Dlaczego Maciej Lampe nie został polskim Dirkiem Nowitzkim

Zdrowia i rozumu życzył sobie Maciej Lampe, kiedy trafił do NBA. Czego zabrakło, że jak dotąd nie wykorzystał wielkich możliwości?

Gortat wsadem przypieczętował zwycięstwo Magic ?

Lampe to największy talent w polskiej koszykówce w ostatniej dekadzie. Pierwszy Polak w NBA Cezary Trybański miał wzrost i świetnego agenta. Marcin Gortat jest atletą, który pracowitością i ambicją mógłby obdzielić kilku sportowców. Ale obaj razem wzięci nie mają takiego talentu, jak Lampe.

Przed draftem do NBA w 2003 roku amerykańscy fachowcy pisali o nim jako o nowym Dirku Nowitzkim. Kiedy New York Knicks ogłosili wybór 18-letniego wówczas Polaka z 30. numerem, kibice w Madison Square Garden wiwatowali. Ale Lampe w ich klubie nie zagrał i został oddany do Phoenix Suns.

Tam spędził najlepsze 12 miesięcy w NBA, New Orleans Hornets i Houston Rockers to był jego zmierzch w NBA. - Brakuje mu zaangażowania na treningach. Ciągle tylko narzeka - mówił Byron Scott, trener Hornets. - Nie udowadnia mi, że zależy mu na występach - wtórował Jeff Van Gundy z Rockets. Lampe tłumaczył się kontuzjami.

Od trzech lat jest czołowym koszykarzem Chimki Moskwa - bogatego klubu, który ma euroligowe ambicje, a w rosyjskiej Superlidze próbuje "podgryzać" dominujące CSKA Moskwa. Lampe zarabia w Chimkach ponad milion euro rocznie. Jest chwalony, ale wszyscy mówią zgodnie: Stać go na więcej, powinien grać w NBA i być niekwestionowanym liderem reprezentacji od trzech lat i co najmniej przez siedem następnych.

Samotnik z zagranicy

Podobnie jak Gortat, Lampe urodził się w Łodzi. Też w sportowej rodzinie - rodzice byli siatkarzami, a dziadek Bolesław pchał kulą i miał startować na igrzyskach w Londynie w 1940 roku. Kiedy Maciek miał pięć lat, rodzice zdecydowali się na wyjazd do Szwecji, gdzie cztery lata później zaczął grać w koszykówkę w Polisen IF.

Rósł i pokazywał talent - w 2000 roku polska federacja skutecznie przekonała go do gry u siebie, choć chrapkę mieli też Szwedzi. Grając w reprezentacji kadetów na turnieju w Portugalii, Lampe zachwycił sobą skautów Realu Madryt. W styczniu 2002 roku został najmłodszym koszykarzem w historii "Królewskich" - w debiucie w Eurolidze miał 16 lat i 360 dni. Dwa lata później stał się najmłodszym w historii Phoenix Suns (18 lat i 353 dni).

W parze ze sportowym awansem szły jednak problemy młodego chłopaka - wyjazd ze Szwecji do Hiszpanii związany z pozostawieniem rodziny, przyjaciół i zmianą szkoły. Potem skok do Nowego Jorku, gdzie Lampe z miejsca stał się zarazem maskotką i nadzieją szalenie wymagającej publiczności, a z czasem także obiektem krytyki zjadliwych dziennikarzy i początkującego trenera Isiaha Thomasa.

W Stanach poznał o dziesięć lat starszą piosenkarkę Samanthę Cole, z którą spędzał więcej czasu niż na parkiecie. Siedział za ławką rezerwowych, ale w trakcie meczu dostał ostrą reprymendę od Thomasa, kiedy ten zauważył Polaka jedzącego popcorn.

Można się zastanawiać, czy młodemu, rzuconemu na głęboką wodę koszykarzowi nie brakowało rodzicielskiego autorytetu. - Nasze kontakty są utrudnione. Rodzice mogą nie wiedzieć, że ludzie z NBA są mną zainteresowani - mówił przed draftem Lampe.

Kiedy grał w NBA, stwierdził, że tę konieczną samotność polubił. - Wolałbym sam mieszkać niż z rodzicami - przyznał. - Zachowuje się tak, jakby nikt nigdy na niego nie krzyknął - mówi osoba znająca go ze zgrupowań kadry. Rodzice Lampego kilka lat temu się rozeszli.

Koszykarski Smolarek

- W kadrze juniorów był gwiazdą, ale nie "gwiazdorzył" - wspomina Paweł Mróz, który czasem wcielał się w jego rolę na treningach, bo Lampe przyjeżdżał w ostatniej chwili przed turniejami. - Bardzo otwarty, czasem zapominał polskich słów, ale nie sprawiało mu to problemu - dodaje Mróz.

