NBA. Jak Washington Wizards radzą sobie bez Johna Walla?

Washington Wizards Marcina Gortata mieli się kompletnie rozsypać, gdy okazało się, że ich lider, John Wall, opuści blisko dwa miesiące przez kontuzję kolana. Osłabiona drużyna z Waszyngtonu ma już jednak pięć zwycięstw z rzędu. Takiej serii nie miała w całym sezonie. Dlaczego Wizards nagle grają tak dobrze?

Wizards od początku sezonu dryfowali między czwartym a dziewiątym miejscem na Wschodzie. Zespół, jak co roku, miał ambicję, by bić się o awans do finału NBA, ale swoją grą w ogóle do tego nie przekonywał. W starciach z drużynami z czołówki ligi radził sobie przyzwoicie, gorzej było, gdy trzeba się było zmobilizować na starcie ze słabeuszem.

Najgorsze porażki Wizards w tym sezonie? 69:116 z przeciętnymi Utah Jazz, 84:119 z Brooklyn Nets, 75:98 z Dallas Mavericks czy 116:122 z Phoenix Suns. Powodów do wstydu było więcej. Wizards w 17 meczach z rzędu na przełomie grudnia i stycznia tracili ponad sto punktów

Atmosfera w zespole była kiepska, liderzy drużyny - John Wall i Bradley Beal - kwestionowali zaangażowanie drużyny zwłaszcza w grze obronnej. Nawet spotkanie samych koszykarzy, które miało oczyścić atmosferę, nie wyszło. A potem doszedł jeszcze problem z kontuzją Walla.

Kolano Walla

Wall urazu kolana po raz pierwszy doznał w listopadzie, gdy w meczu z Dallas Mavericks zderzył się z rywalem, ale w kolejnych spotkaniach grał, bo noga zbytnio mu nie dokuczała. Gorzej zrobiło się kilkanaście dni później. Opuścił dziewięć meczów na przełomie listopada i grudnia, gdy pojawiła się opuchlizna. Problem odnowił się w ostatnich dniach stycznia. Wall nie zagrał w starciu z Atlanta Hawks. Znów przez ból kolana.

Potem okazało się, że konieczny jest zabieg i dłuższa przerwa - wstępna prognoza to od sześciu do ośmiu tygodni. Wizards stracili swoja gwiazdę, Wall stracił dodatkowo szansę na grę w meczu gwiazd.

Takiej serii nie mieli w tym sezonie

Wizards na stratę Walla zareagowali serię pięciu zwycięstw z rzędu. Takiej passy tym sezonie jeszcze nie mieli. Ani z Wallem. Ani bez niego. Pokonali kolejno słabych Atlanta Hawks 129:104, rozpędzonych Oklahoma City Thunder 102:96 (przed meczem z Wizards wygrali osiem kolejnych meczów), drugich na Wschodzie Toronto Raptors 122:119, a potem zrobili co do nich należało na wyjeździe z Orlando Magic (115:98) oraz Indiana Pacers (111:102).

Bez Walla, bez problemu?

Co się takiego zmieniło w grze Wizards, że nagle zaczęli wygrywać? - Każdy jest "dokarmiony" - wypalił Bradley Beal, którego wypowiedź została odebrana, jako atak na Walla. Ale rzucający Wizards nie to miał na myśli.

Zespół musiał zmienić swój styl gry, by załatać dziurę po zawodniku, który w każdym meczu sezonu dostarczał blisko 20 punktów i 10 asyst. Teraz więcej koszykarzy jest zaangażowanych w akcje ofensywne, piłka nie jest długo w rękach jednego zawodnika, a krąży aż będzie najlepsza okazja do rzutu. Tak było choćby w ostatnim meczu z Pacers, gdy aż ośmiu graczy zdobyło 10 lub więcej punktów.

- Dobrze bawimy się. Tak gra się w koszykówkę. Każdy się dzieli - mówił po tym meczu Kelly Oubre Jr.

Wizards z Pacers mieli aż 29 asyst. To był ich szósty kolejny mecz, w którym mieli ich 25 lub więcej. W tej chwili nie ma dłuższej serii w NBA nie ma. Rośnie liczba asyst, zwiększa się też procent celnych rzutów - w czterech z ostatnich pięciu meczów Wizards rzucali z przynajmniej 51-procentową skutecznością.

Beal liderem, Satoransky wszedł w buty Walla

- Cały czas przed nami wiele pracy. Cieszymy się z pięciu zwycięstw z rzędu, nasza pewność siebie rośnie, ale musimy zachować spokój i wykorzystać to, że jesteśmy na fali - mówi Bradley Beal, który wziął na siebie ciężar bycia liderem.

W pięciu ostatnich meczach rzucał średnio 21 punktów, miał 6,2 asysty i 4,8 zbiórki. Punktów rzuca troszkę mniej niż jego średnia z sezonu (23,6 na mecz), ale ma o wiele więcej asyst i zbiórek.

Dobrze w pierwszej piątce odnajduje się czeski rozgrywający Tomas Satoransky, który gra najlepszą koszykówkę, odkąd trafił do NBA. 9,8 punktu, 5,8 asysty, 3,2 zbiórki - to jego średnie z pięciu ostatnich meczów. - Trudniej mi się gra, gdy muszę rywalizować z zawodnikami pierwszej piątki. To spore wyzwanie dla mnie, ale cieszę się - mówi Satoransky.

Lepiej gra też Marcin Gortat, który miał ciężkie ostatnie tygodnie. Na boisku było go coraz mniej nie tylko dlatego, że trener Scott Brooks dawał coraz więcej minut jego zmiennikowi Ianowi Mahinmiemu, ale i w końcówkach meczów Wizards przestali korzystać z gry z klasycznym centrem na rzecz obniżonej piątki.

Polak w każdym z czterech ostatnich meczów rzucał 10 lub więcej punktów.

Co teraz przed Wizards?

Sytuacja w tabeli jest dla Wizards bardzo korzystna. Przed wtorkowymi meczami są tuż tuż za trzecim miejscem na Wschodzie. Wystarczy im zwycięstwo, lub porażka Cavaliers, by podskoczyć pozycję wyżej. Ale terminarz najbliższych meczów jest trudny.

Przed przerwą na mecz gwiazd Wizards zagrają we wtorek na wyjeździe z Philadelphia 76ers (bilans 29-25), dwa dni później zmierzą się u siebie z najlepszymi na Wschodzie Boston Celtics (39-15), a potem czekają ich wyjazdowe starcia z Chicago Bulls (18-35) i New York Knicks (23-31).

Końcówkę lutego też mają intensywną. W sześć dni zagrają z Cleveland Cavaliers, Charlotte Hornets, Philadelphia 76ers, Milwaukee Bucks i Golden State Warriors, a marzec zaczną meczem z Toronto Raptors.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.