Phil Jackson kończy karierę. Jak stał się ikoną NBA

Stworzył potęgę Chicago Bulls, odbudował Los Angeles Lakers, dogadywał się z takimi indywidualnościami jak Jordan, Rodman i Bryant. O jego taktycznych pomysłach i niekonwencjonalnych technikach motywacji słyszała nie tylko NBA

Jest rekordzistą NBA w liczbie mistrzowskich tytułów - dwa zdobył w latach 70. jako koszykarz, 11 na przełomie wieków jako trener. 66-letni Phil Jackson, po niedawnej sromotnej porażce prowadzonych przez niego Lakers, którzy odpadli z walki o mistrzostwo NBA, podtrzymał zeszłoroczną deklarację o zakończeniu kariery.

Autohipnoza i zen dzięki kontuzji

Miał być pastorem. Wychowywał się w rodzinie zielonoświątkowców, kilka lat mieszkał w kościele, pod okiem rodziców - pastora i nauczycielki religii - studiował Biblię. Unikał grzechu, by być gotowym na dzień Sądu Ostatecznego. Nie oglądał telewizji, nie słuchał rock and rolla.

Uprawiał za to sport, marzył, by zostać miotaczem w lidze zawodowej baseballa. Aż w szkole średniej urósł do 203 cm i został liderem drużyny koszykarskiej. W 1963 roku zdobył mistrzostwo stanu, rzucając w finale aż 48 punktów. Powoli tracił zainteresowanie Biblią.

Na studiach był egoistycznie grającym najlepszym strzelcem drużyny Uniwersytetu Północnej Dakoty - wybierano go do piątki najlepszych uczelnianych graczy w kraju, zauważali go skauci NBA, m.in. Jerry Krause, późniejszy menedżer Chicago Bulls.

Na pierwszym roku, w połowie lat 60., w życiu Jacksona doszło do przełomu, który sprawił, że syn pastora spędzający godziny na modlitwie zmienił się w człowieka namawiającego 30 lat później Jordana i spółkę do medytacji, trenera rozwieszającego w szatni artefakty wodza indian Lakota, szamana snującego opowieści o mitycznym białym bizonie, lidera wplatającego w filmy z zagadnieniami taktycznymi sceny z "Czarnoksiężnika z krainy Oz" - by zmniejszyć lęk przed powrotem do gry w baseball po kontuzji barku, starszy brat Joe nauczył go autohipnozy. Kolejnym etapem było zgłębianie zen i studiowanie filozofii, psychologii i religioznawstwa.

Przeobrażenie w trenera

Kolejnym przełomem była przeprowadzka z prowincji do metropolii - w 1967 roku Jacksona wybrali w drafcie New York Knicks. Rozwód z pierwszą żoną, znajomości z ludźmi różnych kultur i religii, eksperymenty z marihuaną i LSD, inspiracja książką "Zen i sztuka oporządzania motocykla", ówczesną biblią hippisowskiej młodzieży - Jackson szukał sposobów na dotarcie do doskonałości. Tym bardziej że w naszpikowanych gwiazdami Knicks nie mógł być gwiazdą - ze strzelca zmienił się w specjalistę od obrony, gracza od zadań specjalnych.

Uczył się, co to znaczy poświęcać się dla drużyny walczącej z powodzeniem o mistrzostwo (Knicks wygrali ligę w 1970 i 1973 roku), uczył się też roli trenera - po poważnej kontuzji kręgosłupa, która wykluczyła go z gry na ponad sezon, 25-letni koszykarz był nieformalnym asystentem Williama Holzmana. "Wówczas zacząłem myśleć jak trener" - wspominał po latach w swojej słynnej książce "Sacred Hoops", choć w 1974 roku w autobiografii "Maverick" (renegat, odszczepieniec) napisał, że nie wyobraża sobie bycia trenerem w NBA. Już cztery lata później, po transferze do New Jersey Nets, nie odmówił jednak, kiedy szkoleniowiec tej ekipy Kevin Loughery zaproponował mu rolę grającego asystenta. Z czasem Loughery pozwalał nawet Jacksonowi kierować drużyną.

Eksperymenty, porażki i sukcesy

Po zakończeniu kariery w 1980 roku Jackson pracował w siłowni w Montanie, dwa lata później przyjął propozycję prowadzenia Albany Patroons w niższej lidze CBA. Eksperymentował, chciał stworzyć zespół idealny, w którym każdy koszykarz jest nie tylko tak samo istotny dla drużyny, ale ma nawet taką samą pensję. Dzielił drużynę na piątki, które grały po równo, i dopiero na ostatnie minuty wprowadzał na boisko graczy, którzy wcześniej spisywali się najlepiej.

W CBA młody trener uczył się, jak radzić sobie z gwiazdami, które nad interes drużyny przedkładały własne statystyki, bo tylko one dawały szansę, że zauważy je ktoś z NBA. Zdarzało się, że popełniał błędy, że niszczył kariery. Utalentowanego skrzydłowego Michaela Grahama wyrzucił z drużyny, bo nie mógł znieść tego, że młody koszykarz nie potrafi się skoncentrować, że nie przyjmuje jego uwag. Potem miał wielkie wyrzuty sumienia: "Dzieciak urodził się, by grać w koszykówkę, ma talent na miarę NBA, a ja przez swoją wyrafinowaną filozofię rujnuję mu karierę" - wspominał tamto wydarzenie.

