Lekkoatletyka. Trener sztafety 4x400 metrów: Czesi mają wyżej postawionych działaczy

- Wiedziałem, że będzie nam trudno utrzymać ten medal, bo Czesi mają zdecydowanie lepszych działaczy - mówi Józef Lisowski, wieloletni trener polskiej sztafety 4x400 metrów. W niedzielę jego podopieczni przybiegli trzeci w halowych mistrzostwach Europy w Goeteborgu, ale zostali zdyskwalifikowani.

W niedzielnej sztafecie Polacy nie byli faworytami do medalu. Pobiegli w mało doświadczonym składzie: Michał Pietrzak, Rafał Omelko, Łukasz Domagała i Grzegorz Sobiński, ale po ambitnej walce linię mety minęli na trzecim miejscu.

Polacy ruszyli wokół stadionu, świętując niespodziewany brąz, gdy po chwili dowiedzieli się, że mają... srebro. Początkowo poinformowano, że zdyskwalifikowano Brytyjczyków, po tym jak jeden z nich przebiegł parę kroków poza bieżnią.

Potem było tylko gorzej

Był to jednak dopiero początek zamieszania. Po kwadransie Brytyjczyków przywrócono na pierwsze miejsce, a protest złożyli z kolei czwarci na mecie Czesi, którzy skarżyli się, że na ostatniej zmianie Sobiński utrudnił bieg Pavlovi Maslakowi. - Pavel nie miał do mnie żadnych pretensji, to była zwykła walka czterystumetrowców o pozycję - zapewniał Sobiński. Protest uznano i Polaków zdyskwalifikowano.

- Wiedziałem, że będzie nam trudno utrzymać ten medal, bo przed nami byli Czesi, a Czesi mają zdecydowanie lepszych działaczy, wyżej postawionych w europejskiej federacji - komentuje trener Lisowski w wywiadzie nagranym dla Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - Po 40-50 minutach dyskwalifikacja nie nastąpiła i byliśmy już przygotowani na dekorację. A tu naraz wieść, że jednak Czesi mają iść na dekorację - opowiada.

"Jestem bardzo rozczarowany"

- Nie ukrywam, ze jestem bardzo rozczarowany, bo sztafeta 4x400 na hali jest kontaktową konkurencją. W ruch idą łokcie, jeden drugiego przepycha. Ja nie zauważyłem, żeby któryś z zawodników polskiego zespołu popełnił jakiś ewidentny faul, za który powinniśmy być zdyskwalifikowani - uważa Lisowski.

"Lisowczycy" wciąż mocni

Lisowski jest autorem licznych sukcesów, odnoszonych od lat przez polską sztafetę. W 1999 roku jego podopieczni w składzie: Piotr Haczek, Jacek Bocian, Piotr Rysiukiewicz i Robert Maćkowiak zdobyli halowe wicemistrzostwo świata, dając się wyprzedzić Amerykanom na ostatnich metrach. Rywale poprawili wówaczas halowy rekord świata.

 

W ostatnich latach sukcesy są rzadsze, raczej na arenie europejskiej niż światowej. W Goeteborgu Polacy nie byli faworytami, ale trener Lisowski wierzył w medal.

- Po mistrzostwach Polski sądziłem, że nie jesteśmy w stanie tu zawalczyć o medal. Ale po tygodniowym zgrupowaniu przed mistrzostwami Europy widziałem, że dyspozycja chłopców idzie zdecydowanie w górę i liczyłem tu na medal. Dowiedziałem się, że jeden z Borlee nie pobiegnie w reprezentacyjnej sztafecie Belgii. Poza tym podczas mistrzostw Niemiec tamtejsi czterystumetrowcy wypadli słabo i postanowiono nie wysyłać sztafety do Goeteborga. W ich miejsce wskoczyli Czesi, ale wydawało mi się, że sam Maślak nie da rady zapewnić im medalu - tłumaczy.

- Mam nadzieję, że jeszcze paru zawodników włączy się do walki o miejsce w sztafecie na Mistrzostwa Świata w Moskwie. Uważam, że jest grupa 10-12 osób, które są w stanie wywalczyć takie miejsce -przekonuje.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.