Tomasz Majewski spisuje sportowy alfabet roku 2012. Rasowy mistrz chce więcej i więcej

Kiedy mnie ktoś pokona, nie zastanawiam się, co on takiego ?zeżarł?. Myślę sobie, że jeśli był lepszy, to musi być naprawdę wybitny. Chciałbym skończyć karierę, będąc na szczycie. Nie z 18 złotymi medalami jak Michael Phepls, bo to już niemożliwe, ale może z trzema mi się uda - opowiada mistrz olimpijski z Londynu, żelazny kandydat na sportowca roku

Armstrong Lance.

Mistrz. Nie tylko sportowo, to także mistrz dopingu. Nikt lepiej od niego nie jeździł, nikt lepiej od niego nie brał. Osiągnął w tym szczyt i wygląda mi na każdego, ale nie na kozła ofiarnego. Stał się modelowym przypadkiem wyrachowania, unikania kontroli, drugiego takiego na świecie nie ma i nie było. Nie był dla mnie idolem, a kolarstwo to tak zaburzony przez doping sport, że nigdy nie brałem poważnie jego sukcesów. To w ogóle dziwna dyscyplina, w której nawet masowe zatrzymania dopingowiczów niczego nie zmienią - poziom sportowy nie ucierpi, bo dalej będą jechać, jechać i jechać... I nawet jeśli ciut wolniej, to i tak dojadą. Ale wyobraźcie sobie zatrzymania wszystkich umoczonych w ciężarach - pozostali tyle dźwigać nie będą, poziom spadnie.

Białorusko-ukraińsko-ruskie anaboliki.

Nawet nie kilka, ale kilkanaście krajów na świecie jest mocno skażonych dopingiem. My, sportowcy, podchodzimy do tego nieco inaczej niż kibice i dziennikarze, aż tak bardzo na nieuczciwych rywali się nie obrażamy. Weźmy takiego białoruskiego młociarza Iwana Tichona. Oszukiwał, zabierają mu kolejne trofea, to jest duża plama na honorze i działanie skandaliczne, ale nie powód, by nie podawać mu ręki. Sportowcy stamtąd to wytwory systemu, jest duża szansa, że gdybyście tam trenowali, też by na was padło. Ja nawet tam chciałbym być sportowcem. To, że część bierze, nie znaczy, że nie mają wspaniałych mistrzów i świetnego systemu szkolenia. Bo doping tylko pomaga zostać mistrzem, ale mistrza z nikogo nie czyni. Na mnie podejrzeń nie rzucają tylko dlatego, że jestem ze Wschodu. Jeśli mnie podejrzewają, to dlatego, że jestem dobry, i to normalne.

Caster Semenya.

Jeśli biegaczka z RPA musi brać pigułki, żeby być kobietą, to mamy do czynienia z przegięciem, zaprzeczeniem idei lekkiej atletyki, problemem, niestety, nie do końca rozwiązanym. I nierozwiązywalnym - podejrzewam - przy obecnym prezesie światowej federacji lekkoatletycznej Senegalczyku Laminie Diacku. Gdyby na czele IAAF stał Europejczyk, sprawę już by rozwiązano. Mnie nikt nie przekona, że Semenya to kobieta, nawet jeśli przejdzie kolejną kurację.

Dach Narodowy.

I potwierdzenie Polnische Wirtschaft, i niezły ubaw. Mogłem iść na mecz Polska - Anglia, oczywiście w pierwszym terminie, ale przyszedł do mnie kumpel, więc siedliśmy przed telewizorem. I zamiast meczu pozostało nam pośmiać się ze wszystkiego. To Polska właśnie: ktoś nie pomyślał, nie ma osoby odpowiedzialnej i klops. I żebyśmy wydali tryliardy złotych na nowoczesne obiekty, zawsze ktoś guzika nie naciśnie.

Euro 2012.

Było, odbyło się, cieszę się, że z organizacyjnym powodzeniem. Dobrze o nas świadczy, że dużą imprezę przeprowadziliśmy bez wpadek, zresztą, czy to była aż tak duża impreza? Wiem, wiem, to UEFA była głównym dowodzącym, ale poza ich strefami wpływu ciała nie daliśmy. Sportowo? Wszyscy, którzy spodziewali się cudów, się zawiedli. Jeśli ktoś realnie patrzył na możliwości naszej drużyny jak ja, nie był zaskoczony.

Faxe czy Foster, czy Browar Sierpc.

Pierwszy słaby, drugi trochę lepszy, trzeci najlepszy. A ja i tak wolę Browar Ciechanów. Jestem jego fanem, lubię wszystkie ich produkty, ale klasycznego Ciechana najbardziej. Ile takich wypiję? A to różnie bywa, teraz np. w ogóle nie piję. Do sezonu się przygotowuję.

Gry komputerowe.

