Finały NBA. Kevin Durant znów nie do zatrzymania. Tytuł dla Golden State Warriors bardzo blisko

Golden State Warriors prowadzeni przez Kevina Duranta pokonali na wyjeździe Cleveland Cavaliers 110:102 i już w sobotę mają szansę na zakończenie finału NBA. W rywalizacji do czterech zwycięstw jest już 3-0 dla obrońców tytułu. LeBron James znów był najlepszy w Cavs. Środowy mecz był jego 110. w play-off z przynajmniej 30 punktami. Pod tym względem wyprzedził właśnie Michaela Jordana.

Stephen Curry trafił tylko 3 z 16 rzutów z gry (w tym 1/10 za trzy) i miał na koniec spotkania tylko 11 punktów. Klay Thompson też wstrzelić się w kosze w hali w Cleveland nie mógł - miał skuteczność 4/11 z gry, uciułał 10 punktów. Tak się z Cavaliers wygrać nie da. No, chyba że w drużynie masz jeszcze Kevina Duranta.

Skrzydłowy zagrał swój najlepszy mecz w tych finałach. W zasadzie w pojedynkę pociągnął swój zespół do wygranej numer trzy w serii. Rzucił 43 punkty, trafiając 15 z 23 rzutów z gry. Imponował skutecznością za trzy punkty - do kosza wpadło sześć z dziewięciu prób. Rzuty wolne? Perfekcyjne 7/7. A do tego 13 zbiórek, siedem asyst oraz przechwyt. Gdy był na parkiecie, Warriors wygrali ten fragment meczu różnicą 15 punktów.

Durant miał też przyjemność "dobić" Cavaliers celnym rzutem z dystansu na niespełna minutę przed końcem. I od razu pojawiły się porównania do zeszłorocznej "trójki". Też w meczu numer trzy, niemal z tego samego miejsca na parkiecie.

- Czasu na rzut było coraz mniej, a ja byłem całkiem daleko od kosza. Nie chciałem na siłę mijać i oddawać rzut ze złej pozycji. Poza tym, było tam wielu obrońców. Więc po prostu oddałem rzut z tego miejsca - powiedział Durant o tej akcji.

Kevin Durant Kevin Durant CARLOS OSORIO/AP

Ale to nie jest tak, że Durant zagrał dobrze tylko w meczu numer trzy. Rzut oka w statystyki: w spotkaniu otwierającym serię miał 26 punktów, dziewięć zbiórek i sześć asyst, ale trafił tylko 8 z 22 rzutów z gry. W meczu numer dwa był mistrzem efektywności. Tak jak w pierwszym spotkaniu zdobył 26 punktów, ale potrzebował do tego tylko 14 rzutów, z których 10 trafił. Miał też dziewięć zbiórek i siedem asyst.

A warto pamiętać o tym, że z racji na brak Andre Iguodali w dwóch pierwszych meczach, Durant miał nieco więcej zadań defensywnych, w tym "zajmowanie się" LeBronem Jamesem. A to wymaga najwyższego skupienia i  sporo sił. W środę był z tego nieco uwolniony, bo Iguodala do gry wrócił. Pomogło też to, że Cavaliers w początkowej fazie meczu dali mu nieco więcej miejsca w ataku.

Komplementy dla Duranta

- To było niesamowite, co on dziś zrobił. Niektóre z tych rzutów mógł trafić tylko on. Był niesamowity - komplementował swojego koszykarza Steve Kerr, trener Warriors.

- Kevin Durant to jeden z najlepszych graczy, przeciwko którym grałem i jacy kiedykolwiek byli w tej lidze. Jest świetny w kontroli nad piłką, rewelacyjnie rzuca, potrafi rozgrywać akcje. Ma świetne warunki fizyczne, jest szybki - mówił z dużym respektem o swoim rywalu LeBron James.

A Cavaliers? Tu było jak zwykle. Ataki ciągnął LeBron James, który znów był opcją numer jeden w ataku, ale starał się też jak najlepiej dogrywać do kolegów na wolnych pozycjach. James rzucił 33 punkty (13/28 z gry), choć tym razem nie był tak skuteczny za trzy punkty (tylko 1/6). Dołożył do tego 11 asyst, 10 zbiórek, dwa przechwyty i dwa bloki. Na boisku harował przez 47 minut.

James dostał pomoc od Kevina Love'a, który dorzucił 20 punktów i miał 13 zbiórek, a dobre wejście miał Rodney Hood, który trafił 7 z 11 rzutów i miał w sumie 15 punktów. J.R. Smith dorzucił 13 punktów, ale trafił tylko 5 z 13 rzutów z gry.

Przy kolejnych porażkach Cavaliers umyka to, jak dobrym jest graczem i jak bije kolejne rekordy. Środowy mecz był jego 110. w play-off z przynajmniej 30 punktami. Pod tym względem wyprzedził właśnie Michaela Jordana.

Czy Cavs mogą uratować serię?

Cavaliers nawet grając przed własną publicznością nie byli w stanie pokonać Warriors, którzy, poza Durantem, nie grali rewelacyjnie. Trudno spodziewać się, by ekipa z Cleveland zdobyła tytuł. Zresztą, historia play-off jest bezwzględna. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by zespół, który przegra trzy pierwsze spotkania, wygrał serię rozgrywaną do czterech zwycięstw. Tylko trzykrotnie takim zespołom udało się doprowadzić do siódmego spotkania.

W historii serii finałowych do tej pory siedmiokrotnie zdarzyło się, by mistrz był znany po czterech meczach. Po raz ostatni w 2007 roku. Wtedy triumfowali San Antonio Spurs, a pokonali Cleveland Cavaliers z LeBronem Jamesem, który miał wtedy 22 lata i w finale grał pierwszy raz w karierze.

Terminarz meczów finałowych (wg polskiego czasu)

Mecz numer cztery - godz. 3 w nocy z piątku na sobotę (8/9 czerwca)

Mecz numer pięć (jeśli będzie konieczny) - o godz. 3 w nocy z poniedziałku na wtorek (11/12 czerwca)

Mecz numer sześć (jeśli będzie konieczny) - o godz. 3 w nocy z czwartku na piątek (14/15 czerwca)

Mecz numer siedem (jeśli będzie konieczny) - o godz. 3 w nocy z niedzieli na poniedziałek (17/18 czerwca)

Copyright © Agora SA