NBA. Gdzie milion dolarów w kontrakcie to nie jest milion w kieszeni

Kwoty kontraktów w NBA robią oszałamiające wrażenie. Ale ile z tego, co koszykarze mają w kontrakcie, naprawdę ląduje w ich kieszeni?

Zarobki koszykarzy od kilku sezonów rosną. Nowa umowa telewizyjna, wysoki kontrakt NBA z Nike, koszulkowi sponsorzy, a także dość korzystne zapisy w umowie pomiędzy ligą a zawodnikami sprawiają, że nawet przeciętni jak na standardy NBA gracze mogą liczyć na bardzo wysokie kontrakty. Kiedyś sumy rzędu kilkunastu czy ponad 20 mln dol. były zarezerwowane dla największych gwiazd ligi czy swoich klubów. Teraz takie kontrakty dostają nawet rezerwowi.

Kwoty kontraktów są naprawdę zawrotne. W tym sezonie 41. zawodników zarobi przynajmniej 20 mln dol. Marcin Gortat ze swoim kontraktem w wysokości niespełna 12,8 mln dol. jest dopiero 94. najlepiej opłacanym graczem ligi.

Kontrakty w NBA podawane są w kwotach brutto. A ile tak naprawdę zostaje koszykarzom po odliczeniu wszystkich podatków i danin? Często to tylko nieco więcej niż 40 procent pensji brutto. Ale to nadal są kwoty zawrotne dla „zwykłego zjadacza chleba”.

Serwis ESPN wyliczył, że Stephen Curry (Golden State Warriors) ze swojego wartego niespełna 35 mln dol. kontraktu dostanie do ręki 15 mln dol. LeBron James (Cleveland Cavliers) ma zapisane 33 mln dol. w kontrakcie, a do jego kieszeni trafi blisko 17 mln. Kyle’owi Lowremu (Toronto Raptors) z blisko 29 mln dol. zostanie tylko 12 mln dol. Skąd takie różnice? Co aż tak bardzo pomniejsza pensję koszykarzy?

Podatki, składki, zaliczki

Przede wszystkim podatki dochodowe, ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Drugą kategorią danin są te płacone na rzecz NBA, ale one mają charakter przyszłościowy - liga pobiera zaliczki na fundusz powierniczy, zbiera pieniądze na fundusz emerytalny czy program inwestycyjny, który będzie przynosił koszykarzowi dochody po zakończeniu kariery. Prowizję pobiera też agent.

Zarobki graczy NBAZarobki graczy NBA Sport.pl

Prezentowane w grafice dane to wartości uśrednione dla całej NBA i dotyczą roku podatkowego 2015. Są takie miejsca, w których granie ze względów podatkowych jest korzystniejsze - koszykarze klubów z Teksasu i Florydy mają nieco lepiej, bo oni stanowego podatku dochodowego płacić nie muszą. Po drugiej stronie skali są gracze z Kalifornii, która „zabiera” ponad 10 procent dochodów czy zawodnicy Toronto Raptors, jedynej drużyny z Kanady.

-Nikt otwarcie nie mówi o tym, że z powodów podatkowych nie chce grać w danym mieście. Na pewno koszykarze biorą to pod uwagę, ale zarabiają tak ogromne pieniądze, że nie jest to czynnik decydujący - mówi Rafał Juć, skaut Denver Nuggets.

Ale to nie jest tak, że pieniądze, które koszykarze oddają razem z podatkami, już do nich nie wrócą. - Wielu graczy stosuje odpisy na różne cele charytatywne i potem wraca do nich spora część tego, co oddali w podatkach lokalnych i federalnych - mówił Marcin Gortat w „Przeglądzie Sportowym”.

Grafika nie uwzględnia jednak wszystkich przychodów koszykarzy. Nie są na niej pokazane dochody z tzw. BRI, czyli pieniądze pochodzące z zysków NBA. Koszykarze dostają co roku 51 procent tortu, reszta trafia do właścicieli klubów i NBA. Kwota, która wpływa na konto zawodnika waha się w zależności od sezonu i wysokości kontraktu gracza. W grafice nie ma też ani dochodów, ani obciążeń podatkowych wynikających z kontraktów reklamowych. To już kwestie indywidualne zawodników. Wiadomym jest, że gwiazdy NBA są w stanie zarobić sobie drugą pensję, a zawodnicy z końca ławki nie mogą liczyć na wiele.

