EuroBasket 2017. Mike Taylor: My zbytnio nie przejmujemy się tym, co się mówi

Marcin Gortat powiedział, że sukcesem kadry w mistrzostwach Europy będzie jedna czy dwie wygrane. - On udziela tylu wywiadów, może nie do końca powiedział to, co miał na myśli, może to jest nieco wyrwane z kontekstu. Mamy ze sobą dobre relacje, staram się nie komentować takich rzeczy. Jestem trochę rozczarowany, bo wiem, że nasz sztab i federacja zrobili dla niego wiele dobrego - mówi Mike Taylor, selekcjoner koszykarskiej reprezentacji Polski.

W środę ogłoszono nazwiska 17 koszykarzy, którzy wezmą udział w pierwszym etapie przygotowań do rozpoczynających się 31 sierpnia mistrzostw Europy. W kadrze nie ma oczywiście Marcina Gortata, który z gry w reprezentacji po EuroBaskecie w 2015 roku zrezygnował. Na liście nazwisk nie ma też Przemysława Karnowskiego i Maciej Lampego, którzy się rehabilitują i na zgrupowaniu mają się pojawić w sierpniu.

***

Michał Owczarek: Oglądał pan Przemysława Karnowskiego w rozgrywkach Ligi Letniej. Czy gra tam przybliżyła go do NBA?

Mike Taylor:  Początek rozgrywek, gdy był zawodnikiem Charlotte Hornets, na pewno nie był dla niego łatwy. Grał mało, ale prezentował się solidnie. Dla zespołu liczyło się, by mogli dokładnie sprawdzić zawodników, których wybrali w drafcie. Dobrze, że potem zmienił klub na Orlando Magic i wreszcie pokazał, na co go stać. O to właśnie chodzi. Ale to tylko część procesu oceniania zawodników przez kluby. Był przecież obserwowany przez skautów przez pięć lat gry na uczelni Gonzaga, wszyscy widzieli też, jak grał w reprezentacji Polski, a teraz mogli go wreszcie zobaczyć, jak się odnajduje w koszykówce zbliżonej do NBA. Moim zdaniem kluby uważają, że jeszcze mu nieco brakuje, kilku lat, by się do NBA dostać. Ważne jest, że te ostatnie mecze w Magic miał naprawdę świetne, pokazał się z dobrej strony i w przyszłości na miejsce w NBA zasługuje.

W przyszłości, czyli kiedy?

- Na jego sytuację wpływają dwa czynniki: jak na zawodnika aspirującego do NBA, to jest już po prostu wiekowy. Jego równolatkowie są już od lat w NBA, a on ten czas spędził na uczelni. Dla zespołów to swego rodzaju minus, a do tego dochodzi jeszcze historia jego kontuzji. Ale w dobrych zespołach jest dla niego miejsce, bo jest wielki i ma umiejętności, może pełnić rolę podkoszowego zadaniowca. Być może rozwiązaniem dla niego byłby kontrakt hybrydowy z klubem w G-League (zaplecze NBA), ale warto pamiętać, że tam w koszykówkę gra się kompletnie inaczej, bo nie ma zbyt wielu prawdziwych środkowych. Moim zdaniem dla niego najlepszym wyjściem byłby powrót do Europy, gdzie mógłby budować swoją karierę i  dobrą grą tutaj powalczyć o NBA. Styl gry, kwestie organizacyjne czy wreszcie pieniądze bardziej do niego pasują. A skauci NBA oglądają przecież koszykówkę na całym świecie. To byłaby mądra decyzja.

Karnowski znalazł się w szerokiej kadrze na EuroBasket, ale zabraknie go na początku przygotowań przez kontuzję kciuka. To chyba powód do zmartwień.

- Borykał się z tym urazem od wielu miesięcy, zdecydował się na zabieg po Lidze Letniej. Operację przeszedł w tym tygodniu w Los Angeles. Plan jest taki, że po trzytygodniowej rehabilitacji dołączy do reprezentacji Polski.

Rozumiem, że to wariant optymistyczny.

- Zawsze trzeba brać pod uwagę różne scenariusze. Podobny zabieg miał Chris Paul, operował go ten sam lekarz i miał podobny plan rehabilitacji. Mamy nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Karnowski jest otoczony świetnymi ludźmi, agencja Wasserman robi wszystko, by odniósł sukces. Wierzymy, że wszystko pójdzie po naszej myśli i dołączy do nas w połowie sierpnia.

