingową mafię laboratorium BALCO. Śledczy zagonili w róg Lance’a Armstronga, a USADA - podążając śladem ich ustaleń - doprowadziła do wykluczenia Amerykanina ze sportu i skazania tych, którzy w jego dopingowym sprzysiężeniu uczestniczyli. I znów: niepotrzebny był do tego pozytywny wynik testu Armstronga. Wystarczyły przesłuchania świadków i zbieranie poszlak. Można wykryć doping w próbce sportowca, ale nie dowiedzieć się nic na temat dopingowej siatki, która go zaopatrywała w doping, kryła, itd. Dlatego śledztwa są tak cenne.

„Dotychczas mogliśmy się dowiadywać, że jest jakaś dopingowa przesyłka. Ale już nie – do kogo?”

POLADA ma mieć swój własny pion śledczy, który będzie współpracować  z policją, prokuraturą, służbami celnymi i granicznymi. Ma wymieniać informacje, zaczynać dochodzenia. Śledczy będzie też odpowiadał za analizy danych gromadzonych przez agencję. – Prokuratura i  służby będą przesyłać informację nie tylko na wniosek, ale i z urzędu, na temat zawodników, trenerów itd. Taki model funkcjonuje tylko w Niemczech. My jesteśmy drudzy po nich  – mówi Rafał Piechota, dyrektor w ministerstwie sportu, odpowiedzialny za sprawy walki z dopingiem. Co taka współpraca oznacza w praktyce? - Do tej pory mogliśmy się dowiadywać tylko nieoficjalnie, że jakaś przesyłka z dopingiem została przechwycona. Ale nawet wówczas nie mieliśmy prawa do informacji, kto był adresatem takiej przesyłki. Czy to był sportowiec amator, wyczynowiec, trener itd. – mówi Michał Rynkowski, pełniący obowiązki dyrektora POLADA do czasu rozstrzygnięcia konkursu na dyrektora agencji.

Zmiany w prawie karnym: przemyt i handel dopingiem stają się przestępstwem

Kontrolerzy POLADA będą podlegać ochronie należnej funkcjonariuszom publicznym (dotychczas takiego statusu nie mieli). A pilotowanej przez ministra sportu Witolda Bańkę ustawie o zwalczaniu dopingu w sporcie  - to ta ustawa powołała POLADA – towarzyszą zmiany w prawie karnym. – Pojawiają się w polskim prawie dwa nowe przestępstwa dopingowe. Mówiąc kolokwialnie: przemyt i handel substancjami zabronionymi, zwłaszcza sterydami anabolicznymi. Bo to sterydami, jako alternatywą dla handlu narkotykami, mocno interesują się zorganizowane grupy przestępcze – mówi Rafał Piechota.

Dotychczas taki przemyt i handel można było ścigać tylko w wyjątkowych przypadkach, na podstawie zapisów prawa farmaceutycznego. – Kontekst dopingowy pojawił się w takich sprawach bardzo rzadko. Dlatego nie znamy kanałów dystrybucji zabronionych środków w Polsce. Nie wiemy do kogo te środki trafiały. Wiemy np, że jednym z centrów przerzutowych nielegalnych substancji w Europie jest Albania, że stamtąd doping trafia do Polski, Niemiec, itd. Ale dopiero dzięki tej zmianie w prawie będziemy mogli się dowiedzieć więcej – mówi Rafał Piechota.

Siedem lat, kilka dochodzeń – czy przepisy karne o dopingu dalej pozostaną na papierze?

W polskim prawie karnym już od 2010 roku są przepisy o karach za podawanie dopingu nieletnim oraz podawanie dopingu bez wiedzy sportowca (był to art. 50 ustawy o sporcie i przewidywał za te przestępstwa karę do dwóch lat więzienia). Tyle, że te przepisy pozostają martwe. Postępowania wszczęte przez prokuraturę w ciągu siedmiu lat istnienia tych przepisów można policzyć na palcach jednej ręki. Jedno z takich postępowań dotyczyło piłkarza Cracovii Dawida Nowaka, który przekonywał, że ktoś musiał dosypać mu stanozolol do odżywki. Postępowanie zostało umorzone, tak jak i w pozostałych przypadkach.

W takiej sytuacji artykuł 50 ustawy o sporcie z 2010 roku pozostawał tylko – lub aż - straszakiem: sportowiec, który przed komisją dyscyplinarną przekonywał, że ktoś podał mu doping bez jego wiedzy, zawsze może usłyszeć: czy zdajesz sobie sprawę, że w takim razie musimy skierować do prokuratury wniosek o wszczęcie postępowania karnego w tej sprawie i tam będziesz składać zeznania pod groźbą odpowiedzialności karnej? Zdarzały się już sytuacje, gdy sportowcy po takim pytaniu nagle przypominali sobie, skąd mógł się u nich wziąć doping.

Polscy działacze antydopingowi najbardziej żałują, że te przepisy o odpowiedzialności karnej za podanie dopingu weszły w życie dopiero w czerwcu 2010 roku, czyli niedługo po aferze dopingowej Kornelii Marek, złapanej na przyjmowaniu EPO podczas igrzysk w Vancouver.  Bo jej sprawa idealnie się nadawała do takiego prokuratorskiego postępowania: głośny przypadek, zawodniczka przekonująca, że ktoś jej doping podał, ale nie ma pojęcia, kto. – A w tamtym stanie prawnym to mogliśmy tylko spoglądać Kornelii w oczy i słuchać, że ona nic nie wie – mówi jeden z uczestników tamtego postępowania dyscyplinarnego.

Teraz do artykułów prawa karnego o podawaniu dopingu nieletnim i o dopingowaniu sportowca bez jego wiedzy dopisano jeszcze wspomniane dwa o przemycie i handlu. A polskiemu sportowi bardzo by się dziś przydał ambitny prokurator, który te zapisy wykorzysta tak, jak prokuratorzy z Wrocławia zrobili to z przepisami o korupcji w sporcie, czyszcząc polski futbol z ludzi ustawiających mecze.

- Dobra podstawa prawna już jest. Myślę, że w sprawie przemytu i handlu już się pojawią sprawy, które nie będą umarzane – mówi dyrektor Rafał Piechota.

Paszporty – kolejny  sposób łowienia oszustów

Doszło też w walce z dopingiem w Polsce do jednej ważnej zmiany, która jest w cieniu utworzenia POLADY, ale może się okazać nie mniej ważna. Chodzi o prawo do przetwarzania i wysyłania zagranicę danych osobowych. – To z miejsca uruchamia programy tworzenia w Polsce profili sterydowych i hematologicznych sportowców – mówi Rafał Piechota. Profile, zwane potocznie paszportami biologicznymi, to kolejny sposób na dyskwalifikowanie oszustów mimo że nie wykryto u nich żadnej zakazanej substancji. Profile, czyli odpowiednio opracowane serie badań, pozwalają karać za odchylenia od naturalnych parametrów sportowca. - Polska długo była jednym z wielu krajów, w których program paszportów sterydowych i hematologicznych ugrzązł, bo nie było podstaw prawnych do przetwarzania danych osobowych. To są dane o stanie zdrowia, więc bardzo wrażliwe, i są wprowadzane do systemu ADAMS, czyli wysyłane zagranicę. Dotychczas dane mogliśmy zbierać, ale nie mogliśmy ich wprowadzać do systemu ADAMS. A teraz już możemy tworzyć profil – mówi Rafał Piechota. – I jestem przekonany, że będą z tego nowe przypadki dopingu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.