Tomasz Majewski: Chcę wygrać tegoroczny ranking

- Dalej mam swoje cele, chcę wygrać tegoroczny ranking w pchnięciu kulą - zapowiada Tomasz Majewski, mistrz olimpijski z Pekinu, przed fanałem Grand Prix w Stutttgarcie. Kulomiot opisująć swoją potężną sylwetkę mówi: Miałem zawsze ambicję, by mieć kratę na brzuchu, ale nigdy mi się nie udało. Miał być kaloryfer, a wyszedł termofor. Niby też grzeje, ale wygląda inaczej.

Pięć miesięcy temu nikt o niej nie słyszał. Historia Pameli Jelimo ?

Jak sukces i to co się wokół niego dzieje, przekłada się na plany sportowe. Myślisz już tylko o wypoczynku i wakacjach.

Absolutnie nie. Już w weekend czeka mnie finał światowy Grand Prix w Stuttgarcie. Wystąpi tam ośmiu najlepszych kulomiotów. Dalej mam swoje cele - chce wygrać tegoroczny ranking w pchnięciu kulą, by to wykonać muszę zaliczyć dobry start. Marzy mi się miejsce w trójce. Poza tym, chciałbym skończyć sezon dobrymi wynikami. Marzy mi się kilka pchnięć powyżej 21 metrów.

Ale główne cele zostały zrealizowane i to z nawiązką. Po pierwsze wreszcie przesunąłeś rekord życiowy za granicę 21 metrów, czym dołączyłeś do elity światowej miotaczy, no a po drugie, a właściwie po pierwsze zdobyłeś złoto w Pekinie.

Rzeczywiście cała reszta to rodzaj bonusów. Ja już swoje zrobiłem, wykonałem 200 procent normy. Nic nie muszę udowadniać, bo udowodniłem to w najważniejszej dla sportowca chwili. Ale chcę też dobrze zakończyć ten najlepszy dla mnie sezon.

Chce Ci się w ogóle jeszcze gadać? Przez ten miesiąc od czasu zdobycia mistrzostwa olimpijskiego pewnie udzieliłeś więcej wywiadów niż przez całe życie.

Dokładnie tak jest, ale nie męczy mnie to, w takim stopniu jak się obawiałem. Nie ma więc z tym problemów.

Jesteś gadułą, odkrywasz to w sobie?

(śmiech) Nie, nie gadułą nie jestem. Staram się mówić krótko i konkretnie. Wydaje mi się, że to się udaje.

To jeszcze a propos wywiadów. Chyba wszystkich nas rozbawił ten z jednym z dziennikarzy telewizyjnych, który patrząc mocno w górę, krzyczał: "Panie Tomku - to kosmos, to kosmos!", a ty na to spokojnie "Nie to tylko pchnięcie kulą". Czy trochę Cię irytowały tego typu podniosłe tony

Ja staram się jakoś zdroworozsądkowo podchodzić do sportu. W końcu to jest tylko sport. Jakoś spokojniejszy byłem od niego po tym medalu.

Grałeś takiego luźnego, rozsądnego, wyważonego przynajmniej w wywiadach dla polskich mediów, ale oglądałem też Twój wywiad dla Eurosportu i tam zachowywałeś się jak - nazwijmy to- "normalny" sportowiec. Mówiłeś, że jesteś szczęśliwy, zadowolony, wzruszony, że to najszczęśliwszy dzień w Twoim życiu. Tak jak typowy sportowiec, typowy medalista.

Może mój dobór słów w angielskim nie jest tak bogaty, bym mógł wyrazić coś innego (znów śmiech), ale rzeczywiście dla mediów zagranicznych

starałem się wypowiadać bardzo poprawnie, tak jak tego oczekiwali. Poza tym oni, byli pierwsi. Najpierw im udzielałem wywiadów i kiedy doszedłem już do polskich dziennikarzy to mi wszystko wyraźnie osłabło, bo już miałem za sobą z piętnaście wywiadów. Trochę się wystrzelałem, trochę uspokoiłem.

Chcąc nie chcąc zostałeś bohaterem polskiej ekipy. Odniosłeś sukces w najbardziej spektakularnej konkurencji, takiej którą oglądał cały świat. Przy cały szacunku dla innych medalistów, to jednak lekkoatletyka jest znacznie bardziej popularna na świecie niż np. wioślarstwo, czy gimnastyka.