To nie problem, że tak późno?

- To zawsze jest problem, ale lepiej mieć zawodnika, niż go nie mieć. Jako trener w D-League nauczyłem się, że skład może zmieniać się co chwilę, w każdym meczu masz do dyspozycji innych zawodników. Musisz nauczyć się jak wprowadzać nowych graczy do drużyny, jak pomóc im uczyć się systemu czy odnajdywać w nowych rolach. O Przemka jestem spokojny, bo wie, jak gramy, zna koszykarzy. Pewnym problemem może być tylko to, że nie będzie w rytmie meczowym, ale musimy jak najlepiej wykorzystać sytuację, którą mamy. To dla nas zawodnik następnej generacji, który przejmuje to miejsce po Marcinie Gortacie. Musimy i chcemy go mieć. On chce grać. Sytuacja jest szczególna.

Pod koszem jest więcej problemów. Maciej Lampe cały czas się rehabilituje. Czy to w ogóle możliwe, że zagra w Finlandii?

- Był jedną z naszych opcji B pod koszem. Świetnie sprawdził się w zeszłym roku w kwalifikacjach, miał dobry sezon w Chinach, ale pod koniec rozgrywek doznał urazu biodra. To nas zaskoczyło, operacja była konieczna, a teraz się rehabilituje. Widziałem się z nim, gdy był w Łodzi, widziałem jak ciężko pracuje. Postawił sobie za cel powrót do gry na ME, ale to taka kontuzja, w której nie można niczego pośpieszać. On bardzo chce grać, ale na wszystko potrzeba czasu. Wie doskonale, bo miał już podobny zabieg drugiego biodro. W jego przypadku decyzję podejmiemy pod koniec obozy przygotowawczego.

Kto będzie podejmował decyzję? Pan czy on?

- To będzie wspólna decyzja. Nie chcemy zrobić nic, co mogłoby przeszkodzić mu w przygotowaniach do kolejnego sezonu w Chinach. Bardzo go szanujemy, jego zespół. Musimy podjąć najlepszą deczyję dla wszystkich stron. Jeśli będziemy czuć, że on nam może pomóc, to zabierzemy go do Finlnadii. Jeśli nie będzie zdrowy i przygotowany fizycznie, to weźmiemy tych, co będą w pełni sił. Nic nas nie zaskakuje, mamy plan na takie sytuacje.

Do połowy sierpnia nie będzie żadnego z podstawowych środkowych powołanych do szerokiej kadry. Jak będą wyglądać przygotowania?

- Będziemy musieli dostosować się do sytuacji .Na pewno inni gracze będą musieli grać jako środkowi, będziemy grać niskim składem, ale będziemy tak trenować, by nieobecni gracze mogli łatwo zaadaptować się do drużyny.

Tydzień czy dwa przed  turniejem wystarczą?

- To są mądrzy gracze. Karnowski szybko dostosowuje się do systemów, dobrze grał w Gonzadze, w lidze letniej też szybko się odnalazł. Czuje się komfortowo w naszym systemie. My ze swojej strony zrobimy te wszystkie małe rzeczy, które ułatwią mu wejście w drużynę. Musimy jak najlepiej wykorzystać naszą sytuację. Po rezygnacji Marcina Gortata z gry w kadrze musimy szukać innych opcji. Dwie z tych opcji mają kontuzje, ale jestem pozytywnie nastawiony, że do końca lata nasza sytuacja pod koszem się wyklaruje. To normalna rzecz w koszykówce, każdy ma jakieś problemy. Nie ma co narzekać, trzeba to przezwyciężyć. I to staramy się robić.

Mało tych powodów do optymizmu przed początkiem zgrupowania. Lider kadry Adam Waczyński też jest kontuzjowany.

- Adam pewnie opuści pierwsze dni zgrupowania w Wałbrzychu, dołączy do nas później, bo chcemy by zadbał o swoją łydkę. Ma za sobą dobry sezon, ale też pełen ciężkiej pracy. Nie wiem, czy to nie wpłynęło na jego kontuzje, dlatego staramy się być w jego przypadku szczególnie ostrożni. To dla nas bardzo ważny zawodnik, chcemy by był zdrowy.

Ktoś jeszcze się spóźni na początek zgrupowania?

- A.J. Slaughter skończył grę w finałach we Francji dopiero 23 czerwca, więc uzgodniliśmy, że będzie miał nieco dłuższy odpoczynek, dołączy wtedy, kiedy Adam Waczyński. Podobnie było w zeszłym roku, gdy trenował z Oklahoma City Thunder. Odpoczynek jest ważny, oni szybko się dołączą.

