Drużynowe Mistrzostwa Europy. Urbanek: Liczy się bezpośrednia konfrontacja

- Na treningu czasami wychodzą mi rzuty 67-metrowe - mówi Robert Urbanek, reprezentant Polski w rzucie dyskiem na Drużynowe Mistrzostwa Europy. Relacje na żywo w sobotę i niedzielę od 14 w Sport.pl, transmisje w Eurosporcie.

W czwartek Urbanek wraz z całą reprezentacją Polski wyleciał na Drużynowe Mistrzostwa Europy do Czeboksarów w Rosji. W rozmowie ze Sport.pl mówi o formie w obecnym sezonie, oraz komentuje wypadek, do którego doszło ostatnio na treningu rzucającego młotem Pawła Fajdka.

Tadeusz Kądziela: Piotr Małachowski rzucał w tym roku trochę dalej. Wiedział pan, że to pan będzie reprezentował Polskę w Czeboksarach?

Robert Urbanek: Wiem, że Piotrek chciał teraz trochę potrenować i uznał, że nie będzie żadnej różnicy kto pojedzie, bo prezentujemy podobną formę. Ciężko stwierdzić, kto podjął ostateczną decyzję.

Dużo było startów w pierwszej części sezonu. Taka była decyzja trenera?

Staramy się być na najważniejszych mityngach, w Diamentowej Lidze w szczególności. Z góry było takie założenie, że będziemy na nie jeździć. Może jakiś wielkich wyników nie porobiliśmy na tych zawodach, ale warunki na to nie pozwalały. Ważne, że zajmujemy wysokie miejsca i jesteśmy w czołówce światowej.

Z jednej strony są zwycięstwa w mityngach z cyklu Diamentowej Ligi, z drugiej strony na listach światowych zajmują 10. i 14. miejsce.

Jamajczycy nie będą w stanie powtórzyć swoich wyników, tak mi się przynajmniej wydaje. Historia pokazuje, że często tak było: padały dobre wyniki podczas małych zawodów, kiedy akurat był dobry wiatr, wybrany dzień. Potem ciężko to powtórzyć na stadionie podczas ważnej imprezy. Liczy się bezpośrednia konfrontacja, w której na razie z Piotrkiem jesteśmy górą. (- Twardo, jesteście numerami 1 i 2 na świecie - dopowiada przechodzący obok Tomasz Majewski).

Kto będzie się liczył? Brat Roberta Hartinga, Christoph i kto jeszcze?

Stawiam, że drugi Niemiec Martin Wierig [obecnie 20. na listach światowych], Estończyk Gerd Kanter [30.] też przygotuje się na mistrzostwa świata. Ktoś może jeszcze wyskoczyć, jest sporo młodych zawodników, którzy rzucają na naszym poziomie, ale niekiedy gorzej wypadają w ważnych imprezach. Zobaczymy bliżej MŚ.

Ile pan jest w stanie dołożyć do tego, co rzuca pan teraz, tych 64-65 metrów?

Zależy. Na treningu czasami wychodzą mi rzuty 67-metrowe, więc jestem w stanie to rzucić przy dobrych warunkach, na fajnych zawodach.

Młot Pawła Fajdka w środę podczas treningu trafił w jego trenera. Zdarzyło się panu kiedyś coś takiego?

Nasi trenerzy czasem stoją w polu rzutu, aby z innej perspektywy oglądać zawodnika, czasami mierzą rzuty albo zaznaczają miejsca, w które trafiliśmy. Mają już swoje lata, to, co się stało, jest bardzo smutne. To niebezpieczny sport, trzeba uważać. Nie znam szczegółów tego wypadku, ciężko mi się na ten temat wypowiadać. Są sytuacje, kiedy nawet sprawni zawodnicy mają problem, żeby uciec przed nadlatującym sprzętem. Najlepiej stać poza siatką niż w polu, zwłaszcza gdy naraz trenuje kilka grup.

Trener Witold Suski też często spokojnie chodzi przy latających ciężkich dyskach.

Trener jest doświadczony i wie, jak to wygląda, jest pewny siebie, ale cały czas uważa. Nigdy nie było sytuacji żeby dostał sprzętem. Zdarza się że dysk spada odbija się i lekko smyrgnie kostkę albo uderzy w nogę, trzeba cały czas być bardzo ostrożnym.

Relacje na żywo z DME w Czeboksarach w sobotę i niedzielę od 14 w Sport.pl, transmisje w Eurosporcie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.