Pekin 2015. Fajdek i rzut kaczką po pekińsku

Skomplikowane losy złotego medalu Pawła Fajdka rozżarzyły światowe media. Jeszcze nigdy żaden młociarz nie był tak sławny, ale Fajdek na FB napisał: ?Przykro mi, że przyniosło mi to większy rozgłos niż obrona tytułu?.

Oświadczenie zostało opublikowane na Facebooku przez Fajdka. Ma charakter humorystyczny. Zacznijmy jednak od tego, co napisały światowe media. I niektóre polskie.

Po zdobyciu złotego medalu Fajdka i innych lekkoatletów zaproszono na imprezę. Organizował ją Orlen, sponsor PZLA, biesiada toczyła się raczej spokojnie - przy kaczce po pekińsku. Co było potem, okryte jest na razie mgłą tajemnicy. Albo dezinformacji.

Chińska agencja prasowa Xinhua - państwowa, komunistyczna - oraz wiele innych mediów doniosło, że po imprezie była kolejna, a potem pijany Fajdek chciał zapłacić taksówkarzowi medalem za kurs powrotny do hotelu. Taką informację podał, powołując się na Xinhua, dziennik "Tencent", a za nią wydania internetowe brytyjskiego "Independenta", włoskiej "La Gazzetta dello Sport", hiszpańskich "Asa" i "Marki", francuskiego "L'Equipe" oraz media na całym świecie, nawet na Kubie.

Bez ociągania odrzucamy tę wersję jako dowód, że czasami nawet poważne media działają w stylu radia Erewań. Inni pisali, że pijany Fajdek pozował z medalem taksówkarzowi do zdjęcia i zostawił trofeum w samochodzie. Hm, taka wersja jest do przyjęcia. Faktycznie, byliśmy świadkami, że przed każdym medalistą ustawiała się kolejka Chińczyków, którzy żądali zdjęcia. Sam Fajdek wspominał, że - wracając z dekoracji - jeden Chińczyk uwiesił się barku, a drugi u nogi, i tak chcieli być sfotografowani. Można być skołowanym.

Następnie, wciąż - według mediów - pijany mistrz wszedł do hotelu i tam zauważył brak medalu. Tu pojawia się w tej wersji menedżer Czesław Zapała. Poszedł do recepcji, sprawdzono monitoring, zadzwonił do korporacji taksówkowej, odnaleziono kierowcę, a ten przywiózł medal do hotelu. Fajdek poszedł uspokojony spać. Na pewno, bo następnego dnia Wojciech Nowicki, brązowy medalista, zeznał, że chrapał.

Najważniejsze, że mistrz medal ma, widzieliśmy, nawet wydaje nam się, że ślady próbowania zębami, czy to ten, dostrzegliśmy.

Wczoraj Fajdek wziął wyjaśnianie afery w swoje mocne ręce. Opisując na Facebooku nocne przygody, zauważa przede wszystkim, że nie był sam w taksówce, bo jechał z nim menedżer Zapała. Oraz że taksówkarz odjechał z medalem nieświadomy, że go ma.

Co do swojego stanu trzeźwości sprytnie unikał wyjaśnień, raczej zakręcił tutaj jak w kole: "Nie można nazwać kogoś pijanym, zataczającym się biednym sportowcem i rozsiewać durne plotki w momencie, gdy żadnej z osób, które to wszystko rozdmuchały, nie było w danym miejscu".

Nas rozbawił fragment o wyściskaniu taksówkarza wracającego z medalem, bo sobie to wyobraziliśmy. Na koniec wpisu zgrabne mrugnięcie okiem do facebookowiczów. "Tym, którzy zawsze ze mną byli i będą, dziękuję, natomiast nowych fanów i kibiców serdecznie witam i mam nadzieję, że przyciągają Was wyniki sportowe, a nie tanie sensacje bez pokrycia".

Nie byliśmy w stanie osobiście porozmawiać o tym z Pawłem, bo wczoraj wieczorem znów był na mieście.

Zobacz wideo

Paweł Fajdek w światowych mediach. "Odzyskał medal, będzie miał za co wrócić" [PRZEGLĄD]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.