Pięć miesięcy temu nikt o niej nie słyszał. Historia Pameli Jelimo ?
Absolutnie nie. Już w weekend czeka mnie finał światowy Grand Prix w Stuttgarcie. Wystąpi tam ośmiu najlepszych kulomiotów. Dalej mam swoje cele - chce wygrać tegoroczny ranking w pchnięciu kulą, by to wykonać muszę zaliczyć dobry start. Marzy mi się miejsce w trójce. Poza tym, chciałbym skończyć sezon dobrymi wynikami. Marzy mi się kilka pchnięć powyżej 21 metrów.
Rzeczywiście cała reszta to rodzaj bonusów. Ja już swoje zrobiłem, wykonałem 200 procent normy. Nic nie muszę udowadniać, bo udowodniłem to w najważniejszej dla sportowca chwili. Ale chcę też dobrze zakończyć ten najlepszy dla mnie sezon.
Dokładnie tak jest, ale nie męczy mnie to, w takim stopniu jak się obawiałem. Nie ma więc z tym problemów.
(śmiech) Nie, nie gadułą nie jestem. Staram się mówić krótko i konkretnie. Wydaje mi się, że to się udaje.
Ja staram się jakoś zdroworozsądkowo podchodzić do sportu. W końcu to jest tylko sport. Jakoś spokojniejszy byłem od niego po tym medalu.
Może mój dobór słów w angielskim nie jest tak bogaty, bym mógł wyrazić coś innego (znów śmiech), ale rzeczywiście dla mediów zagranicznych
starałem się wypowiadać bardzo poprawnie, tak jak tego oczekiwali. Poza tym oni, byli pierwsi. Najpierw im udzielałem wywiadów i kiedy doszedłem już do polskich dziennikarzy to mi wszystko wyraźnie osłabło, bo już miałem za sobą z piętnaście wywiadów. Trochę się wystrzelałem, trochę uspokoiłem.
To prawda, poniekąd zostałem bohaterem. Choć jak osobiście bohaterem się nie czuję. Cieszę się, że te Igrzyska jakoś tam nam wyszły, że mój złoty medal dał wkład w trud całej ekipy, że dałem ludziom radość. Ale jakoś sobie z tym radzę, trafiło w końcu na szerokie barki. Nie przesadzajmy z tym bohaterstwem.
Ale to tylko w tej kwestii, że częściej jestem w mediach i że ludzie częściej poznają mnie w warzywniaku. Ale poza tym moje życie się nie zmieniło. Dalej sobie spokojnie trenuje. Dalej jestem człowiekiem takim jak przedtem. I nie sądzę, by to się zmieniło i poszło w jakąś dziwną stronę.
Dokładnie tak. Ja ze schowaniem się w tłumie zawsze miałem problemy i byłem rozpoznawany także wcześniej. Teraz jestem rozpoznawany częściej i muszę z tym jakoś żyć.
Nie one same wychodzą z treningu. Już po pchnięciu robi się wszystko, by utrzymać się w kole. Teraz i tak jest lepiej. Kiedyś wyglądało to
jeszcze śmieszniej. Parę razy kręciłem się na nodze, a potem mnie przeważało i wylatywałem z koła. Wiele razy stałem na samych paluszkach i się trząsłem, aż wreszcie mnie przeważało, czasem w jedną, czasem w drugą.
Generalnie to wszystko nie byłoby mi potrzebne, gdybym robił idealne pchnięcie. Wtedy ten przeskok jest prosty i jak się zatrzymuję. Te wszystkie siły się równoważą...
Ale mam już bliżej, niż rok temu. Gdybym jednak to pchnięcie rozebrał na takie małe elementy i odcinki czasowe, to pewnie bym zobaczył, że jest wiele rzeczy do których można się przyczepić.
Pewnie ponad 22 metry. Mam nadzieję, że mi się to kiedyś uda.
Miałem zawsze ambicję, by mieć kratę na brzuchu, ale nigdy mi się nie udało. Miał być kaloryfer, a wyszedł termofor. Niby też grzeje, ale wygląda inaczej. Mam trochę tego tłuszczu, wszyscy go mamy. Po prostu my trenujemy bardzo dużo, ale żeby idealnie dopracować ciało, by wyglądać jak kulturysta, trzeba by oddzielnej diety, poświęceń, specjalnych treningów. A ponieważ my i tak tego treningu mamy bardzo dużo, to po
prostu nam się nie chce. Poza tym nie jest to potrzebne. Ja już teraz stwierdziłem, że już nie chcę mieć kaloryfera, bo to jest pchnięcie kulą, a nie konkurs piękności.