Manu Ginobili przez ostatnie tygodnie trenował w obiektach San Antonio Spurs. Zastanawiał się, czy zdecydować się na 17. sezon w drużynie z Teksasu. W poniedziałek na swoim Twitterze ogłosił, że poprzedni sezon był jego ostatnim.
"Pełen różnych emocji ogłaszam koniec kariery. To była niesamowita podróż, o której nawet nie marzyłem" - napisał koszykarz. Jego decyzja oznacza koniec kariery jednego z najbardziej wyjątkowych graczy w historii koszykówki. Nie było przed nim koszykarza, który odcisnąłby takie piętno na aż trzech kontynentach. Jest jednym z dwóch graczy w historii, którzy mają w swoim portfolio wygraną Euroligę, mistrzostwo NBA oraz złoty medal igrzysk olimpijskich.
W Europie Ginobili osiągał największe sukcesy we Włoszech. W 2001 roku wygrał Euroligę, będąc koszykarzem Virtusu Bologna. Został też MVP rozgrywek, dwa razy z rzędu był też najlepszym strzelcem.
Miał niebotyczny wpływ na koszykówkę argentyńską i jej największy sukces w historii, czyli olimpijskie złoto w Atenach w 2004 roku. Prowadzona przez Ginobiliego kadra w półfinale upokorzyła Amerykanów 89:81, a Manu rzucił aż 29 punktów. Cztery lata później z kadrą zdobył brąz w Pekinie.
Wreszcie, osiągnął status gwiazdy NBA, choć swoim zachowaniem się tego nie dopraszał. W wielu klubach mógłby być pierwszoplanową postacią, w Spurs godził się z rolą zmiennika i w niej sprawdzał. Skromy, lubiący pozostawać w cieniu, ale też nawiązujący świetne relacje i stawiający dobro drużyny ponad swoje indywidualne osiągnięcia. A poza tym, waleczny i nieustępliwy. Momentami szalony - jego akcje mogły pogrążyć rywala, ale i zakończyć się fatalną stratą. Jego firmowym zagraniem było wejście pod kosz dwutaktem ze zmianą kierunku. Był absolutnym mistrzem tzw. euro step, który do swojego repertuaru zaczęli wprowadzać najlepsi gracze w lidze.
Nie ma koszykarza, który został wybrany z tak odległym, bo 57., numerem w drafcie, który osiągnąłby w NBA tak wiele. Cztery tytuły mistrzowskie w 16 sezonach w najlepszej lidze świata.
- Jest jednym z pionierów, który pomógł NBA w globalnej ekspansji. To jeden z najlepszych ambasadorów koszykówki na świecie, który wierzy, że sport może odmieniać ludzkie życie. Mieliśmy szczęście, że mogliśmy przez 16 lat taką legendę podziwiać. Dziękujemy Manu, twoja kariera zainspirowała miliony - pięknie powiedział Adam Silver, komisarz ligi NBA.
Ginobili zagrał w 1057 meczach sezonu zasadniczego NBA. Rzucił 14043 punktów, miał 4001 asyst i 1392 przechwytów, co w każdej z tych kategorii daje mu miejsce w Top5 wszech czasów San Antonio Spurs.
Jak słusznie zauważył Charles Barkley, kolejnym przystankiem u Ginobiliego będzie koszykarska Galeria Sławy. Drzwi są tam już dla niego otwarte.
Decyzja Ginobiliego oznacza definitywny koniec Spurs, do jakich przyzwyczailiśmy się przez lata. Wielkiego trio, które oprócz Argentyńczyka tworzyli w San Antonio także Tony Parker i Tim Duncan już nie ma. Pierwszy karierę skończył Duncan. Parker latem odszedł do Charlotte Hornets. Teraz przyszedł czas na Ginobiliego. Jedynym, który będzie przypominał o złotych dwóch dekadach, to trener Gregg Popovich.
Cztery lata po swoim ostatnim mistrzostwie NBA Spurs wkraczają na bardzo niepewną drogę. Od 1998 roku nie opuścili ani razu play-off, zawsze byli w gronie pretendentów do tytułu - mniejszych lub większych. Teraz z ledwie przyzwoitym składem nawet uważany za jednego z najlepszych trenerów w historii może mieć z tym trudności.