Troska o przyszłość

Zawodnicy „tracą” około 40 procent pensji na podatku, a kolejne kilkanaście oddają w daninach na rzecz NBA. Ale to dla nich inwestycja w przyszłość. Składka na rzecz NBPA, czyli związku zawodowego koszykarzy, jest ważna, bo to organizacja, które reprezentuje zawodników przy negocjacjach kolejnych umów zbiorowych, dba o ich interesy, pomaga w trudnych sytuacjach.

Ważne jest też to, że NBA nie zostawia swoich koszykarzy po zakończeniu kariery samymi sobie. Bo statystyki są okrutne. Blisko 2/3 zawodowych sportowców w mniej niż dekadę po zakończeniu kariery staje się bankrutami, nie będąc w stanie przestawić się na mniej wystawny styl życia. NBA próbuje z tym walczyć nie tylko poprzez edukację koszykarzy, ale m.in. poprzez pobieranie zaliczek na fundusze inwestycyjne i program emerytalny. Każdy zawodnik, który rozegra trzy sezony w NBA, nabywa prawo do takiej emerytury, która będzie wypłacana dożywotnio. Jej wysokość jest zależna od wysokości kontraktu.

-Warto się jednak godzić na różne opłaty. Niejednemu przyda się to, że mając 60 lat dostanie emeryturę w NBA. Ja wiem, że jeśli wypełnię do końca kontrakt z Wizards, to choćbym nie miał grosza przy duszy, na starość dostanę emeryturę w wysokości 7,2 tysiąca dolarów miesięcznie - mówił Gortat.

A jak jest w Europie?

Ligę NBA od koszykarskich lig w reszcie świata jawność finansowa odróżnia. W Europie o kwotach kontraktów czy budżetach klubów mówi się nieoficjalnie. - Trzeba mieć dobre relacje z zawodnikami, agentami, pracownikami klubów, by mieć świadomość, kto i ile zarabia. Problemy sprawiają różne systemy podatkowe. Każdy kraj ma inny sposób rozliczania dochodów, zdarzają się sytuacje, że wewnątrz jednej ligi jest kilka systemów. Przykładowo Barcelona i Real swoje podatki rozliczają inaczej, choć to drużyny z tej samej lig - mówi Juć.

Europejskie kluby od NBA odróżnia też to, co zawodnik ma zapisane w kontrakcie. - Gdy porównujemy dochody za oceanem i w Europie nie wystarczy sprowadzić kwoty do jednej waluty, różnic jest więcej. Opłaty za agenta w Europie wynosi 10 procent i w niektórych sytuacjach płaci to klub. W NBA to 4 procent, ale płaci za to sam zawodnik. W Europie większość klubów zawodników oferuje mieszkania, wyżywienie, samochód w kontrakcie. W NBA to sami zawodnicy pokrywają te koszty - tłumaczy Juć.

Dlatego przez wiele lat wiele gwiazd europejskiej koszykówki nie do końca chętnie przenosiło się do NBA. Status najważniejszej postaci w klubie dla wielu miał znaczenie, ale po zestawieniu wszystkich finansowych za i przeciw Europa często z NBA wygrywała walkę o gwiazdy.

-Zawodnicy z Europy, którzy idą do NBA mają świadomość tego, jak wygląda tam sytuacja finansowa. Część zawodników decyduje się na kontrakt minimalny, choć im się to po prostu nie opłaca. W Europie mogliby zarobić więcej. Ale dla wielu zawodników gra w NBA to prestiż i przynależność do pewnej grupy społecznej - mówi Juć.

W ostatnich latach finanse coraz częściej przestają być przeszkodą dla gwiazd z Euroligi. Salary cap w NBA rośnie, a tym samym rosną dochody graczy, o których na Starym Kontynencie mogliby pomarzyć. Zwiększa się też znacznie G-League, czyli bezpośredniego zaplecza NBA, które oferuje możliwość coraz wyższych zarobków i daje duże szansę na przeskoczenie do klubu NBA.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA