Lekkoatletyka. Marek Plawgo: Dobek może w przyszłości biegać poniżej 48 sekund

- Nie chodzi o sam rekord kraju, ale o to, by dał on coś więcej, czyli medale - mówi w rozmowie ze Sport.pl Marek Plawgo, rekordzista Polski na 400 m przez płotki, który wierzy, że w końcu doczekał się godnego następcy.

21-letni Patryk Dobek na 400 m przez płotki biega dopiero drugi sezon, a już znalazł się w ścisłej światowej czołówce. Szybciej od niego biegało w tym sezonie tylko sześciu zawodników, z których jeden nie pobiegnie na MŚ w Pekinie, a dwóch innych Polak pokonał ostatnio w Monako, ustanawiając nowy rekord życiowy 48.62.

Na co stać Dobka? Co może jeszcze poprawić, a na co musi uważać? Rozmawiałem na ten temat z aktualnym rekordzistą kraju (48.12) Markiem Plawgo.

Tadeusz Kądziela: Na niedawnych mistrzostwach Polski oficjalnie pożegnał się pan z lekką atletyką. To dlatego, że dopiero teraz pojawił się następca?

Marek Plawgo: Nie, ja karierę skończyłem już dużo wcześniej. Polski Związek Lekkiej Atletyki wprowadził teraz tradycję związaną z wręczaniem specjalnego dyplomu i ta ceremonia miała miejsce w Krakowie. Ale faktycznie pozostawiam po sobie następcę, który do moich wyników nawiązuje i kibiców przyzwyczajonych do sukcesów na płotkach będzie rozpieszczał dobrymi występami. Może to znak, że czas, w którym odchodzę, jest odpowiedni.

Dobek w szybkim tempie zbliża się do rekordu Polski. Nie będzie szkoda go tracić?

- Rekordy są po to, by je pobijać. Ja pobiłem ten poprzedni Pawła Januszewskiego, a ten mój też nie jest jakiś niebotyczny i czeka na kogoś szybszego. To nie jest wynik na poziomie rekordu świata, żeby długo się do niego nikt nie zbliżał, to jest wynik, jaki rokrocznie pada na świecie, więc jest w zasięgu Patryka. Wiele osób już pyta nie "czy", tylko "kiedy". Będzie to dodawało emocji przy oglądaniu jego biegów. Aczkolwiek to nie wynik jest teraz ważny, ale to, by osiągnięty był w takim biegu, w którym on da coś więcej niż rekord Polski, a mówię tu o medalach, bo one będą ważniejsze.

Szybki progres Dobka zaskakuje? Dość późno trafił do tej konkurencji i praktycznie w dwa sezony wdarł się do światowej czołówki.

- Szczerze mówiąc bardziej byłem zdziwiony wcześniej, że kilku czterystumetrowcom, którzy mieli dobre wyniki na dystansie płaskim, gdy próbowali się przenieść na płotki, to nie udawało im się zejść poniżej 50 sekund, nie mówiąc o 49. W Europie takie przejścia się udawały, ale już przestałem wierzyć, że u nas też to jest możliwe, choć nie znałem powodu, dla którego się nie udaje. Dla mnie Partyk pokazał, że wszystko jest w porządku z polskimi płotkami i że można szybko biegać.

Modelowo progresja wyników nastąpiła bardzo podobnie jak u mnie. Też był taki boom i nagle zaczęły się pojawiać wyniki poniżej 50 sekund i jeszcze lepsze. Ja też nieoczekiwanie w wieku lat 20 pobiłem rekord Polski seniorów. Jeżeli ktoś czuje płotki i wie, jak je biegać, to dosyć szybko może łamać kolejne granice. Patryk czuje je doskonale, ma wspaniały ciąg między płotkami, bo tak to nazywamy, ale ma jeszcze problemy techniczne. Jest trochę do poprawienia, choć jak pokazują Amerykanie, nawet bez doskonałej techniki można myśleć o wynikach nawet poniżej 48 sekund.

Z czego wynikają błędy techniczne i na ile można je poprawić?

- On te płotki biega relatywnie krótko. Różnica między mną a Patrykiem leży w podstawie, wychowaniu. Mój trener, Jan Widera, od początku mojej przygody ze sportem miał na mnie pewien plan i go realizował. Od piątej klasy szkoły podstawowej byłem przygotowywany do biegania płotków ani razu ich nie biegając, ale mój aparat ruchu był przygotowywany, by pokonywać je efektywnie i ekonomicznie. Niektórych ćwiczeń nie rozumiałem, ale potem przynosiły rezultaty w karierze seniorskiej, bo ja miałem absolutną łatwość pokonywania płotków. Pierwszy start miałem dopiero w siódmej klasie, obecnej pierwszej gimnazjum. Można powiedzieć, że to był marzycielski plan trenera, ale jak się okazało, skuteczny.