Wygląda tak jakby pan robił dużo dobrych rzeczy z myślą o graczach. Ale czy reprezentacja na tym nie traci?

- Oczywiście że nie. Pracujemy z zawodnikami, bo chcemy, żeby czuli sie z nami dobrze. Wszyscy z nich to doświadczeni gracze, dobrze czują się w naszym systemie, więc jesteśmy gotowi na kompromisy w relacjach z nimi, by wypoczęli, wyleczyli się i dobrze się czuli w kadrze. A oni doceniają to, że troszczymy się o nich, staramy się im pomagać czy rozwijać. Odpłacają nam za to potem na parkiecie, gdy walczą na więcej niż 100 procent. To dlatego wszyscy chcą grać w kadrze.

Z drugiej strony obecna sytuacja daje szanse, by lepiej przyjrzeć się młodym graczom. Dołączy do nas Andy Mazurczak jako rozgrywający, będzie z nami Michał Michalak, Filip Matczak. Mathieu Wojciechowski też jestem bardzo ciekaw.

Tak być może to wygląda od środka. Z zewnątrz kadra wydaje się mocno osłabiona, szanse na dobry wynik w Finlandii wydają się małe.

- Nie dziwię się, że kibice oczekują wyników, ale gdy przyszedłem tu w 2013 roku kadra była w rozsypce. Szybko ją odbudowaliśmy i stąd są teraz te oczekiwania. Radzimy sobie z nimi, potrzebujemy ich, bo chcemy odnieść sukces. Ale warto pamiętać, co zrobiliśmy przez ostatnie lata. Chcemy osiągnąć najwięcej z tego, co będzie możliwe. Możemy zajmować się tylko rzeczami, które sami kontrolujemy. Nie martwimy się oczekiwaniami ludzi z zewnątrz. To my sami mamy wobec siebie oczekiwania i porównujemy się tylko do samych siebie.

Łukasz Koszarek i Slaughter to pewniaki w kadrze. Dlaczego w szerokim składzie zabrakło Szubargi czy Łączyńskiego, którzy mieli niezłe sezonu w PLK?

- Szanujemy obu tych graczy, ale my nie rozdajemy miejsc w kadrze za darmo. Jest różnica między grą w PLK a na EuroBaskecie. Szubarga miał bardzo dobry sezon w Asseco, ale wracał po bardzo ciężkiej kontuzji. To już nie ten sam koszykarz, co przed urazem. Zdobywał wiele punktów, ale nie atakował kosza, jak to robił wcześniej, a poza tym nie gra zbyt fizycznie w obronie. Widać, że troszczy się o swoje plecy. Musieliśmy się zastanowić, jak jego gra przełoży się na kadrę.

Ale miejsce w szerokim składzie dla Roberta Skibniewskiego było, choć też nie ma tych cech, które pan wymienia.

- Skibniewskiego inny typ zawodnika, porównałbym go do Kamila Łączyńskiego, ich styl gry jest podobny i dlatego w 2014 roku, gdy Koszarek wracał do kadry i mieliśmy już A.J. Slaughtera, musieliśmy zdecydować, który z nich - Łączyński czy Skibniewski - będzie dalej z nami. Czuliśmy, że organizacja gry i umiejętność podejmowania decyzji u Skibniewskiego jest na odrobinę wyższym poziomie.

Tak było w 2015 roku. A mamy 2017. Nic się nie zmieniło?

- Zmieniło się to, że teraz patrzymy wiele lat wprzód. Następną generacją rozgrywających nie jest ani Szubarga, ani Łączyński. To będą Daniel Szymkiewicz czy Andy Mazurczak, którzy dostali powołania. Wewnątrz sztabu dyskutowaliśmy wiele godzin, ale ustaliliśmy, że priorytetem będzie, by na kilku pozycjach zaprosić zawodników młodego pokolenia. To dlatego sprawdzimy Szymkiewicza, Mazurczaka, Matczaka czy Wojciechowskiego. Będziemy mieć szansę przyjrzeć się im dokładniej. To nie jest żaden zarzut w kierunku Kamila. Miał świetny sezon w Anwilu. My po prostu musieliśmy podjąć trudną decyzję. Tak samo trudno było z wyborem zawodników, którzy przyjadą do Wałbrzycha. Skibniewski zrobił dla nas mnóstwo dobrych rzeczy w ostatnich latach, ale teraz go z nami nie będzie. Szymkiewicz i Mazurczak powalczą o miejsce w kadrze.