Po zwolnieniu Grahama Jackson płakał i spędził noc na rozmowie z żoną. Sfrustrowany tą sytuacją, ale i funkcjonowaniem zawodowego sportu, którym sterują pęd do władzy, pieniądze i samouwielbienie graczy, postanowił, że zrezygnuje z pracy w Albany.

Wcześniej, w 1984 roku, zdobył jednak z Patroons mistrzostwo CBA.

Przez Portoryko i pośredniaka do Bulls

W połowie lat 80., w letniej przerwie między rozgrywkami, Jackson trenował drużyny z Portoryko, co praktykowało wówczas wielu szkoleniowców z NBA. Prowadząc Piratas de Quebradillas i Gallitos de Isabela, znał ponoć tylko jedno hiszpańskie słowo "defensa", więc uczył się komunikacji niewerbalnej. A także radzenia sobie z chaosem i presją, bo w Portoryko zdarzało się, że fani przed meczami modlili się przy świecach o śmierć przeciwników, pod wpływem alkoholu wszczynali na trybunach bójki. Burmistrz Quebradillas strzelił kiedyś z pistoletu do sędziego, który podjął niekorzystną decyzję dla drużyny z jego miasta. Może tamte doświadczenia pomogły potem Jacksonowi w bitwach Bulls z wielkimi rywalami Detroit Pistons?

Po odejściu z CBA próbował zostać asystentem Knicks, ale jego były klub nie wyraził zainteresowania. Jackson rozważał karierę prawnika, ale także przewodnika czy nawet dozorcy. W tygodniu, w którym zarejestrował się jako bezrobotny i zgłosił do pośredniaka, zadzwonił Jerry Krause z propozycją dołączenia do sztabu szkoleniowego Bulls.

"Idź i powiedz to Michaelowi!"

Był rok 1987 i Bulls budowali drużynę wokół Jordana, który bił strzeleckie rekordy NBA, lecz był jednocześnie zbawieniem i przekleństwem drużyny - dokonywał na boisku rzeczy niespotykanych, ale dominował tak, że koledzy zamiast grać, po prostu patrzyli na to, co młody gwiazdor robi z piłką.

Podczas burzy mózgów sztabu szkoleniowego w swoim pierwszym sezonie asystent trenera Jackson rzucił nagle, że miarą wielkiego gracza nie jest liczba punktów, które sam zdobywa, tylko to, jak pomaga wejść na wyższy poziom kolegom i drużynie. - Idź i powiedz to Michaelowi! - stwierdził Doug Collins, ówczesny trener Bulls. "Spodziewałem się sarkastycznej odzywki, ale Michael podziękował za tę uwagę i wyraził zainteresowanie moimi mistrzowskimi doświadczeniami z Knicks" - wspominał Jackson, który w Chicago czuł się wyśmienicie. "Nie ciążyła na mnie odpowiedzialność pierwszego trenera, stałem się wolnym słuchaczem, studiowałem grę, uczyłem się nowych idei" - pisał w książce.

Nauczycieli miał znakomitych - jednym z asystentów w Bulls był Tex Winter, doświadczony trener pracujący przez lata nad systemem gry zwanym "trójkątami", w którym chodzi o idealne rozstawianie i współdziałanie koszykarzy w ataku. W 1989 roku, kiedy Jackson zastąpił Collinsa na stanowisku pierwszego trenera, wprowadzenie tej taktyki połączył ze wspólnymi medytacjami całej drużyny i zaczął przekonywać koszykarzy, by talent łączyli ze świadomym wykorzystaniem możliwości umysłu. Jackson chciał mistrzostwo przeżyć, a nie tylko je zdobyć.

I wystarczy przypomnieć sobie Jordana płaczącego po zdobyciu tytułów, by wiedzieć, że Jackson ten cel zrealizował.

Jaka przyszłość Jacksona?

- Czuję ulgę, że już skończyliśmy ten sezon - powiedział Jackson tuż po odpadnięciu z Dallas Mavericks. Stwierdzenie można uznać za zaskakujące, choć jeśli spojrzy się na siwą głowę Jacksona, zajrzy w metrykę i zerknie w dokumentację medyczną obejmującą operacje serca, pleców i biodra, ulga trenera już tak nie dziwi.

- Ze względu na stan zdrowia Phila byłbym zszokowany, gdyby podjął kolejne wyzwanie - mówi Steve Kerr, były koszykarz Jacksona z Bulls, obecnie ekspert TNT.

- Nie planuję powrotu i w tej chwili jestem tego pewny. Nie jestem jednak pewny tego, co będzie za sześć miesięcy - enigmatycznie stwierdził jednak Jackson kilka dni temu. Media spekulują, że wielki trener przez rok odpocznie, a potem usiądzie na ławce Knicks, aby doprowadzić do mistrzostwa swój były klub.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.