Mi te płotki wychodziły dużo lepiej, ale Amerykanie są na bakier z techniką, a mimo to doskonale sobie radzą i schodzą poniżej 48 sekund. Z drugiej strony my z gorszymi rekordami na dystansie płaskim i mniejszymi możliwościami fizycznymi musimy szukać przewagi gdzie indziej. Więc jeśli Patryk ma jakieś rezerwy na płotkach, to musi to poprawić, żeby pokonanie płotka było bardziej ekonomiczne. Nie może szastać energią, by trzymać ją na piorunujące końcówki, z których myślę, że będzie słynął i którymi będzie rozstrzygał biegi na swoją korzyść, bo to jest to, co w tym roku zrobił na młodzieżowych ME w Tallinie czy w Monako. Na wybiegu z ostatniego płotka i na ostatnich metrach często decyduje się kolejność na mecie.

To wynika z wytrzymałości?

- Tak, tu wychodzi inna różnica między nami. To jest zawodnik bardzo wytrzymały, wychodzący z przedłużonego sprintu, natomiast ma słabsze od moich życiówki na 100 i 200 metrów. Jest bardziej zawodnikiem wytrzymałościowym niż sprinterem, ale są różne drogi dochodzenia do podobnego wyniku. To będzie widać w sposobie rozstrzygania biegu, u niego zawsze sporo powinno się dziać na końcu.

Fajne badania prowadził kiedyś trener Pawła Januszewskiego, profesor Janusz Iskra. Wyniki najlepszych płotkarzy na świecie rozkładał na czynniki pierwsze, wykazywał, jakie są u nich różnice w budowie ciała, treningu, a także porównywał rekordy na 100, 200 czy 300 metrów, czasem i 800 się pojawiało. Bardzo różni zawodnicy potrafili osiągać bardzo zbliżone wyniki na płotkach. Można różnymi drogami do tego dochodzić. Jednak ogólnie jesteśmy z Patrykiem zbliżonymi typami sportowców i płotkarzy i to daje podstawy do myślenia, że mój rekord jest poważnie zagrożony.

Dobek ma dopiero 21 lat. Jaki jest najlepszy wiek dla płotkarza?

- Nie ma, tu też jest bardzo różnie. Aktualny rekordzista Europy Stephane Diagana pobiegł 47.58 na ME w Monachium w 2002 roku, będąc już po trzydziestce. Na MŚ w Moskiwe medal zdobył Jehue Gordonz Trynidadu i Tobago, będąc w wieku Patryka, ale teraz już do tamtego wyniku nie nawiązuje. Schematy rozwoju są bardzo różne.

Płotki są konkurencją techniczną, i wiek i doświadczenie są dużym atutem. Z drugiej strony tę technikę można dość łatwo przyswoić i przykładem jest Patryk, który po dwóch latach doszedł do świetnych rezultatów. Pytanie do jego trenera to, w czym jeszcze mają rezerwy treningowe, gdzie można dołożyć, żeby zachować ten progres. Choć teraz będzie już urywał w sezonie nie po sekundzie czy półtorej sekundy, ale po pół czy jeszcze mniej.

Ważna jest stabilizacja i utrzymywanie formy jak najdłużej, żeby biegów około 48.50 mieć w sezonie kilka i wtedy można w szczytowej formie biegać nawet pół sekundy szybciej. To się nazywa doświadczenie. W Monako Patryk teraz miał szczęście, bo miał idealne warunki pogodowe. Czasem będzie musiał się zmagać z wiatrem, niską temperaturą, wówczas będzie potrzebne doświadczenie, aby w różnych warunkach na różnych nawierzchniach, na różnym etapie przygotowań trzymać żelazną dyscyplinę, jeśli chodzi o technikę biegu i rytm. To szalenie trudne, on się będzie tego powoli uczył. Ma na koncie dopiero około 20 biegów i radzi sobie doskonale, ale najtrudniejsze jeszcze przed nim. Kiedy do tego wigoru i absolutnego braku respektu dla rywali, co jest niezwykle pozytywne, dorzuci jeszcze doświadczenie, to będziemy mieli gotowego płotkarza.

