Pod koniec czerwca Jimmy Butler został oddany w wymianie z Chicago Bulls do Minnesoty Timberwolves. Podczas prezentacji już jako koszykarz Wolves podał swój numer telefonu publicznie. - Każdy ma prawo do swojej opinii. Mam telefon w kieszeni, jeśli ktoś z Was ma mi coś do powiedzenia, niech zadzwoni: 773-899-6071 - wypalił Butler. Na spotkaniu w centrum handlowym było 2,5 tys. osób i dziesiątki tysięcy oglądających przez internet.
Butler telefonu nie miał w kieszeni. Miał go Ifeanyi Koggu, jego przyjaciel, który zajmuje się jego sprawami biznesowymi. - W momencie, gdy wypowiedział ostatnią cyfrę, zacząłem czuć jak telefon wibruje. I nie przestawał. W pięć minut poczta głosowa się zatkała, po 10 minutach nie dało się odebrać telefonu nawet, gdy chciałem. Za dużo rzeczy pojawiało się w tym samym momencie. Smsy, połączenia, FaceTime - opowiadał Koggu, który po kwadransie musiał wyłączyć urządzenie, bo stało się piekielnie gorące.
Podczas lotu do domu Butler włączył telefon, porozmawiał z dwoma fanami na FaceTime i potem urządzenie się zepsuło. Po wylądowaniu w przedstawicielstwie jednej z sieci komórkowych okazało się, że telefon nie wytrzymał obciążenia. Bulter dostał 10 tys. smsów, 700 połączeń telefonicznych i 500 połączeń na FaceTime w ciągu siedmiu godzin.
Bulterowi doradzono zmianę numeru.