MŚ w Pekinie. Włodarczyk lubi bić rekordy

Jak się czuje przed startem sportowiec, od którego wszyscy żądają nie tylko zdobycia złota, ale też pobicia rekordu świata? Kolejnego. Dziś na MŚ finał rzutu młotem z Anitą Włodarczyk. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE od 13:00.

Najgorsze jest zawsze oczekiwanie, czas dłuży się w nieskończoność. Śpi się długo, ile wlezie, czyta się książki. Anita otwiera coś o lotnictwie. Uważa, że ta lektura wiąże się z jej konkurencją. Ona lubi latać daleko, jej młot lubi latać daleko. Chodzi się na kawę do Starbucksa, który jest w odległości rzutowej od hotelu, i staje się to rytuałem. Chodzą tam oboje z Piotrem Małachowskim, który również startuje jako jeden z ostatnich Polaków.

Krzysztof Kaliszewski mówił, że dla niego i Anity (stanowią parę trener - zawodniczka od 2009 r.) taka sytuacja jest normalna. Często startują w drugiej części wielkich imprez i muszą się nauczyć cierpliwości. Codziennie się widzi, jak inni zawodnicy przygotowują się do startu, potem wieczorem wracają, część z medalami, część bez, ale z rekordami życiowymi. I emocjami. A potem, gdy przychodzi czas na start, pojawiają się też trudności z zaśnięciem. - Sześć dni czekania to coś okropnego - powiedziała wczoraj, kiedy w pierwszym rzucie zapewniła sobie awans do dzisiejszego finału. 15 sekund wysiłku - i znów mogła wrócić do czytania o samolotach.

Do tej pory emocje Anity związane były z myśleniem o zawodach w Pekinie i przypominaniem sobie, jak było ostatnio.

- Chciałabym wrócić na tron. Zdobywałam ostatnio srebrne medale [na światowych imprezach], przegrywałam z Tatianą Łysenko. Rosjanki w Pekinie nie ma. Chciałabym zdobyć złoto - mówiła. Łysenko pokonała Polkę na igrzyskach w Londynie i na mistrzostwach świata w Moskwie. Ale teraz wyszła za mąż i urodziła dziecko.

Czas oczekiwania to też wspomnienia z poprzednich imprez, które nakręcają. Berlin, chwila wielkiego triumfu, pamiętny konkurs. Anita w drugim rzucie poprawia rekord świata, ale potem Betty Heidler rzuca bardzo daleko. Młot niesie ryk dziesiątków tysięcy niemieckich gardeł na Olympiastadion. A jednak ląduje bliżej. Anita rzuca w rękawiczkach zmarłej kilka miesięcy wcześniej Kamili Skolimowskiej. One wciąż są z nią, wciąż nimi rzuca. I wciąż wraca myślami do nagłego boomu na polskich rzutniach, który zaczął się, gdy Kamila i Szymon Ziółkowski zdobyli złote medale na igrzyskach olimpijskich w Sydney w 2000 r. To tam konkurs rzutu młotem kobiet pojawił się w programie olimpijskim po raz pierwszy.

I tak się składa, że konkurencja rośnie razem z Włodarczyk. Jest jedyną zawodniczką w rzutach, która w ostatnich latach bije rekordy świata. Wciąż się rozwija. Od rekordu z Berlina poprawiła życiówkę dziesięciokrotnie, na sześć ostatnich rekordów świata pięć jest jej, mimo że nie może ćwiczyć tak jak inne zawodniczki. Trener Kalinowski musi oszukiwać jej organizm, stosując trening funkcjonalny wykorzystujący masę ciała, piłki gumowe i taśmy. I jest w permanentnym strachu o kręgosłup podopiecznej, który zresztą co jakiś czas boleśnie o sobie przypomina. Rywalki zakładają na sztangę 200 kg i robią przysiady. Anita poprzestaje na 120 kg. Ale ma bajeczną technikę - niski środek ciężkości, szybkie nogi i długie ręce pozwalają jej na osiągnięcie prędkości obrotowej nieosiągalnej dla innych.

Anita może więc realnie myśleć o rekordzie. Ba, jeśli go pobije, tak jak w Cetniewie, to będzie nie tylko bogatsza o 100 tys. dol., ale również prawdopodobnie będzie jedyną uczestniczką mistrzostw, która tego dokona. - Przed zawodami w Cetniewie nie czułam, żeby to był dzień, w którym mogę pobić rekord świata. To było zaskoczenie.

Na razie Anita prawdopodobnie zbliża się do rekordu w jedzeniu jajek, ale nie takiego jednodniowego, tylko długodystansowego, bo ten krótki padł chyba w 2010 r. w Barcelonie - osiem na jedno śniadanie. Jest to już rodzaj procedury na wielkich imprezach. Wczoraj były cztery. W sumie w Pekinie 25. Będzie pewnie ich blisko 40. Te rekordy nie są oficjalne. Ale i tak imponujące.

Piękne siedmioboistki przy pracy. I po pracy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.