Cezary Trybański o sukcesie polskich koszykarzy: To już jest lepsze niż Eurobasket 1997. Nie myślmy, czy lepiej teraz grać z Hiszpanią czy Serbią. Ten zespół musi się cieszyć, a nie czegokolwiek obawiać

- Rezygnacja Macieja Lampego tak naprawdę tej drużynie posłużyła, Polska jest trudniejsza do rozszyfrowania. Rosjanom się wydawało, że wszystko wiedzą, nastawili się na zatrzymanie Mateusza Ponitki. A to nie wystarczyło - mówi Sport.pl Cezary Trybański o zwycięstwie 79-74 nad Rosją i awansie do ćwierćfinału.

Paweł Wilkowicz: Został pan bohaterem studia po meczu Polska – Rosja. „Panowie, kurde, ja wstanę!” – to będzie zapamiętane.

Cezary Trybański: To był odruch. Były wielkie emocje, wzruszyłem się i nie wiedziałem, kurde, co powiedzieć. Więc wstałem, żeby bić tym chłopakom brawo na stojąco. Zrobili coś fantastycznego. Nie ma co się teraz wstydzić łez. Wreszcie polski kibic koszykówki może płakać z radości. A nie, tak jak przez tyle lat, ze smutku. Wreszcie nie trzeba się zastanawiać, co poszło nie tak. Mamy drużynę z wielkim serduchem. Mam nadzieję, że tego sukcesu nie zmarnujemy. Że radość nie będzie trwała tak krótko jak po awansie do MŚ. Bo potem, po krótkim świętowaniu, właściwie można było zapomnieć na długie miesiące, że Polska jedzie do Chin. Teraz widać, że warto było się tym bardziej chwalić.

"Procentuje to, że PZKosz wytrzymał i nie zwolnił Taylora"

Zobacz wideo

Wreszcie będą trochę świeższe wspomnienia niż te z ćwierćfinału Eurobasketu 1997.

Ci koszykarze już zrobili więcej niż kadra z tamtego Eurobasketu. Oni tam w Chinach dokonują rzeczy, których nikt się nie spodziewał. Już samo to, że są w mistrzostwach świata po ponad pół wieku przerwy, jest czymś wielkim. Mieli mieć kłopoty w meczu otwarcia. Nie mieli. Odmawiano im szans na pokonanie Chińczyków. Wygrali z nimi. To im dało punkty do następnej rundy, ale dało też pewność siebie. I wykorzystali to w meczu z Rosją. Gdyby pytać nawet niedługo przed turniejem, to też nikt by im szans na pokonanie Rosjan nie dawał. Ale już podczas turnieju to się zmieniało, widać było, że ta drużyna rośnie. A wygrała już z Rosją w Eurobaskecie cztery lata temu, też właśnie 6 września. Myślę, że ostatnie Eurobaskety były dla tej drużyny dobrą lekcją. Tam Polska też, jak w Chinach, trafiała do grup z gospodarzami. I tam przegrywała. A tutaj, w najważniejszym od lat turnieju, skorzystała z tamtych doświadczeń i wygrała.

Mecz z Rosją był trudną próbą, bo drużyna dłużej się rozpędzała niż w poprzednich meczach. Pojawił się stres, strach przed niewykorzystaniem takiej szansy?

Jeśli chodzi o strach, to bardzo mądrą rzecz powiedział niedawno w wywiadzie młody, czyli Aleksander Balcerowski: że jedzie do Chin się uczyć, a nie stresować, co będzie. To jest najmądrzejsze podejście, ta drużyna powinna się cieszyć każdą chwilą turnieju. Pierwsza połowa meczu była trudna. Rosjanie bronili agresywnie, metodycznie. My byliśmy nerwowi, to było widać przede wszystkim w skuteczności rzutów z akcji. Do pewnego momentu w grze utrzymywała nas głównie skuteczność z rzutów osobistych. Niecelne były tylko trzy na ponad trzydzieści osobistych, to fantastyczne proporcje. Wyobraźmy sobie, że byłby ze cztery pudła więcej i to już mogłoby oznaczać, że w pewnym momencie przewaga Rosjan urosłaby na tyle, że złamaliby nas psychologicznie. Ale Polacy trafiając z wolnych nie dopuścili do tego. Dali sobie czas, by poprawiać swoją grę element po elemencie. Najpierw trochę więcej agresywności, uważności, potem coraz lepiej w ofensywie.

A potem kilka ważnych ciosów, które skruszyły pewność siebie Rosjan: rzut za trzy punkty równo z syreną kończącą trzecią kwartę. Rzut za trzy na początku czwartej, a potem ten wsad Arona Cela wyrównujący stan meczu. Niesamowicie ważny psychologicznie.

Tak, on podziałał na Rosjan. Zaczynał się zwrot w meczu. Polacy znaleźli dobry rytm, pokazali, że są bardzo zgraną grupą, mają mądrego trenera z dobrymi pomysłami. Tu nawet nie ma co wymieniać bohaterów meczu, bohaterami byli wszyscy. Cieszy, że na pierwszym planie byli gracze którzy nieco gorzej zaczęli turniej: Adam Waczyński, Damian Kulig. „Waca” sam mówił wcześniej o pewnym niedosycie.

Ta drużyna właściwie pierwsze zwycięstwo odniosła na długo przed początkiem turnieju: gdy nie przyjęła do wiadomości, że rezygnacja Macieja Lampe jest jakimś problemem.

Powiem więcej: ta rezygnacja Maćka dobrze posłużyła Polsce. Bardzo trudno jest tę drużynę rozszyfrować. Pierwsi rywale Polaków nie mieli pojęcia, jak oni grają bez Lampego. A gdy już zaczęli Polaków rozszyfrowywać i nastawiali się, jak Rosjanie, na zatrzymanie Mateusza Ponitki, to przekonywali się na końcu, że to za mało.

Jaki pan teraz widzi scenariusz dla tej drużyny?

Ale w ćwierćfinale, czy na razie w niedzielnym meczu?

W ćwierćfinale, z Hiszpanią lub Serbią. Ale i ten niedzielny mecz z Argentyną to ciekawa próba: trochę odpuścić, odpocząć, czy jednak nie zmieniać rytmu i powalczyć o pierwsze miejsce w grupie?

Cieszmy się tym co jest, nie myślmy na razie, co będzie. Czy się oszczędzać, czy lepiej grać z Hiszpanią, czy lepiej z Serbią. To nie ma sensu. Dajmy tej drużynie nacieszyć się tym, że jest w tym turnieju. Po awansie wielu też się martwiło, co to będzie w MŚ, bo przecież niby awansowaliśmy tylko dlatego, że rywale nie mogli sięgnąć po koszykarzy z NBA. A przecież reguły były takie same dla wszystkich. Nie zmarnujmy tego entuzjazmu. Ta drużyna ma bardzo mądrego trenera. Cokolwiek Mike Taylor postanowi: zagrać z Argentyną mocno, czy odpuścić, koszykarze będą wiedzieli, że to dla nich dobre

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.