Kupiłem sobie "Wiedźmina" na konsolę, ale nie mam na nią czasu. Śledzę rynek, ale nie gram. W zręcznościówki, np. igrzyska w Londynie, też ciąłem, ale w kuli mają tylko technikę obrotową, używanej przeze mnie ślizgowej nie przewidzieli. Może dlatego pchnąłem tam tylko 20 m i ani kawałka dalej. Tam, niestety, złota nie było, nawet do podium nie doskoczyłem.

Hoffa, Cantwell.

Niby najmocniejsi, ale nie wtedy, kiedy trzeba. Moi wielce amerykańscy rywale. Choć różnie plotły się ich ostatnie losy, to wciąż świetni sportowcy i tego podważyć nie można. Ale rzeczywiście coś w tym jest, że nie trafiają z formą w punkt. Kurczę, a myślałem, że wszyscy sportowcy mają jak ja - odpalają w najważniejszym momencie. Może chłopaki nie wytrzymują presji, a ja radzę sobie z nią w modelowy sposób. Więc wszyscy powinni startować jak ja. Nie chcę robić z siebie ideału, ale taka prawidłowość jest w cenie.

Internet, czyli prawa autorskie, wolność korzystania z zawartości.

Za wszystko trzeba płacić, a dla młodego pokolenia tak jasne to nie jest. My wychowaliśmy się na płytach, młodzi jadą na plikach MP3. Mają za darmo i dla nich to normalne, choć na bank musi się to zmienić. Tak, to prawda, powiedziałem w wywiadzie dla "Gazety", że kradnę muzykę z internetu, bo śmieszy mnie nagonka na ludzi, którzy w ten sposób korzystają z sieci. Skoro można w ten sposób słuchać muzyki, to dlaczego tego nie robić.

Joanna Mucha i polski sport mają się tak do siebie jak...

Nic do niej nie mam, złego słowa nie powiem. Nie wiem, co z jej chęci wyjdzie, ale ma wielkie, bardzo chce i coś robi. Słyszałem te gadki, że się nie zna, nie potrafi, jest niekompetentna, ale teraz już nikt tak nie mówi. Porozmawialiśmy parę razy, wiem, w jakim kierunku chce iść, pytanie tylko o rezultaty jej pracy. Kibicuję jej.

Kowalczyk, astma, Bjorgen.

Sportowiec ma prawo chorować czy nie? A mnie to w ogóle nie podnieca. Wszystko odbywa się w świetle przepisów, zostaje zdrowa rywalizacja. Polacy lubią brnąć w te kwestie, bo lubią czuć się zagrożeni. Poza tym, kiedy ktoś ogrywa naszych świetnych sportowców, zaraz znajduje się wytłumaczenie, dlaczego tak się stało. A przecież sprawa jest prosta - jeśli ktoś nas ogrywa, znaczy, że jest lepszy. Ja nie zastanawiam się, kiedy mnie ktoś pokona, co on takiego "zeżarł". Myślę sobie, że jeśli był lepszy, to musi być wybitny, i tylko o mnie dobrze to świadczy. A co do dziewczyn - niech się ścigają!

Lewandowski Robert i Marcin - praca a efekty.

Robią chłopaki karierę, obu kibicuję. Robert to piłkarz, jakich mało. Świadom swojej kariery idzie do przodu i co najważniejsze, wszystko mu wychodzi. Nie wszystkich piłkarzy mam za baranów, nie ma co generalizować, a takim należy kibicować. Bo chcą, bo zasuwają, bo się spełniają. Facet wyłamał się ze stereotypu. Marcin - nasz biegacz na 800 m - zresztą podobnie jak Adam Kszczot na tym samym dystansie trafili na najwyższy poziom w historii w swojej robocie. To jest ich największy problem. Piekielnie trudno im się przebić, bo takiej konkurencji nigdy nie było i pewnie już nie będzie. Takie igrzyska jak w Londynie, z rekordem świata, też mogą się nie powtórzyć. Mają parę lat przed sobą i mimo pecha może się przebiją. Na ich miejscu parłbym dalej, nic tak nie nobilituje jak walka z najlepszymi w historii. Jesteś dobry, walczysz z wybitnymi, trudno o lepszego kopa. Może to nawet lepsze niż wygrywanie tylko dlatego, że w twojej konkurencji jest dziura.

Małachowski Piotr.

Macha dyskiem, jest dobry, będzie jeszcze lepszy. Parę medali zdobędzie, to naprawdę wybitny dyskobol, w dodatku ma świetnego rywala Roberta Hartinga z Niemiec, a to pomaga. Niech go tylko omijają kontuzje. Jako kumpel... On jest przecież moim przyjacielem, zawsze mogę na niego liczyć.

Niepełnosprawni i sukces paraigrzysk.

