LaVar Ball broni Lonzo: Krzyczysz, że zgasiłeś sk..., ale twój czek wcale nie będzie wyższy. Jesteś nikim

LaVar Ball, ojciec Lonzo Balla, zwymyślał Patricka Beverly'ego, który po meczu Lakers - Clippers miał obrażać jego syna. - Kim jest Patrick Beverly? Grał cały zeszły sezon, a nikt o nim nawet nie wspomniał. A teraz wszyscy mówią o jego meczu. Dlaczego? Bo łączy się go z Lonzo - stwierdził.

W czwartek w derbach Los Angeles Clippers pokonali Lakers 108:92. Dla 19-letniego Lonzo Balla, wybranego przez Lakers z drugim numerem w tegorocznym drafcie, był to debiut w NBA. Do tego niezbyt udany. Rzucił tylko trzy punkty, miał cztery asysty i dziewięć zbiórek.

Utrudnianie gry debiutantowi za punkt honoru postanowił Patrick Beverly. Rozgrywający Clippers od lat uchodzi za jednego z najagresywniejszych defensorów, często jest to obrona na granicy przepisów. I tak było w czwartek. Beverly chciał Ballowi pokazać, że w NBA łatwo miał nie będzie. Często krył go od połowy parkietu, mocno zaznaczając swoją obecność. Raz mocno sfaulował go przy linii środkowej, próbując odebrać piłkę.

Ball raz ograł zwodem Beverly’ego, ten później odpłacił mu się przechwytem przy linii środkowej. Rozgrywający Clippers kilka razy krzyczał też coś do gracza Lakers, zwłaszcza po udanych akcjach.

Jak wyliczył ESPN Beverly krył Balla w 29 akcja. Efekt? Przez ten czas debiutant z Lakers spudłował dwa rzuty i miał trzy szanse na asysty, ale jego koledzy do kosza nie trafiali.

Po meczu Beverly w ekstazie miał wykrzyczeć w szatni: „P... wygrana! Słaby sk...” - relacjonował Arash Markazi z ESPN. Słowa Beverly’ego zostały odebrane jako kolejny atak na Balla, choć jego nazwisko nie padło. I wtedy do akcji wkroczył LaVar Ball, ojciec 19-latka, który słynie z ciętego języka i jeszcze przed debiutem swojego syna w NBA poobrażał przynajmniej połowę ligi.

- Krzyczysz, że zgasiłeś sk..., ale twój czek wcale nie będzie wyższy. Tak, zgasiłeś go. Ok. Ale kim jest Patrick Beverly? Grał cały zeszły sezon, a nikt o nim nawet nie wspomniał. A teraz wszyscy mówią o jego meczu. Dlaczego? Bo łączy się go z Lonzo - stwierdził Ball senior w ESPN.

- Widziałem, że przez cały mecz próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale ja patrzyłem na niego jak na powietrze, bo on jest nikim. To tylko jeden mecz. A on nie ma butów sygnowanych swoim nazwiskiem, nie jest swoim szefem. Wiem, że chcesz mi powiedzieć, że dopadłeś mojego syna. Ale mam jeszcze dwóch i oni też wkrótce będą w NBA. Ja nie obawiam się tego jednego meczu - dodał LaVar.

Beverly o tym, czy coś rzeczywiście wykrzyczał w kierunku Balla mówić z dziennikarzami nie chciał. - Słyszeliście, co mówiłem? Jak nie, to nie ma tematu. Nie mamy o czym rozmawiać. Dobrego wieczoru - stwierdził.

Wcześniej jednak mówił o swoim pojedynkiem z debiutantem. - Chciałem mu pokazać, co go czeka. Gadałem z nim po meczu. On wie, że przez to co wyprawia jego ojciec, wielu zawodników rzuci mu wyzwanie. Musi być na to gotowy - dodał.

Ball do swojego rywala pretensji za ostrą grę nie miał. - Wie jak grać twardo, robi to dobrze. Wie, jak zaleźć komuś za skórę i pomóc swojej drużynie wygrać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.