Tomasz Majewski, najlepszy polski lekkoatleta ostatnich lat, mówi wprost, że nie zamierza rzucać się szaleńczo na poszczególne mityngi, jego celem są sierpniowe mistrzostwa świata w Moskwie. Do tego czasu zamierza dojść do siebie po podwójnej operacji łokcia. Wieszczy chude lata dla biało-czerwonych - jego zdaniem trzy medale w Moskwie byłyby sukcesem, a później czeka nas "wielka pokoleniowa wyrwa".
W piątek w katarskiej Dausze na premierowym mityngu Diamentowej Ligi, najważniejszym cyklu imprez w 2013 r., Majewski był jednym z czworga Polaków. Oprócz niego wystartowały dwie dyskobolki - Joanna Wiśniewska i Żaneta Glanc - oraz skoczkini w dal Teresa Dobija. Majewski wynikiem 19,96 m zajął 6. miejsce. Glanc była 4. (62,78 m), a Wiśniewska 8. (58,92 m). Dobija skoczyła 6,27 m i była ostatnia.
Postawa i plany Majewskiego nie są jednak ogólnoświatową tendencją. Zamiast rozkładać siły bądź nawet odpuszczać, jak to bywa w roku poolimpijskim, gwiazdy zapowiadają poważne rewanże za londyńskie finały. Niektórzy - jak mistrz olimpijski i rekordzista świata w biegu na 800 m David Rudisha - ostrzegają, że ciągle im mało.
Fenomenalny Kenijczyk w tym roku co prawda nie chce szafować zdrowiem i bić rekordów za wszelką cenę. W poprzednich trzech sezonach przegrał tylko dwa razy, teraz zamierza być pierwszy zawsze i wszędzie. - Dlatego w moim kalendarzu na 2013 r. jest mniej mityngów. Mają przygotować mnie do mistrzostw świata. Będę zwyciężał i eliminował błędy - mówił Rudisha przed mityngiem w Dausze. Tydzień wcześniej w Nairobi pobiegł sobie, o tak, na dystansie połowę krótszym. Osiągnął wynik 45,15 s, co dałoby mu dziewiąty czas na ubiegłorocznych igrzyskach.
Z tego powodu kolejny niełatwy sezon czeka polskich 800-metrowców. Oprócz Rudishy muszą zmagać się także z innymi piekielnie mocnymi konkurentami, którzy licznie wystartowali wczoraj w Katarze. Marcin Lewandowski, choć też miał tam być, ostatecznie się nie wybrał, bo jego wiosenne plany pokrzyżowała choroba. Co prawda wystartował w halowych mistrzostwach Europy w Göteborgu, ale zajął czwarte miejsce, w dodatku nie na koronnym swoim dystansie, ale na 1500 m. Eksperyment ten miał wzbogacić doświadczenie Polaka, spowodował jednak, że wycofał się z pierwszych wiosennych startów aż do czerwcowych mityngów Diamentowej Ligi. Do tego czasu Polak trenuje na zgrupowaniach, a po raz pierwszy w karierze wybrał na miejsce jednego z nich Etiopię.
- Byłem już w wielu miejscach na świecie, gdzie obserwowałem, jak pracują średniodystansowcy - mówił niedawno Tomasz Lewandowski, brat i trener Marcina, mistrza Europy z 2010 roku. - Etiopczycy, podobnie jak Kenijczycy, stanowią światową potęgę w średnich i długich biegach. Na pewno sporo można się od nich nauczyć, a my z Marcinem chcemy iść naprzód. Potrzebujemy nowych bodźców treningowych. Liczę na to, że znajdziemy je właśnie w Etiopii.
W Szwajcarii przebywa Adam Kszczot, jeszcze większa nasza nadzieja na sukcesy na 800 m. On też odłożył pierwsze starty, zadebiutuje w amerykańskim Eugene 1 czerwca, tylko dlatego, że to mityng jego sponsora technicznego, firmy Nike. - Fajerwerków nie będzie, forma ma przyjść później, ale nie zawiodę - mówił w piątek "Gazecie". - Czy nie obawiam się mocnych rywali? A czego mam się obawiać? Oni biegają, ja biegam, się pościgamy...
Inspiracją dla Kszczota jest nowy trener. Po rozstaniu ze Stanisławem Jaszczakiem 24-letni biegacz związał się ze Zbigniewem Królem, który poprowadził do sukcesów rekordzistę Polski Pawła Czapiewskiego.
- Obaj mają obok siebie mnóstwo świetnych konkurentów. Dystans 800 m wszedł na najwyższy poziom w historii. Idę o zakład, że w tym roku znów zostanie pobity rekord świata - mówi o Lewandowskim i Kszczocie Majewski.
Z pozostałych Polaków szansę na czołowe miejsca w Diamentowej Lidze ma dyskobol Piotr Małachowski, który wygrał w premierowym cyklu tej imprezy w 2010 r. Jego konkurencja rozpocznie się dopiero za tydzień w Szanghaju. Na kolejnych mityngach (jest ich aż 14) zapewne stanie na starcie Anna Rogowska, która próbuje odzyskać formę we współpracy z trenerem Wiaczesławem Kaliniczenką.
Na światowych arenach rządzić będą medaliści z Londynu. W Dausze było ich aż 29, m.in. multimedalistki ostatnich wielkich imprez - dwukrotna mistrzyni olimpijska na 100 m Jamajka Shelly-Ann Fraser-Pryce czy potrójnie złota w Londynie Amerykanka Allyson Felix (200 m i dwie sztafety). Ta druga za swoje osiągnięcia dostała tytuł lekkoatletki ubiegłego roku, wśród mężczyzn triumfował najszybszy człowiek na ziemi Usain Bolt. Jamajczyk wczoraj nie biegał, generalnie idzie mu słabo, bo 8 maja wygrał z rywalami dopiero po fotofiniszu, nie schodząc poniżej 10 s na 100 m (jego wielki rywal z USA Tyson Gay pobiegł 9,86 s). Tłumacząc się kontuzjami, w Diamentowej Lidze wystartuje dopiero pod koniec lipca na dwudniowych zawodach w Londynie. Bez względu na formę i tak będzie największą gwiazdą. Tradycyjnie już nie wejdzie na stadion, ale wjedzie specjalnym samochodem na podeście niczym król w lektyce. Jego trener Glen Mills powiedział ostatnio na gali podsumowującej sezon, że nie ma w tym cienia przesady - Bolt jest gwiazdą, którą wszyscy zapamiętają na lata, a jego następcy trzeba będzie wypatrywać przez wieki.