Kto mistrzem Polski? Zaszalej w odpowiedzi i zgarnij kasę od Sport.pl
Piotr Małachowski: Jest naprawdę dobrze. Na zgrupowaniu w Spale dysk latał daleko. I to ten ciężki, a nie ten, którym rzucam w zawodach.
- 2,5 kg, czyli jest o pół kilograma cięższy od normalnego. Przez moment byłem wystraszony, że lekki nie ląduje tam, gdzie powinien, więc wziąłem cięższy sprzęt i szybko zrobiło się fajnie. Pocelowałem sobie, poczułem też głód startów.
- 2,5-kilogramowy dysk latał w okolice 55. metra. Czyli w granicach mojego rekordu życiowego.
- Wszystko gra. Pewnie dlatego, że podobno z wiekiem człowiek już nie zwraca uwagi na kontuzje, na bóle. Tyle tego za mną, że teraz już się nie przejmuję i robię swoje.
- Tak to wygląda. Mam nadzieję na tak fajny konkurs jak w Berlinie, gdzie daliśmy ludziom dużo emocji.
- Bardziej mi się podobał konkurs z Berlina. Wtedy bolał mnie palec, byłem nieprzygotowany, startowałem na tabletkach i zastrzykach przeciwbólowych. I nagle nie wiadomo skąd wystrzeliłem formą. Rzucałem ponad 68 i raz ponad 69 metrów. Harting pokonał mnie dopiero w ostatniej kolejce. A że zaraz po niej rozerwał koszulkę i szalał z radości? Trudno, jego prawo, był u siebie, okazał się lepszy. To było poza mną, a ważne było dla mnie, że srebrem mistrzostw świata upewniłem się, że jestem dobry. Możliwe, że to był nawet najlepszy konkurs w moim życiu.
- Słabo było. Rzadko się z Robertem wygrywa, ale ja tam trafiłem tylko jeden rzut. Źle się czułem - byłem zmęczony, śpiący, wszystko mnie bolało. To nie był mój dzień. W tym roku najlepiej rzucało mi się w Diamentowej Lidze w Katarze i ostatnio w Monaco. A wcześniej w Pucharze Europy się psychicznie odblokowałem.
- Nie o to chodzi, żeby zawsze rzucać rekordy. Tam nie było wiatru, koło było śliskie, zdecydowanie więcej było minusów niż plusów. A ja zrobiłem fajną serię, oddałem kilka dobrych rzutów, fajnie poukładanych technicznie. Upewniłem się, że przed mistrzostwami Europy idę w dobrym kierunku.
- Zmienił trenera, pewnie potrzebuje więcej czasu na spokojną pracę. Próbuje zmienić technikę, chce rzucać tak jak ja. Na razie idzie mu ciężko, pewnie to jest przyczyna odpuszczania startów. Chociaż na biednego na pewno nie trafiło. Wystarczy spojrzeć na jego koszulkę startową i na moją. On ma 10 sponsorów, a my - dzięki Bogu - mamy jeden Orlen, który chce inwestować w polski sport, w naszą lekkoatletykę. Harting pyta, jakim samochodem jeżdżę, i śmieje się, że tylko hondą. On ma kontrakt z Mercedesem i co wchodzi na rynek nowy model, to on go ma. Może nie będzie dostawał olimpijskiej emerytury, jak my w Polsce, ale spokojnie jest w stanie sobie odłożyć na kilka takich emerytur. Niestety, daleko nam do świata. Proszę zobaczyć, ile mityngów jest w Niemczech, a ile u nas. Harting wyjedzie sobie z Berlina i za dwie godziny będzie gdzieś, gdzie zarobi pieniądze, a ja muszę jechać na lotnisko, polecieć samolotem, później dojechać do miasta, gdzie będą zawody, żeby też tam zarobić. Ale nie narzekam. Ja się z nim nie chcę zamieniać, choć jest trzykrotnym mistrzem świata, mistrzem olimpijskim i mistrzem Europy. Ale gdyby chciał się z kimś zamienić na warunki życia, to nie ma problemu, znajdę mu u nas wielu chętnych.
- Z kontraktu z Orlenem bardzo się cieszę. Też dlatego, że przyjemnie być sportowcem firmy, która wspiera również m.in. siatkarzy. Chciałbym, żeby jak w USA firmy myślały sobie, że twarz dobrego sportowca to najlepsze logo. Orlen regularnie płaci, w umowach ja i koledzy mamy przewidziane też bonusy, ale mamy i kary.
- Lekkoatletyka nie jest w Polsce tak popularna, żeby łatwo było na tę karę zapracować. Chociaż mam szczęście, że nie jestem tak rozpoznawalny jak Tomek Majewski. Dzięki temu nie muszę aż tak bardzo uważać i mój sponsor może być ze mnie zadowolony (śmiech).
- Koło tam jest dobre, nie ma co narzekać, bo nawet jeśli będzie padał deszcz, będzie można fajnie porzucać. Zadowolony będę po przełamaniu granicy 67 metrów. Jestem jeszcze w mocnym treningu, na mistrzostwach kraju już jakiś fajny rzut chcę pokazać, ale porządnie dołożyć do tych 67 metrów planuję za dwa tygodnie.