LeBron James dwoił się i troił, ale nie był w stanie zatrzymać fantastycznie funkcjonującej machiny Spurs. W niedzielę Heat zaczęli z animuszem, szybko zyskali przewagę i odskoczyli nawet na 16 punktów po trójce Raya Allena (22:6 w 5. minucie), jednak Spurs jak w poprzednich meczach jeszcze przed przerwą odzyskali kontrolę nad grą.
W drugiej kwarcie Spurs w niespełna pięć minut rzucili 17 punktów, tracąc ledwie dwa, w całej kwarcie pozwolili Heat zdobyć tylko 11 punktów i przed drugą połową mieli siedem punktów zaliczki. Po przerwie dokończyli dzieła zniszczenia Heat - po serii punktów Leonarda, Duncana, Millsa i Ginobiliego mieli 21-punktową przewagę. Heat już się nie podnieśli. Na sześć i pół minuty przed końcem przy 18 punktach różnicy na korzyść Spurs na ławce usiadł LeBron James. Do gry już nie wrócił. Spurs zwyciężyli 104:87 i przypieczętowali swój piąty tytuł w ciągu 15 lat.
- Oni byli od nas znacznie lepszym zespołem. Tak się powinno grać w koszykówkę. Tegoroczną porażkę potraktuję jako motywację do rewanżu - powiedział James, dla którego był to trzeci przegrany finał NBA w karierze (na pięć prób).
W niedzielnym meczu James rzucił 31 punktów, miał 10 zbiórek, 5 asyst i 2 bloki, ale podobnie jak w innych przegranych meczach ze Spurs zabrakło mu wsparcia partnerów. Chris Bosh rzucił tylko 13 punktów, Dwyane Wade miał ich ledwie 11. Nikt więcej z Heat nie zdobył więcej niż 10.
Spurs do niedzielnej wygranej poprowadził Manu Ginobili, który trafiał w najważniejszych momentach drugiej i trzeciej kwarty. W sumie zdobył 19 punktów i miał cztery zbiórki oraz cztery asysty. 16 punktów dołożył Tony Parker, a 14 Tim Duncan.
Na MVP finałów wybrano 22-letniego Kawhiego Leonarda. On w niedzielę znów był najlepszym strzelcem Spurs (22 punkty, do tego 10 zbiórek), we wcześniejszych meczach popisywał się skuteczną i różnorodną grą w ataku, a do tego harował w obronie przeciwko LeBronowi Jamesowi.
Spurs podkreślali, że wyciągnęli wnioski z zeszłorocznej porażki. - Pamiętaliśmy, co się wydarzyło rok temu i jak się wtedy czuliśmy. Wykorzystaliśmy to jako naszą motywację, żeby tu wrócić. To niesamowite uczucie. To sprawia, że 2013 rok był całkiem OK - powiedział Tim Duncan.
- Grali wyrafinowaną koszykówkę w tej serii, zwłaszcza w trzech ostatnich meczach, i to oni byli lepszą drużyną - przyznał Erik Spoelstra, trener Heat.
- Pokazaliście światu, jak piękną grą jest koszykówką - mówił komisarz NBA Adam Silver, wręczając mistrzowski puchar.
Przez ostatnie 15 lat cały czas utrzymują się w czołówce, wywalczyli do tej pory pięć tytułów, tegoroczny finał był ich szóstym w tym okresie. Ogromna zasługa leży po stronie trenera Gregga Popovicha, który umiejętnie reformował swój styl, dostosowując się do zmian przepisów i tego, czego poszukiwali rywale i czym odpowiadali na jego działania. A przy okazji przez lata utrzymał trzon drużyny. Gdy Spurs zdobywali swój pierwszy tytuł w 1999 r., grali głównie pod kosz do 23-letniego wówczas Tima Duncana i jednego z najlepszych środkowych Davida Robinsona. Gdy NBA zmieniła przepisy dotyczące gry w obronie na obwodzie (zakazano trzymania rywali rękoma), Spurs wybrali w drafcie szybkich i zwrotnych Tony'ego Parkera i Emmanuela Ginóbiliego i dzięki nim zdobyli tytuły w 2003, 2005 i 2007 r. Teraz postawili na specjalistów od rzutów z dystansu oraz na bardzo zespołową grę, w której punkty może zdobywać każdy. I znów znaleźli receptę na sukces.
Triumf Duncana i Spurs, Miami zdeklasowane w finale [ZDJĘCIA]
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live
źródło: Okazje.info