Lekkoatletyka. Przez śniegi i lody na letnie igrzyska

Zimą dyrektor sportowy PZLA uznał, że nie rokuje, więc "po co go szkolić?" Kilka dni temu Artur Ostrowski pobił 14-letni rekord Polski na 1500 m i marzy o finale olimpijskim w Londynie.

Dyskutuj z ludźmi, nie z nickami. Nie bądź anonimowy na Facebook.com/Sportpl ?

Aby igrzyska olimpijskie były żywe, rodzina Ostrowskich postawiła wszystko na jedną kartę - na kartę kredytową ojca i trenera Artura, świetnego średniodystansowca lat 80. Ryszarda. Dotąd spłaca debety z odsetkami. - Słyszałem, że aby wychować dziecko, do 20. roku życia trzeba wydać 190 tys. zł. W przypadku sportowca to dużo więcej - mówi Ostrowski senior.

Finisz zapisany w genach

Cztery dni temu w Zagrzebiu jego 23-letni syn pobił rekord Polski na 1500 m. Osiem dni temu zszedł na 800 m poniżej 1.45 min, co dałoby mu piąte miejsce w finałowym biegu mistrzostw świata. Na tym krótszym dystansie jest dwóch zuchów szybszych, ale ani starszy o rok Marcin Lewandowski, ani młodszy o rok Adam Kszczot - nie ma zapisanego w genach zapierającego dech finiszu, najczęściej decydującego o sukcesie na najważniejszych zawodach.

Skąd wzięła się piorunująca końcówka 23-letniego biegacza, wie każdy, kto pamięta start jego ojca w Zawodach Przyjaźni w Moskwie w 1984 r. W kadłubowych igrzyskach pocieszenia dla sportowców bloku socjalistycznego, który zbojkotował olimpiadę w Los Angeles, nie startowali Kenijczycy ani Brytyjczycy (Sebastian Coe zdobył złoty medal w Los Angeles na 1500 m i srebrny na 800), ani fenomenalny w tym czasie Brazylijczyk Joaquin Cruz, mistrz olimpijski na 800 m. Ale Kuba wyciągnęła za uszy legendarnego Alberto Juantorenę.

Ostrowski biegł na Łużnikach z tyłu stawki do końca ostatniego wirażu. Potem drobny, kruchy biegacz ruszył do przodu, połykał rywali jednego pod drugim, dopadł Juantorenę. Przez długi czas po finale mówiono, że szarżujący Ostrowski wygrał, ale złoto przyznano obydwu biegaczom. Podobny finiszem na ostatniej prostej Polak wywalczył czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Rzymie w 1987 r. (z wynikiem 1.44,59 Ostrowski byłby również czwarty w ostatnich MŚ w Daegu).

Moment, którego nie można przegapić

Po niemal 30 latach od Zawodów Przyjaźni okazało się, że dzięki zwycięskiej walce na ostatnich metrach Ryszard Ostrowski pomógł - w sportowym sensie - przetrwać zeszły rok i przygotować syna do poważnych wyzwań. Zawody Przyjaźni są bowiem równe rangą igrzyskom olimpijskim i za złoty medal w Moskwie państwo co miesiąc płaci Ostrowskiemu sportową emeryturę.

- W sporcie przychodzi jeden jedyny moment, którego nie można przegapić. Dla nas ten czas jest teraz. Musieliśmy zaryzykować - opowiada ojciec.

Kiedy jesienią i zimą inni trenowali w idealnym klimacie w RPA i Kenii, Ostrowscy ciężko pracowali w Międzyzdrojach i w Poznaniu. Dzięki wsparciu firmy przyjaciela wyjechali na dwa tygodnie do Włoch.

- Ja o dużo nie proszę, bo o ciepło. Ciepło jest największym dobrem lekkoatlety. Z zimna rodzą się problemy. Tymczasem zima trzymała w Polsce wyjątkowo długo. Podczas biegu na lodzie i śniegu nogi uciekają na bok, rodzą się kontuzje. Byłem w desperacji - mówi Ostrowski senior. - Kiedy pytałem dyrektora sportowego związku Piotra Haczka o pomoc, uśmiechał się i stwierdził, że Artur nie rokuje. "Po co go szkolić?" zapytał.

W piątek szef Haczka w PZLA Jerzy Skucha twierdził, że Ostrowski ma wielkie szanse na wsparcie, że związek nie finansował biegacza tylko przez rok, kiedy nie osiągnął dobrych wyników.

- Ja wierzyłem w Artura cały czas, bo wiedziałem z bliska, jak sprawy wyglądają. Wiem, jakiej delikatnej jest konstrukcji, więc 10 lat temu zaczynałem z nim treningi też ostrożnie, licząc na późniejsze wyniki. Najpierw była zabawa, co później skończyło się cierpkimi uwagami, że zamiast pracować, Artur się bawi. Ale nie mieliśmy wyjścia, bo mój syn jest delikatniejszy niż rywale - wspomina Ryszard Ostrowski. W porównaniu z mocnymi fizycznie zawodnikami, jak Marcin Lewandowski czy Adam Kszczot, Artur wygląda jak junior - przy wzroście 184 cm waży niecałe 60 kg.

- Jestem dopiero na początku drogi - mówi biegacz, który w ostatnich ośmiu dni uzyskał lepsze czasy na 800 i 1500 m, niż wynosi minimum olimpijskie na Londyn. - Teraz już nie mam wątpliwości, że zakwalifikuję się do igrzysk. Nie wiem jeszcze, którą konkurencję wybiorę. Na 800 m Marcin i Adam są super. Czasem jednak marzę: "W reprezentacji na igrzyska może być trzech zawodników, więc nawet jakbym z nimi przegrał w olimpijskim finale, wciąż mogę zdobyć brązowy medal. Trzej Polacy na podium w Londynie - czy to nie jest piękne marzenie?

Rekordy z taaaaką brodą! Kto je w końcu pobije?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.