To prawda, poniekąd zostałem bohaterem. Choć jak osobiście bohaterem się nie czuję. Cieszę się, że te Igrzyska jakoś tam nam wyszły, że mój złoty medal dał wkład w trud całej ekipy, że dałem ludziom radość. Ale jakoś sobie z tym radzę, trafiło w końcu na szerokie barki. Nie przesadzajmy z tym bohaterstwem.

Ale życie Ci się zmieniło. Zostałeś osobą publiczną. Zapraszają Cię do różnych telewizyjnych talk-show, wydobywane są Twoje zdjęcia sprzed wielu lat. Dziennikarze szukają jakiś pytań, żeby Cię zaskoczyć. Czujesz tę zmianę...

Ale to tylko w tej kwestii, że częściej jestem w mediach i że ludzie częściej poznają mnie w warzywniaku. Ale poza tym moje życie się nie zmieniło. Dalej sobie spokojnie trenuje. Dalej jestem człowiekiem takim jak przedtem. I nie sądzę, by to się zmieniło i poszło w jakąś dziwną stronę.

Z racji Twoich wymiarów (205 centymetrów wzrostu i 130 kilogramów) to do rozpoznawania powinieneś być przyzwyczajony. Trudno zapomnieć taką osobę...

Dokładnie tak. Ja ze schowaniem się w tłumie zawsze miałem problemy i byłem rozpoznawany także wcześniej. Teraz jestem rozpoznawany częściej i muszę z tym jakoś żyć.

Gdy oglądaliśmy olimpijski konkurs to widać było jak dużo w Twojej konkurencji jest akrobatyki. Ta walka o utrzymanie się w kole na jednej nodze. Masz jakieś ćwiczenia akrobatyczne?

Nie one same wychodzą z treningu. Już po pchnięciu robi się wszystko, by utrzymać się w kole. Teraz i tak jest lepiej. Kiedyś wyglądało to

jeszcze śmieszniej. Parę razy kręciłem się na nodze, a potem mnie przeważało i wylatywałem z koła. Wiele razy stałem na samych paluszkach i się trząsłem, aż wreszcie mnie przeważało, czasem w jedną, czasem w drugą.

Akrobatycznych ćwiczeń nie robicie, a na równowagę? Poza siłą, techniką pchnięcia, przecież najważniejsze jest, by ustać w kole.

Generalnie to wszystko nie byłoby mi potrzebne, gdybym robił idealne pchnięcie. Wtedy ten przeskok jest prosty i jak się zatrzymuję. Te wszystkie siły się równoważą...

Ale jak rozumiem do ideału Ci jeszcze daleko?

Ale mam już bliżej, niż rok temu. Gdybym jednak to pchnięcie rozebrał na takie małe elementy i odcinki czasowe, to pewnie bym zobaczył, że jest wiele rzeczy do których można się przyczepić.

A jeśli otrzesz się o idealne pchnięcie - na ile Cię stać?

Pewnie ponad 22 metry. Mam nadzieję, że mi się to kiedyś uda.

Zwykle sportowcy to ludzie o pięknie uformowanych mięśniach, bez śladu tłuszczu. A w przypadku Twojej konkurencji jest inaczej. Nosisz przed sobą spory brzuszek, zresztą nie tylko Ty. Wielu zawodników z czołówki też ma brzuchy. Jak to możliwe, przy tak ciężkich treningach...

Miałem zawsze ambicję, by mieć kratę na brzuchu, ale nigdy mi się nie udało. Miał być kaloryfer, a wyszedł termofor. Niby też grzeje, ale wygląda inaczej. Mam trochę tego tłuszczu, wszyscy go mamy. Po prostu my trenujemy bardzo dużo, ale żeby idealnie dopracować ciało, by wyglądać jak kulturysta, trzeba by oddzielnej diety, poświęceń, specjalnych treningów. A ponieważ my i tak tego treningu mamy bardzo dużo, to po

prostu nam się nie chce. Poza tym nie jest to potrzebne. Ja już teraz stwierdziłem, że już nie chcę mieć kaloryfera, bo to jest pchnięcie kulą, a nie konkurs piękności.

Jak Majewski i Małachowski zostali odkryci w Ciechanowie ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.