W seniorskiej kadrze było inaczej. - Nie był wylewny, ale nie był też szorstki. Niedostępny dżentelmen, którego trudno poznać - mówi Arkadiusz Lewandowski, kierownik reprezentacji prowadzonej przez Andreja Urlepa.

Podobne, "ciche" wejście do piłkarskiej reprezentacji miał wychowany z Holandii Euzebiusz Smolarek, który blokował się ze względu na słabo opanowany język polski.

- Lampe ma zamkniętą osobowość, a wymaga pewnych spraw na sposób amerykański. Styl ubierania się, styl bycia, mówienia, pewne przyzwyczajenia - on jest bardziej amerykański niż koszykarze z USA - zauważa inny z rozmówców.

Ma szwedzki paszport (w 2004 roku tamtejsze gazety pisały o nim jako o pierwszym Szwedzie w NBA), ale książki czyta po angielsku (najchętniej historyczne). W kadrze najbliżej trzymał się z Iwo Kitzingerem. Rozmawiali po angielsku. Kitzinger, rówieśnik Lampego i student anglistyki, to najtrudniejszy charakter w obecnej kadrze. - Lampe jest jeszcze gorszy, jeśli chodzi o otwartość - dodaje jeden z zawodników.

Pół tonu Urlepa

Do reprezentacji trafił za kadencji Andrzeja Kowalczyka. W najgorszym momencie. Niezły personalnie zespół przegrywał, ale dla niektórych jeszcze większym problemem był bałagan organizacyjny - brakowało butów, strojów, ręczników, wody do picia

Narzekał nie tylko 19-letni Lampe, który właśnie zachłysnął się NBA. Po przegranych eliminacjach z gry w kadrze rezygnowali Andrzej Pluta, Adam Wójcik i Wojciech Szawarski. Zapał stracił także 20-letni wówczas Gortat. Każdy z nich wrócił do reprezentacji, ale przypadek Lampego jest najtrudniejszy.

Nieudane eliminacje miały też mocny akcent pozaboiskowy - młody środkowy najpierw spacerował po wrocławskim Rynku z otwartą butelką, a potem awanturował się w jednym z hoteli. Kowalczyk miał rozterki, czy usunąć go z kadry, ale uznał, że mniejszym złem będzie pozostawienie go w zespole.

Od tamtej pory Lampe traktowany jest w reprezentacji nieco inaczej - nawet wymagający i impulsywny Urlep obniżał o pół tonu reprymendę w jego kierunku.

- Jak będę miał czas i jak wszystko będzie dobrze organizowane, to będę przyjeżdżał - mówił o reprezentacji Lampe pod koniec 2004 roku. Czas miał, organizacja się poprawiła, ale pojawiły się kontuzje.

Zmęczenie materiału?

Piętnem urazu naznaczony był już jego pierwszy wielki dzień, czyli debiut w Eurolidze - Lampe skręcił wówczas kostkę. W NBA miał problemy ze stopą i plecami, a po powrocie do Europy - z łokciem, okiem i ostatnio z kolanem.

- Maciej trenował i grał w poważnych zespołach od wczesnych lat, więc być może dochodzi już do zmęczenia materiału - zastanawia się trener Ryszard Pietruszak, który wyszukał Lampego w Szwecji. Ale koszykarz Chimek ma także pecha - nieco ponad rok temu pęknięta guma do rozciągania uderzyła go w oko. Konieczne były dwie operacje - obie przeprowadzono w USA. Druga sprawiła, że Lampe nie stawił się na zeszłorocznym zgrupowaniu.

W 2007 roku środkowy Chimek przygotowywał się do mistrzostw Europy z kadrą Urlepa. Po sparingach w USA dostał kilka dni wolnego i pojechał na prywatne treningi do Chicago. Trzy dni przed kolejnym zgrupowaniem poinformował, że doznał kontuzji łokcia. - Ale ani on, ani jego agent nie przesłali nam wyników badań - tłumaczył Lewandowski. Kontakt z zawodnikiem się urwał. 5 września, kiedy Polska w drugim meczu na ME przegrała 52:70 ze Słowenią, Lampe zdobył 23 punkty dla Chimek w sparingu.

Zagra w Polsce?

Trzy miesiące temu do Moskwy poleciał prezes Polskiego Związku Koszykówki Roman Ludwiczuk. - Maciek potwierdził chęć występów w reprezentacji. Nie wyobraża sobie, by mogło go zabraknąć na mistrzostwach Europy w Polsce - przywiózł dobrą nowinę prezes.

Lampe twierdzi, że wydoroślał. - Byłem zbyt młody, kiedy przeszedłem do NBA. Czasami potrzeba szczęścia, a ja go nie miałem. Ale nie żałuję, za oceanem dużo się nauczyłem. Już nie jestem dzieciakiem, jestem mężczyzną.

Od kilku tygodni Lampe leczy kontuzję kolana

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.