Zwykle na dużych imprezach schemat jest podobny. Dwóch pierwszych zawodników łamie 48 sekund, a trzeci ma 48 z groszem.

- Przez całą moją karierę chyba tylko na igrzyskach w Londynie mój rekord Polski nie dałby medalu. 48 z małym groszem zawsze jest w okolicach brązu, a czasami nawet srebra. Jakby się biegało na takim poziomie przez kilka lat, to można kolekcjonować pokaźny worek medali. Dlatego ważne jest trenowanie w zdrowiu. Gdy prześledzimy historie płotkarzy, konkretne nazwiska z czołówki rok po roku, to są prawie zawsze sinusoidy. Po roku czy dwóch biegania na poziomie 48 sekund przychodzą kontuzje czy słabsze lata. Przykładów długowieczności i utrzymania dobrego zdrowia jest bardzo mało. Swego czasu Felix Sanchez miał 40 biegów bez porażki, ale potem przez trzy lata nie mógł wrócić do tej formy i udało mu się dopiero na igrzyska w Londynie. Kerron Clement - był szybki, a teraz znów nie błyszczy, to samo z Jamajczykami. Javier Culson rok temu brylował, teraz biega słabiej. Bernshaw Jackson, który też już w 2005 roku wygrał MŚ w Helsinkach, potem zniknął z aren i zdarzało mu się nie kwalifikować na ważne imprezy.

Trudniej niż wejść na jakiś poziom jest się na nim utrzymać. Każdy kolejny sezon trzeba od nowa się przygotowywać. Więc bardziej niż rekordu życzę Patrykowi biegania konsekwentnie jak największą liczbę sezonów z rzędu na wysokim poziomie i bez kontuzji, jakie mnie trapiły.

Z perspektywy czau: co można było zrobić, żeby uniknąć urazów?

- Większość moich perypetii zdrowotnych było konsekwencją złej decyzji u progu kariery, w czasach juniorskich. Miałem źle wyleczony, a właściwie wcale niewyleczony uraz stawu skokowego. Skręciłem go i nie leczyłem, tylko owijałem go bandażem i wychodziłem na trening, bo za dwa tygodnie miały być mistrzostwa Polski seniorów. Wtedy wydawało mi się, że to cel absolutny i mój szczyt, do którego chcę dążyć. Gdybym wiedział, że moim szczytem jest medal igrzysk olimpijskich, którego przez to nie zdobędę, bo będę musiał walczyć ze zdrowiem zamiast z rywalami, tobym wtedy odpuścił.

Cena była duża. Miałem potem szereg urazów tego stawu skokowego, w tym trzy poważne skręcenia. W dalsze części kariery to się za mną ciągnęło i do dziś tego stawu nie mam sprawnego w pełnym zakresie ruchu. Przez to potem bywało, że zamiast lecieć na MŚ, lądowałem na stole operacyjnym.

Teraz mogę tylko ostrzegać trenerów i innych zawodników i powtarzam im, aby cele dobierali ambitnie i nie forsowali niepotrzebnie młodego organizmu, bo rachunki za beztroskę można zapłacić bardzo wysokie.

Dobek wydaje się być poukładanym zawodnikiem. W wieku 21 lat jest już po ślubie.

- To było chyba nawet większe zaskoczenie niż jego wyniki, przynajmniej dla niektórych. Nie miałem jeszcze okazji go dobrze poznać, nasze drogi się minęły. Jak on zaczął stawiać pierwsze kroki na płotkach, to były też moje ostatnie. Na ostatnich MP w Toruniu w 2013 roku, gdzie moglibyśmy razem startować, ja już biegałem płaski dystans, bo zdrowie nie pozwoliło mi się przygotować na płotki. Zgrupowań razem nie mieliśmy, bo on był juniorem, jak kończyłem karierę. A szkoda, bo zawsze dobrze czerpie się doświadczenie bezpośrednio. Wiem sam, ile dla mnie na pierwszym etapie kariery znaczyła rywalizacja i możliwość podglądania Pawła Januszewskiego. To były szalenie ważne lekcje, ale też możliwość wewnętrznej rywalizacji, nawzajem się nakręcaliśmy. Potem mi tego brakowało. Jakby Patryk był odrobinę starszy i zaczął wcześniej, mogłoby to być z pożytkiem dla nas obu.

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata odbędą się między 22 a 30 sierpnia w Pekinie. Transmisje w Eurosporcie.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA