Łukasz Jachimiak: W finale 800 m mężczyzn pobiegną Adam Kszczot, Marcin Lewandowski i Artur Kuciapski, w finale kobiet zaprezentuje się Joanna Jóźwik. Przyjemnie patrzy się panu na swoich następców?
Paweł Czapiewski: Bardzo przyjemnie! Strasznie się cieszę, że tylu dobrych biegaczy mamy na tym dystansie.
Skąd oni się biorą? W marcu w Sopocie halową wicemistrzynią świata została Angelika Cichocka, teraz przepadła w eliminacjach, ale świetnie zastąpiła ją Jóźwik. Wypracowaliśmy system produkujący specjalistów od biegania na 800 m?
- W męskich 800 m mamy wysyp talentów. Przez lata mówiliśmy, że raz na 10 lat rodzi się u nas facet, który potrafi przebiec ten dystans w czasie poniżej 1:45. A tu urodziło się dwóch takich, a teraz na naszych oczach rodzi się Artur Kuciapski. To jeszcze nie ta klasa co Kszczot i Lewandowski, ale jest na najlepszej drodze, by ich dogonić. Od "dwóch kółek" trenerów zawsze mieliśmy dobrych, system szkolenia działa u nas od lat. Teraz szkoleniowcom trafił się dobry materiał. Angelika i Joasia to też duże talenty, obie są na dobrej drodze, żeby biegać zdecydowanie poniżej dwóch minut i wejść na absolutnie najwyższy poziom. Jest się z czego cieszyć, ale też namawiam, by pamiętać, że to tylko mistrzostwa Europy.
Europa na pewno na 800 m nie rządzi, ale chyba akurat na tym dystansie Afryka daleko jej nie uciekła? Na igrzyskach olimpijskich Europejczycy i Europejki zdobywają medale. - To prawda, 800 m to od wielu lat ostatni bastion Europejczyków. Dlaczego tak jest? Wytłumaczenie jest proste. Jak na 100 m nie masz w genach szybkości, to nie zaistniejesz. A na długich dystansach musisz mieć w genach szczególną wytrzymałość. Krótko mówiąc, jeśli wynik determinuje jedna cecha, to o sukcesie decyduje głównie miejsce urodzenia. Na 800 metrów na wynik składa się kilka czynników. Tu trzeba być szybkim i wytrzymałym, ale nie bardzo szybkim i nie bardzo wytrzymałym. Tu trzeba być po prostu typem biegowego wieloboisty i więcej niż na innych dystansach można zrobić treningiem. Jak mądrze i mocno pracujesz, to dojdziesz do sukcesów. Pewnie, tu też Afryka rządzi, ale nie dominuje tak wyraźnie jak na wszystkich dystansach powyżej 800 m.
Nie wspomniał pan o taktyce, a to dzięki niej odnosił pan sukcesy. Teraz widzimy, że w pańskim stylu biega Joanna Jóźwik.
- Od zawsze mówiłem i zawsze powtarzam, że pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł, a w biegu na 800 najważniejsze są spokój i rozsądek. Zazwyczaj nie ma sensu pchać się do przodu i tam się boksować o pozycję. Joasia w półfinale pobiegła świetnie taktycznie. Było mocne tempo, a ona, jak kiedyś ja, usadowiła się na końcu, tam się na większość biegu zahibernowała, skupiała się na technice, nikt jej nie przeszkadzał, 500 m pokonała ekonomicznie. A później zastosowała się do zasady, która mówi, że na 800 m atakować trzeba raz, a porządnie. Asia pobiegła bardzo ładnie, podoba mi się, że zrobiła to zgodnie z moją filozofią (śmiech). Wierzę, że w finale też da się wyszumieć rywalkom, a później zaatakuje i powalczy o bardzo dobry wynik.
Nie chce pan mówić o medalu dla niej, ale na pewno liczy pan na medale Kszczota i Lewandowskiego?