To, że ich w końcu dostrzeżono, to bardziej wynik głodu sukcesów w zmaganiach pełnosprawnych sportowców niż autentyczny podziw Polaków. Przecież w Pekinie, Atenach, Sydney spisywali się tak samo dobrze. To wy, dziennikarze, najbardziej ich wykorzystaliście, podnosząc przy tym narodowe larum, jak kiepsko jest z naszym sportem. Dla środowiska niepełnosprawnych to i tak wspaniała sprawa, że ktoś je dostrzegł, docenił. Szkoda, że tylko na chwilę, bo wrzawa już ucichła. Oscar Pistorius, który biega na 400 m na karbonowych protezach wśród pełnosprawnych, to dla mnie wybitny paraolimpijczyk, który wdarł się do zwykłego sportu, ale i on przegrał jak każdy sportowiec.

Olimpijskie igrzyska.

Powalił mnie bieg finałowy na 800 m, piękne zawody z rekordem świata. Ale przecież ja za dużo nie widziałem, skupiałem się na sobie i swoim konkursie. Ale generalnie fajne, dobre igrzyska, choć te pekińskie były idealne, tam to dopiero nie było żadnej skuchy.

Powrót Kubicy, czyli człowiek i jego zabójcza pasja.

Robert robi to, co kocha. To jest właśnie definicja pasji, bez której nie możesz żyć, potrzebujesz jej na tyle, że wrócisz na pewno, bez względu na konsekwencje. Wiem, dwa wypadki w rajdach, jednak kochając coś, nie porzucisz tego za żadną cenę. Nawet tę najwyższą.

Rekordy Messiego.

Piłkarz może i wybitny, ale czy od razu sportowiec wszech czasów? Co to, to nie. Specjalnie mnie nie podnieca, mimo że w wiosce olimpijskiej w Pekinie mieszkał jeden domek za mną. Przecież nawet wśród argentyńskich sportowców nie znalazł się na szczycie. Ale ciąg na bramkę ma, trzeba przyznać.

Siatkarze olimpijscy.

Szkoda, że im nie wyszło. Nie widziałem kluczowego meczu z Australią, ale nie zmienia to mojej oceny - mamy świetnych siatkarzy, których podziwiam i absolutnie nie potępiam za porażkę. Lubię ich bardzo, Krzyśka Ignaczaka najbardziej. Na boisku podbija niesamowite piłki, mimo że ma już 34 lata, prywatnie fajny gość. Moja żona ogląda siatkówkę bez przerwy.

Tupolew w kontekście Rosja - Polska.

Na literę T, to chyba trzeba w tym alfabecie wymyślić inne hasło. Bo ja z polityką się nie obnoszę, moje poglądy są moją prywatną sprawą, a Tomasz Majewski jest mistrzem olimpijskim wszystkich Polaków. Podteksty przy okazji meczu na Euro nie specjalnie mnie ruszyły.

Usain Bolt.

Jaki jest sens walczyć o zwycięstwo, mając takiego jak on przeciwnika? Gdybym biegał na 100 m, walczyłbym z nim do końca. Wieczny nie będzie, a w sporcie trzeba równać do najlepszych. Przecież o to w tej zabawie chodzi. No a tak w ogóle to sportowiec wielki. Pokazał w Londynie dominację, może nie w takim stylu jak w Pekinie, kiedy bił rekord świata, ale przecież trudno mu już przebijać wciąż siebie samego. Najwybitniejszy w historii sprinter.

Wimbledon.

Agnieszka Radwańska była w nim w finale. Szacunek. Była też chorążą naszej ekipy w Londynie. I słusznie, bo jest najbardziej rozpoznawalnym polskim sportowcem. Oczywiście przegrała tam, ale jej nie potępiam, bo każdemu może nie wyjść. A że miała do tego luźny stosunek? Cóż, do wszystkiego trzeba dorosnąć, do igrzysk też. Może dlatego nie byłem oburzony.

Yurek Janowicz.

Nie podziwiam ani jego, ani rodziców za determinację, bo ma ją każdy, kto chce coś osiągnąć w sporcie. Patrzę na niego przez jego wspaniałe wejście do świata tenisa. Przez Paryż, gdzie widziałem gościa, którego cieszy to, co robi. Radość, jaką ten facet ma z gry, jest jego kwintesencją. Kibicuję mu także dlatego, bo podziwiam wszystkich sportowców, którzy mają dwa metry i więcej. Ciebie też bym podziwiał, gdybyś był taki wysoki.

Z basenu zejście Phelpsa.

Koniec epoki, a epokowi sportowcy zdarzają się rzadko. Temu gościowi było wszystko jedno - czy w kostiumie, czy bez kostiumu, wskakiwał do basenu, bił wszystkich, sięgał po rekordy. Też chciałbym skończyć, będąc na szczycie. Może nie z 18 złotymi medalami, bo to już niemożliwe, ale może z trzema mi się uda. Jak znaleźć motywację, będąc na szczycie? Ciężko to zrobić, kiedy ma się wszystko, co tylko można mieć. Ale rasowy mistrz zawsze będzie chciał więcej i to nigdy się nie zmienia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.