Finał NBA. Celtics o krok od mistrzostwa!

Znów wielkie emocje w finale NBA! Boston Celtics pokonali Los Angeles Lakers 92:86 mimo 38 punktów Kobe Bryanta i w serii do czterech zwycięstw prowadzą 3-2. Do mistrzostwa brakuje im jednej wygranej, ale kolejny mecz odbędzie się we wtorek w Los Angeles.

Supergigant: Zielono w 3/4

Celtics przegrali inauguracyjny mecz finału, po pierwszym spotkaniu w Bostonie ustępowali Lakers 1-2, ale po dwóch zwycięstwach z rzędu to oni są teraz bliżej mistrzostwa. Spotkanie nr 4 odbędzie się w nocy z wtorku na środę czasu polskiego, transmisja od 2.50 w Canal+ Sport.

W niedzielę Celtics prowadzili niemal przez cały mecz - wygrywali 6:0, 30:22, 50:39 i 71:58, ale nieustępliwi Lakers nie dawali za wygraną. Obrońcy tytułu grali nierówno, Bryant praktycznie nie miał wsparcia od partnerów, ale momentami wpadał w niesamowite ciągi rzutowe, którymi niwelował straty gospodarzy.

Celtics mieli jednak zbyt wiele atutów, aby pozwolić na zwycięstwo gościom - od początku dobrze grał Rajon Rondo (w sumie 18 punktów i osiem asyst), świetnie zaczął też Kevin Garnett, który w całym meczu zdominował Pau Gasola (18 punktów i 12 zbiórek wobec odpowiednio 12 i 12 Hiszpana). Przez cały mecz nad wynikiem czuwał jednak Paul Pierce.

Skrzydłowy Celtics, który w finałowej serii grał nierówno i raczej przeciętnie niż dobrze, w niedzielę rozegrał najlepszy mecz rywalizacji. Trafiał niemal z każdej pozycji i zdobył aż 27 punktów. W drugiej i trzeciej kwarcie Pierce był zawodnikiem, na którym spoczywał ciężar gry w ataku Celtics.

Swoje do gry wnieśli rezerwowi z Nate'em Robinsonem na czele, choć ich wpływ był dużo mniejszy niż w świetnym meczu nr 4. Kilka ważnych akcji w ataku, ale i w obronie przeciwko Bryantowi miał Ray Allen.

Finał NBA na Plus:

Bryant do przerwy grał słabo. Męczył się, pudłował pod presją gospodarzy, popełniał straty. Zdobył 10 punktów, trafiając tylko cztery z 12 rzutów, ale po przerwie eksplodował. Wykorzystał siedem pierwszych prób rzutów, z czego trzy razy trafił za trzy! W sześć minut zdobył aż 17 punktów, ale Lakers tylko nieznacznie zmniejszyli straty.

Bryanta bardzo słabo wspierali koledzy - Derek Fisher wszystkie dziewięć punktów rzucił w pierwszej kwarcie. Gasol uciułał 12, ale z tego meczu zostanie zapamiętany przede wszystkim z tego, że spudłował sześć z pierwszych siedmiu prób i trzy razy został zablokowany. Andrew Bynum po zabiegu kolana grał 32 minuty, ale rzucił tylko sześć punktów i miał jedną zbiórkę. Przeziębiony Lamar Odom zdobył odpowiednio osiem i osiem, a Ron Artest pudłował w najważniejszych momentach.

Cegliński: Jak zagrał Bryant?

Celtics znów zagrali z większą energią. Wykorzystywali wsparcie rozkrzyczanej publiczności, grali zespołowo i walecznie. Ale spokojni o wynik nie mogli być do ostatnich minut.

W połowie czwartej kwarcie po niesamowitej dobitce Rondo gospodarze prowadzili 87:75, ale Lakers wykonali zryw 7:0. W kolejnych akcjach Celtics dwukrotnie pudłowali, ale zebrali piłki w ataku. A kiedy Fisherowi udało się wygrać rzut sporny z dużo wyższym Garnettem, to faulowany w kontrze Artest nie wykorzystał ani jednego z dwóch rzutów wolnych przy wyniku 82:87.

Po przerwie na żądanie Celtics zdobyli punkty po szczęśliwej akcji, w której Pierce podawał do Rondo wypadając poza boisko. Rozgrywający Celtics w trudnej sytuacji oszukał obrońców Lakers. Gospodarze wyszli na prowadzenie 89:82 i Lakers już im nie zagrozili.

Obrońcy tytułu trafili tylko 39 proc. rzutów z gry, ale nadrobili to punktami z ponowienia, bo nieźle zbierali piłki w ataku. Lakers lepiej rzucali też za trzy punkty i częściej stawali na linii rzutów wolnych, a nawet mieli mniej strat niż Celtics, ale słabiej grali w obronie. Nie potrafili zatrzymać Pierce'a i zdarzały im się dziury pod koszem, które wykorzystywali Ray Allen lub Garnett.

Defensywa Celtics spisywała się nieźle - w pierwszej połowie Allenom (Ray'owi i Tony'emu) udało się powstrzymać Bryanta. Lider Lakers ostatecznie trafił niemal połowę rzutów z gry (13/27), miał genialne momenty, ale znów trudno uznać jego występ za gwiazdorski i taki, który mógł przesądzić o wygranej zespołu z Los Angeles.

Po trzech meczach w Bostonie finał wraca do Los Angeles. Jeśli po sześciu spotkaniach będzie 3-3, to siódmy, decydujący o mistrzostwie mecz, odbędzie się w czwartek w Los Angeles.

Marcin Gortat jednak chce grać w reprezentacji?

W meczu nr 6...
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.