Polska - Holandia. Koszykarzy egzamin dojrzałości

Czas sprawdzić się w roli faworytów. Czwartkowy mecz Polaków z całkiem solidną Holandią w s'Hertogenbosch (godz. 20) powinien pokazać, czy euforia po wygranej z Chorwacją we wrześniu przerodziła się w coś większego.

Na cztery mecze przed końcem sytuacja w eliminacyjnej grupie J jest następująca: niepokonani Litwini miejsce w turnieju, który w przyszłym roku zorganizują Chiny, już mają, a drugie miejsce dla Włochów, którzy mają bilans 6-2. Polska jest trzecia z czterema zwycięstwami i czterema porażkami. Taki sam dorobek mają Węgrzy, ale gorszy bilans koszy w bezpośrednim starciu. Dalej Holendrzy i Chorwaci (3-5). Z grupy wychodzą trzy najlepsze drużyny, czyli w tym momencie są dwie niewiadome. A Polska dzięki zwycięstwu nad Chorwacją we wrześniu ma los w swoich rękach.

Ale teraz wyzwania będą jeszcze większe. Trzeba unikać wpadek, by się nie oglądać na rywali. A piekielnie ważny będzie czwartkowy mecz z teoretycznie najsłabszą w grupie Holandią w s’Hertogenbosch. W poprzednim okienku Holendrzy zmusili do dwóch dogrywek Litwinów, w pierwszej fazie pokonali u siebie Chorwatów i Włochów. Ich atutem jest gra obwodowych z Charlonem Kloofem z UCAM Murcia na czele, nieco mniej spektakularnie wyglądają pod koszem, a za ich największą zaletę uważa się zgranie i waleczność. W czwartek na ich korzyść może to, że będą grać u siebie. Nie chodzi li tylko o wsparcie publiczności, ale zwłaszcza o to, że połowy środy nie spędzili w podróży, tak jak Polacy.

Biało-czerwoni zagrają w s’Hertogenbosch naładowani pozytywną energią po wrześniowym zwycięstwie z Chorwacją. Skład w porównaniu z tamtym okienkiem się zmienił. Z powodu kontuzji wypadli Tomasz Gielo i Kamil Łączyński, do kadry wrócił w trybie awaryjnym Łukasz Koszarek, a pod koszem dostępny jest Maciej Lampe.

Pomarańczowa teczka Taylora

Polacy do s’Hertogenbosch dotarli w środowe popołudnie. Wieczorem odbyli pierwszy trening w hali Maasport, gdzie w czwartek o godz. 20 zmierzą się z gospodarzami. Chwilę wcześniej ćwiczyli Holendrzy i u nich były żarty i luźna atmosfera. U Polaków przeważało skupienie i wzajemne motywowanie się koszykarzy po dobrych zagraniach. Na początek siódme poty z graczy wycisnął trener przygotowania fizycznego Dominik Narojczyk, a potem były ćwiczenia rzutowe i konkurs rzutów z połowy, który szybko rozstrzygnął trafieniem Maciej Lampe.

Biało-czerwonych w czwartek rano czekają ich jeszcze zajęcia rzutowe i dalsza analiza gry rywali. Tego, czym do tej pory zaskakiwała Holandia uczą się od poniedziałku. Trener Mike Taylor wszędzie nosi ze sobą pomarańczową teczkę, w której ma plany treningowe, ale też zestaw zagrywek rywali i to jak na nie reagować.

Celem Polaków w czwartek jest zwycięstwo. - Chcemy wygrać ten mecz. Nie ma dla mnie znaczenia, czy zrobimy to w pięknym stylu, czy po brzydkim meczu. Po prostu musimy zwyciężyć. Wierzę w tych chłopaków, ciężko pracujemy na treningach, konsekwentna praca od lat przynosi efekty - mówi Taylor.

Z Holandią Polacy grali po raz ostatni w 2016 roku w sparingach w Wałbrzychu. Wtedy dwukrotnie okazali się lepsi - 82:64 i 84:79. Ale żadnych wniosków z tego wyciągać nie należy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.