- Jestem przekonany, że obaj wbiegną na podium. Arturowi będzie bardzo trudno, bo Marcin, Adam i Francuz Pierre-Ambroise Bosse są o klasę, jeśli nie o dwie klasy lepsi od reszty. Oni walkę o medale rozegrają między sobą. A co do Asi, to delikatnie o medalu dla niej myślę. Pokazała, że jest w bardzo dobrej dyspozycji, że u niej działa nie tylko głowa. W nogach ta dziewczyna też ma. I w eliminacjach, i w półfinale pobiegła bardzo pewnie. Cicho, spokojnie, ale o podium dla niej można myśleć. Robert Urbanek sprawił niespodziankę w dysku, ale to zawodnik o już ugruntowanej pozycji. Przydałoby się, żeby w Zurychu ktoś sprawił taką prawdziwą sensację i Jóźwik idealnie się do tego nadaje.
I Lewandowski, i Kszczot mówią wprost, że nastawiają się na złoty medal. Który z nich ma według pana większe szanse na zwycięstwo?
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie, bo obaj są moimi kolegami. Marcina znam od sportowej kołyski, Adam pracuje z moim trenerem Zbigniewem Królem, dlatego moje sympatie rozdzielają się po połowie, obu kibicuję dokładnie tak samo.
Po sukcesie Kuciapskiego Lewandowski wspominał, jak pan wprowadzał go w świat 800-metrowców, opowiadał, jak później on pomagał Kszczotowi i jak teraz obaj służą radą Arturowi. W tym gronie naprawdę nie ma żadnych zgrzytów? Napędza ich atmosfera życzliwości?
- Rywalizacja jest, ale pozytywna. Zazdroszczę im i tego, że mają siebie nawzajem, i tego, że wokół nich jest inna atmosfera od tej, która była wokół mnie. W latach 90. XX wieku, kiedy kształtowałem się jako sportowiec, w naszym środowisku biegowym bardzo mocno zakorzeniony był pogląd, że my, biali, nie mamy czego szukać, że trenujemy sobie, biegamy, ale tylko po to, żeby walczyć w Europie, a świata nigdy nie dogonimy. Nawet jak w 2001 roku wskoczyłem na podium mistrzostw świata [brązowy medal w Edmonton] i wybiegałem superwynik, to siedział we mnie ten kompleks. Myślałem sobie, że to pewnie przypadek, że już się nigdy nie powtórzy, że mi się zwyczajnie udało. Po chłopakach widzę, że oni się nie boją. Dobrze, że tak odważnie deklarują walkę o złoto, wiem, że nie boją się też rywali z Afryki. Zapowiadają, że chcą kiedy biegać nawet w czasie 1:42. Mnie siedziało w głowie, że to za szybko na moje możliwości. Poza kontuzjami najbardziej przeszkadzał mi ten brak wiary. A ich wiara uskrzydla. Teraz dołączył do nich Artur, widać, że walczy bez kompleksów, myśli sobie, że skoro oni potrafią, to i on da radę. Przed nim duża przyszłość. Adam i Artur to wychowankowie trenera Stanisława Jaszczaka, teraz Kuciapski trenuje z Andrzejem Wołkowyckim, którego podopieczną jest też Joasia Jóźwik. Wymieniam tych trenerów, żeby pokazać, że mamy nie jednego czy dwóch, tylko że specjalistów nam nie brakuje. To jeszcze nie czasy Wunderteamu, ale rację mają ci, którzy mówią, że jest polska szkoła biegów na 800 metrów.
Jest szansa, że ta szkoła da medal olimpijski za dwa lata w Rio de Janeiro?
- Bardzo bym chciał, bo od lat na igrzyskach medale dają nam tylko konkurencje siłowe i techniczne. Ale będzie o to bardzo trudno. Przyszła fala znakomitych biegaczy z Afryki. Jest Kenijczyk David Rudisha [mistrz olimpijski z Londynu], który przebija wszystkich, jak tylko jest zdrowy, jest Nijel Amos z Botswany [wicemistrz olimpijski z Londynu], jest Etiopczyk Mohammed Aman [aktualny mistrz świata na stadionie i w hali]. Jest pięciu-sześciu zawodników mocniejszych od naszej dwójki. Ale Kszczota i Lewandowskiego stać na urwanie sekundy z tego, co biegają teraz, czyli na dojście do czasów w okolicach 1:43, a nawet na zejście trochę poniżej. Myśląc o medalu na igrzyskach, to 1:43 trzeba będzie łamać. Wierzę, że któryś z nich to zrobi, obaj będą w optymalnym wieku, bo Marcin będzie miał 29, a Adam 27 lat. Jak w Rio medalu dla nas nie zdobędą, to pewnie jeszcze długo będziemy czekać.