Czy Washington Wizards nauczyli się już ogrywać słabeuszy?

W sobotę grają ze słabiutkimi Atlanta Hawks, dwa dni później z niewiele lepszymi Sacramento Kings, ale po piątkowej wygranej z Los Angeles Lakers kibice Washington Wizards przed tymi meczami drżeć już nie muszą.

Gdyby nie ogromne problemy Cleveland Cavaliers, którzy z pierwszych 12 meczów przegrali aż siedem, z czego większość z drużynami, które w poprzednim sezonie nie doczłapały się do play-off, to problemy Wizards byłby jednym z głównych tematów początku sezonu.

Zespół Marcina Gortata, który celuje w tym sezonie w awans do finału Konferencji Wschodniej, a marzy o wielkim finale NBA, do tej pory nie zachwycał, choć rywali nie miał z najwyższej półki. Wszystko szło dobrze do październikowego meczu z Los Angeles Lakers, który Wizards przegrali po dogrywce. A potem dostali jeszcze po głowie od finalistów z poprzedniego sezonu - Warriors i Cavaliers, ale też polegli w meczach z dołującymi Phoenix Suns i Dallas Mavericks, wtedy najgorszą drużyną w NBA.

W czwartek Wizards udało się los odwrócić. Pokonali u siebie Los Angeles Lakers. Wykorzystali to, że rywale dzień wcześniej grali mecz w Bostonie i mieli mniej czasu na regenerację. Wreszcie do dobrego i agresywnego ataku dołożyli przyzwoitą obronę. Bo to z defensywą mieli w tym sezonie największe problemy.

W każdym z przegranych meczów w tym sezonie tracili ponad 100 punktów, a trzy razy 120 lub więcej. W obronie brakowało twardości i przywiązania do szczegółów. Dominowała bylejakość, która charakteryzuje przeciętniaków a nie drużyny z mistrzowskimi aspiracjami. Obrona przeciwko kontratakom nie istniała, do tego rywale w polu trzech sekund robili co chcieli.

W meczu z Lakers w czwartek wszystko było po staremu w pierwszej kwarcie. Wizards wygrali ją 37:34 nie dlatego, że lepiej bronili, ale po prostu byli skuteczniejsi w ataku. Ale potem coś w ich grze się zmieniło. Do końca meczu pozwolili Lakers trafić 17 z 59 rzutów, w całym meczu dali sobie rzucić tylko trzy "trójki". To dobry sygnał.

- Problemy z naszą obroną jeszcze nie są rozwiązane, ale to dobry początek. Zagraliśmy przyzwoicie - tłumaczył trener Scott Brooks po meczu, w którym 23 punkty rzucił John Wall, 22 miał Bradley Beal, a 20 Otto Porter. Marcin Gortat dodał osiem punktów i miał pięć zbiórek.

Wizards wygraną z Lakers powinni potraktować jak nowy początek sezonu. Szczególnie, że terminarz najbliższego tygodnia mają dość łagodny. W sobotę mierzą się ze słabiutkimi Hawks, potem goszczą niewiele lepszych Sacramento Kings, a następnie czeka ich dwumecz z Miami Heat. Cztery wygrane powinny być obowiązkiem, bo potem w terminarzu zaczynają się schody.

Gortat i spółka w 10 dni zagrają sześć meczów, z czego pięć na wyjeździe. Ich rywalami będą kolejno Toronto Raptors, Milwaukee Bucks, Charlotte Hornets, Portland Trail Blazers (jedyny mecz u siebie w tej serii), Minnesota Timberwolves i Philadelphia 76ers.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.