„Zostańcie z nami, nie wychodźcie ze stadionu. Nadciąga potężna burza, a tu będziecie bezpieczni” – apelował spiker. Większość z około 40 tysięcy ludzi pozostała na Stadionie Olimpijskim, mimo że trzeci dzień finałów już się skończył. Było godzina 22, gdy z nieba lał się deszcz, a ludzie tańczyli do granej muzyki. Nikt się nie spieszył. Wyglądało na to, że po fali upałów (temperatura dochodziła tu w ostatnich dniach do 40 stopni Celsjusza) wszyscy odpoczywają, ciesząc się widokiem i zapachem deszczu. A kiedy kibice wyjęli i włączyli telefony, można się było poczuć jak na niezłym koncercie.
Choć opady były solidne, koniec końców można powiedzieć, że z dużej chmury spadł mały deszcz. Miała być potężna burza, a niebo było spokojne. Zapowiadane, a widziane tylko sporadycznie, grzmoty i błyskawice tak przestraszyły organizatorów mistrzostw, że odwołali planowane na czwartkowy wieczór dekoracje medalowe.
W centrum Berlina, na Breitscheidplatz, swoje nagrody mieli odebrać skoczkowie w dal, dziesięcioboiści, dyskobole i płotkarze biegający na 400 metrów. Pewnie woleliby już dostać to, na co zasłużyli. I trochę zmoknąć. A nawet nie, bo o 22.45 padać już przestało. Przynajmniej nad stadionem. Zmarznąć sportowcy na pewno nie mieliby jak, bo w późny czwartkowy wieczór termometry pokazywały aż 30 stopni Celsjusza.