Już przed sobotnim spotkaniem było wiadomo, że nawet porażka z USA nie zmieni nastrojów, jakie powstały dookoła koszykarskiej reprezentacji Polski podczas mistrzostw świata. Zawodnicy Mike'a Taylora, którzy wywalczyli pierwszy awans na MŚ od 52 lat, na turnieju w Chinach pokazali się z bardzo dobrej strony. Dotarli do ćwierćfinału i znaleźli się w najlepszej ósemce globu. Starcie z Amerykanami, zajmującymi pierwsze miejsce w rankingu FIBA było więc pewnego rodzaju nagrodą.
Polacy mecz o 7. miejsce MŚ rozpoczęli jednak bardzo nerwowo. Widać było po nich stres i presję, jaką wywołała klasa przeciwnika. Biało-czerwoni szybko dali odskoczyć przeciwnikom na kilkanaście punktów, a sami razili nieskutecznością, szczególnie w rzutach z dystansu. W pierwszej połowie za trzy punkty trafili tylko raz na piętnaście prób. Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 14:28, a druga 16:19. Wydawało się więc, że drużyna USA rozgromi zespół Mike'a Taylora.
Na drugą część spotkania reprezentanci Polski wyszli jednak z zupełnie innym nastawieniem. Grali zdecydowanie odważniej, często blokowali rzuty przeciwników, a sami poprawili skuteczność rzutów z dystansu. Trójkami imponował kapitan kadry, Adam Waczyński, a indywidualnymi akcjami popisywali się Mateusz Ponitka i A.J. Slaughter. Trzecią kwartę biało-czerwoni wygrali 25:16, odrabiając stratę do utytułowanego przeciwnika. Ostatnią część meczu rozpoczęli z ośmioma punktami mniej. Nie zdołali ich jednak odrobić - najbliżej byli na 5 minut przed końcem spotkania, kiedy tracili do przeciwników siedem punktów.
Ostatecznie nasi koszykarze przegrali czwartą kwartę 19:24, a cały mecz 74:87, zajmując tym samym 8. miejsce na mistrzostwach świata.