Czyli do Finlandii planuje pan zabrać trzech rozgrywających.

- Tak robiliśmy zawsze. Trzech rozgrywających, czterech obwodowych i pięciu podkoszowych.

Do EuroBasketu jeszcze 1,5 miesiąca. Marcin Gortat w TVP mówił, że jeśli kadra wygra mecz czy dwa to będzie sukces. Ma rację?

- Staram się trzymać z daleka od takich dyskusji. Oczywiście mam świadomość tego, co ludzie mówią. Jestem trochę rozczarowany, bo wiem, że nasz sztab i federacja zrobili dla niego wiele dobrego. Bardzo lubiliśmy z nim pracować, był częścią naszego sukcesu w 2015 roku i zawsze może do nas wrócić. Marcin udziela tylu wywiadów, może nie do końca powiedział to, co miał na myśli, może to jest nieco wyrwane z kontekstu. Mamy ze sobą dobre relacje, staram się nie komentować takich rzeczy. My zbytnio nie przejmujemy się tym, co się mówi. Skupiamy się na sobie, na naszej pracy, zespole. Wiemy, jakich mamy rywali, przygotowujemy się na każdego z nich, bo chcemy odnieść sukces.

Sukces czyli co tak naprawdę?

- Nie zamierzamy definiować tego poprzez liczby. Nie chcemy się ograniczać. Chcmy być najlepszym zespołem jakim możemy się stać, wykorzystać swój potencjał i wtedy przyjdzie sukces. Na ostatnim EuroBasketcie awansowaliśmy do drugiej fazy i teraz też chcielibyśmy to osiągnąć. A w Stambule może wydarzyć wszystko.

Prowadzi pan kadrę od trzech lat. Pod względem bilansu meczów o stawkę kadra nie była tak dobra od dawna, ale co roku jest zawsze jedna porażka, która nie pozwala wam do końca zaufać.

- Nikt nie jest idealny. Mieliśmy niesamowicie rozczarowujące porażki, jako pierwszy trener biorę za to też odpowiedzialność. Jeden mecz nie powinien definiować tego, kim jesteśmy. Trzeba patrzeć na cały proces. Nasz zespół w 2014 roku wygrał eliminacje, w 2015 roku awansowaliśmy do 1/8 finału EuroBasketu, gdzie przegraliśmy z późniejszymi mistrzami Europy, w zeszłym roku znów wygraliśmy grupę kwalifikacyjną. takich wyników nie było w Polsce od dawna. Koszykarze dali z siebie wszystko, by sprostać wyzwaniom, które przychodzą wraz z lepszymi wynikami.

W 2014 roku nikt od nas niczego nie oczekiwał, w 2015 roku było podobnie, mieliśmy szansę zaskoczyć kibiców, ale już rok temu wymagano od nas zwycięstwa w grupie eliminacyjnej. I to osiągnęliśmy. Przegraliśmy w rozczarowującym stylu z Białorusią, ale w ten sposób zespół też się uczy różnych rzeczy. Zaskakujące wyniki nie są przecież niczym nowym w sporcie czy koszykówce. Ale im więcej będziesz mieć doświadczenia, tym masz większe szanse, by takich sytuacji uniknąć. I to jest mam nadzieje nasz kolejny krok.

Chcemy grać równo i konsekwentnie na najwyższym poziomie europejskiej koszykówki. Wielką drużyną nie zostaje się na pstryknięcie palcami. Potrzeba na to wielu lat pracy, różnych doświadczeń. A z tych naszych fatalnych porażek najważniejsza informacja jest taka, jak na nie zareagował zespół. W 2014 roku przegraliśmy z Austrią na wyjeździe, ale potem, też na wyjeździe, pokonaliśmy Niemcy. Na EuroBaskecie ulegliśmy Izraelowi, ale potem w meczu o wszystko pokonaliśmy Finlandię. Rok temu fatalnie przegraliśmy z Białorusią, ale w decydującym meczu ograliśmy Estonię 30 punktami. Zawsze po tych porażkach pokazywali charakter, serce, coś wyjątkowego. To bardzo ważne. To nie łatwe, ani proste. Nie szukamy wymówek. Mamy nadzieję, że w tym roku uda się takiej porażki uniknąć, ciężko na to pracujemy każdego dnia

Więcej o:
Copyright © Agora SA