Diamentowa Liga. Wojciechowski i Lisek obiecują poprawę

Paweł Wojciechowski i Piotr Lisek zaliczyli tylko 5,50 i 5,65 i szybko odpadli w konkursu skoku o tyczce podczas Diamentowej Ligi w Londynie. Wygrał Francuz Renaud Lavillenie z wynikiem 6,03.

Tyczkarze mieli rywalizować w piątek, ale ze względu na obfite opady deszczu organizatorzy przenieśli rywalizację na sobotę. W dobrych warunkach Renaud Lavillenie po raz drugi w sezonie pokonał sześć metrów, ustanawiając wynikiem 6,03 rekord stadionu i rekord zawodów. Trzykrotnie próbował jeszcze skoczyć 6,10, ale bez powodzenia.

Próby na wysokości 6,03 miał też 21-letni Shawn Barber. Kanadyjczyk jest odkryciem tego sezonu, w sobotę wynikiem 5,93 poprawił rekord kraju.

Polacy odpadli znacznie wcześniej. Wojciechowski skoczył tylko 5,50, Lisek 5,65, po czym obaj odpadli na wysokości 5,73.

Czas potrenować

- Tak bywa. Ja mam za sobą bardzo dużo startów i moc już powoli odchodzi, bo jeżdżę praktycznie ze startu na start. Na mistrzostwach Polski czułem się jeszcze dobrze, a tutaj już czegoś zabrakło - tłumaczył się Wojciechowski. - Nie przejmuję się, to po prostu oznaka, że przyszedł czas, by potrenować. Zbliżamy się do mistrzostw świata, teraz trzeba się przygotowywać do tej najważniejszej imprezy - dodał.

Przed mistrzostwami, które rozpoczną się 22 sierpnia w Pekinie, Wojciechowski wystąpi już tylko raz, na Memoriale Janusz Kusocińskiego w Szczecinie.

Sprawdzian będzie na MŚ

Wojciechowski w tym sezonie w Lozannie wygrał z Lavillenie'm, ale nie przywiązuje do tego wagi. - Jeśli już, to bardziej ze względu na wysokość, którą pokonałem (5,84). Ja walczę sam ze sobą i z wysokościami, staram się nie zwracać uwagi na to, z kim walczę - mówił w Londynie.

Wynik z Lozanny daje mu szóste miejsce na tegorocznych listach światowych. Pięciu zawodników skakało powyżej 5,90. - Faktycznie, w tym roku poziom jest niesamowity. Robię wszystko, by dorównać czołówce i mam nadzieję, że uda mi się to na mistrzostwach świata - zapowiadał Wojciechowski, który w tym sezonie był bliski poprawienia własnego rekordu Polski, wynoszącego od 2011 roku 5,91.

- Może zabrakło oskakania, bo takie skoki wychodzą mi tylko podczas zawodów. Na treningu już zaliczenie 5,50 jest dla mnie bardzo dobrym wynikiem i przekłada się na ponad 5,80 na zawodach - tłumaczył.

W poszukiwaniu formy

Spokojny był także drugi z Polaków startujących w Londynie. - Z dzisiejszego wyniku nie jestem zadowolony, ale w porównaniu z moimi ostatnimi ekscesami to 5,65 jest krokiem do przodu - komentował swój występ Lisek.

Zawodnik ze Szczecina rozstał się w trakcie sezonu z trenerem Wiaczesławem Kaliczniczenką, który doprowadził go do medalu halowych mistrzostw Europy 2015 w Pradze. - Na temat rozstania z trenerem nie chcę mówić. Tak się stało i tyle - uciął temat. Teraz trenuje z jego niedawnym asystentem, Marcinem Szczepańskim.

- Prosto stąd lecę na obóz treningowy do Włoch. Pod opieką trenera Dariusza Łosia [trener Roberta Sobery], bo mój obecny trener nie ma jeszcze zaufania w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni i będę mógł z nim wyjeżdżać - opisywał swoją sytuację Lisek. - Jestem teraz dziewięć dni bez trenera, ale mam rozpisany plan treningowy, a technikę będę konsultował z trenerem Łosiem na bieżąco - dodał.

Tyczki znów nie doleciały

Innym problemem Liska są tyczki. - Skaczę na innych, bo mój pierwszy zestaw nie doleciał z Monako. Pecha mam do tych tyczek. Zawsze mam jakiś zapasowy komplet, daję radę, ale jest to dodatkowy stres. Jestem najcięższym tyczkarzem w czołówce, więc nie mam możliwości pożyczania sprzętu od innych - mówił.

Podobnie jak Wojciechowski, Lisek szczyt formy planuje na MŚ. - Ja odwrotnie niż Paweł na treningach często skaczę wysoko, ale nie zawsze umiem to powtórzyć na zawodach. Miałem spadek formy i mam nadzieję, że mam go za sobą. Chyba jestem na dobrej drodze. Trochę odbiegłem od swoich norm, jeśli chodzi o siłę, ale techniki nie zgubiłem - zakończył z optymizmem w głosie.

Najniebezpieczniejsze stadiony świata. Jest polski. Domyślasz się który?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.