Chorwacja - Polska. Krok od awansu na mistrzostwa świata. "Nasza koszykówka znów może wejść na salony"  

Wieczorem Polska może wywalczyć pierwszy po 52 latach awans na koszykarskie mistrzostwa świata. Najlepiej pokonać Chorwację. Jeśli to się nie uda kolejna szansa na wywalczenie przepustki do Chin czeka nas w poniedziałek w starciu z Holandią. - Nasi gracze mogą sprawić, że basket znów wejdzie na salony - trzyma kciuki były koszykarz i trener Jacek Łączyński.
Zobacz wideo

Kacper Sosnowski: Powtórzenie sukcesu jakim było pokonanie Chorwacji we wrześniu (79:74) wydaje się prostsze. Wtedy nasi rywale byli zasileni graczami NBA, teraz większości ich zawodników nie rozpoznaje nawet doświadczony Maciej Lampe.

Jacek Łączyński: Pamiętajmy jednak, że nazwiska w sportach zespołowych nie grają. Gra zespół. Czasem działa taki mechanizm, że drużyna pozbawiona gwiazd bardziej się mobilizuje. Oczywiście umiejętności poszczególnych graczy, którzy w piątek wystąpią przeciw Polsce są mniejsze niż tych, którzy zagrali z nami we wrześniu. Nikt jednak wygranej w Zagrzebiu nie da nam na tacy. Na triumf i porażkę składa się wiele aspektów. Tym bardziej, że wiemy jakie są tradycje chorwackiej koszykówki. Ich zawodnicy grają w Lidze Adriatyckiej, kilku za granicą. To też będzie szansa dla tych, którzy do składu Chorwacji wejdą. Mogą się dobrze pokazać w zastępstwie gwiazd z NBA.

Polacy w Chorwacji mogą czuć się silni?

- Naszym plusem jest stabilizacja składu. Mamy właściwie jednego debiutanta Dariusza Wykę, a reszta to są gracze, którzy już wiele meczów razem rozegrali, lub w kadrze po prostu byli. Poza tym to są doświadczeni zawodnicy, powiedziałbym nawet, że nasza kadra wiekowo jest stara. Dodajmy niestety, że to doświadczenie w meczach o kwalifikacyjną stawkę jest praktycznie zerowe. Mamy szanse na awans do MŚ pierwszy raz od 52 lat. Co do innych kluczowych meczów, to w ostatnim czasie też nie było ich wiele. Jak były to na mistrzostwach Europy, niestety je przegrywaliśmy.

Na pewno jednak mamy cel jakim jest przejście do historii polskiej koszykówki. Nie ma znaczenia, że na mistrzostwach będą 32 reprezentacje, a nie 24. Za kilka lat nikt o tym nie będzie pamiętał. Będą liczyły się bardziej nazwiska, które po te medale sięgną. Czy to będzie paraliżujące, czy motywujące? To już odmienna sprawa. Mam nadzieję, że będzie to bardziej motor napędowy niż hamulec dla naszych.

Najmocniej interesował będzie pana temat rozgrywających kadry. Do reprezentacji wraca pana syn Kamil Łączyński. Serce już mocniej bije?

- Trochę tak. Abstrahując od tego, że w kadrze rozgrywającym jest mój syn, to temat rozgrywających jest ważny w każdym zespole. To kluczowa pozycja, wpływająca na funkcjonowanie na wyższym poziomie. Nie bez kozery mówi się o rozgrywającym „druga ręka trenera”. Oni zresztą do dyrygowania mają pewne predyspozycje. Liczę i na Łukasza Koszarka i na Kamila. Mam nadzieję, że będą otwierali kolegom pozycję. Że inni będą mieli sporo okazji do zdobywania punktów.

Co do samego Kamila, to kadra zawsze była dla niego na pierwszym miejscu. Różnie jego kariera reprezentacyjna się układała i różnie go oceniano. On zna swoje miejsce w szeregu. Nigdy nie patrzył na swoje statystyki i punkty. Zawsze chciał grać, by pomóc zespołowi, chciał wygrywać. Kilka razy to zadziałało, pomógł jak trzeba. Trzymam kciuki, by podobnie stało się i tym razem. Przede wszystkim cieszę się że jest w tej drużynie. Czy będzie na parkiecie czy tylko na ławce, to już inna sprawa. Najważniejsze by Polska wygrała. To będzie wtedy sukces wszystkich.  

Awans możemy zagwarantować sobie dzisiejszą wygraną, choć nawet porażką mniej niż czterema punktami może okazać się korzystna. W razie czego mamy jeszcze poniedziałkowy mecz z Holandią w Gdańsku. Związek, by przyciągnąć widzów połączył go z koncertem Kamila Bednarka i Roksany Węgiel.

- Sport musi wychodzić do ludzi. Nie zawsze najważniejsze jest tylko to co na parkiecie. Dodatkowe atrakcje często funduje fanom NBA, czy Euroliga, gdzie nie tylko liczy się samo rzucanie do kosza. Oczywiście jeśli w Polsce czegoś takiego nie było, a nagle jest to możemy domyślać się dlaczego organizatorzy zdecydowali się na taki krok. Jeśli jednak pomysłodawcy chcą spowodować, że wśród fanów muzyki znajdą się nowi fani koszykówki, a kibice sportu zainteresują się czyjąś twórczością, to tylko lepiej. Lepiej coś próbować niż siedzieć i nic nie robić.

Możliwy i bliski awans Polski na MŚ ma szansę poprawić sytuację w polskiej koszykówce? Te puste hale na lidze są wyrazem odpływu kibiców od tej dyscypliny.

Koszykówka to drugi najpopularniejszy sport na świecie. W Polsce jest chętnie uprawiana. Tylko jest dyscypliną niszową w sensie naszych sukcesów. Niewątpliwie ostatnio przegrywamu na tym polu z siatkówką, piłka ręczną czy nożną. W tych dyscyplinach często jeździmy na wielkie imprezy. W takiej sytuacji popularność danego sportu rośnie. Chciałbym by tak samo było z basketem. Piramida tej dyscypliny wypełniłaby się wtedy we wszystkich obszarach. Byłoby jeszcze więcej chętnych do jej  trenowania, więcej kibiców na trybunach, więcej mediów na meczach reprezentacji. Jak te eliminacje ruszały, to na pierwszym spotkaniu kadry było chyba kilku dziennikarzy, teraz jest kilkudziesięciu. Mechanizm się napędza. Ja przez kilka dni od znajomych z którymi nigdy nie rozmawiałem o koszykówce, słyszę pytania: Kiedy będzie ten ważny mecz o awans? Mamy szansę? To dobrze, że to do ludzi przez internet czy media dociera. Jak są media to za chwile są sponsorzy, jak są sponsorzy, to są pieniądze itd. Są pieniądze, są możliwości. Teraz wszystko zależy już tylko od graczy. Mogą sprawić, że nasza koszykówka znów będzie na salonach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.