PLK. Pechowiec Diduszko, czyli nos łamany trzy razy

Łokieć rywala podczas walki na boisku, przesunięta maska ochronna w trakcie treningu i zderzenie z kolegą z zespołu - to powody kontuzji największego pechowca sezonu PLK. Bartosz Diduszko z Kotwicy Kołobrzeg trzykrotnie złamał nos w ciągu czterech miesięcy.

- To jakieś fatum - mówi jeden z najlepszych koszykarzy młodego pokolenia. 23-letni Diduszko (198 cm wzrostu) nie pomaga walczącej o awans do play-off Kotwicy, bo w czwartek po raz trzeci w tym sezonie złamał nos.

Cztery lata temu Diduszko zadebiutował w reprezentacji Polski - w pięciu spotkaniach sparingowych zdobył w sumie 12 punktów. W trzech kolejnych sezonach robił postępy w Śląsku Wrocław i Zniczu Jarosław, a trwające rozgrywki świetnie rozpoczął w Kotwicy - w 4. kolejce rzucił aż 34 punkty Polonii Azbud Warszawa.

W ósmym spotkaniu z Energą Czarnymi w Słupsku utalentowany rzucający złamał jednak nos. - Ustawiłem się w obronie, aby wymusić faul ofensywny i dostałem łokciem w twarz od Aleksa Harrisa - wspomina Diduszko.

- Mamy nadzieję, że szybko z tego wyjdzie, tego typu kontuzje są okropne i nie życzyłbym nikomu, by takie coś go spotkało - powiedział po tamtym meczu Harris, na którego łokieć nadział się Diduszko. Okazało się, że rzucającego Kotwicy spotkało to jeszcze dwukrotnie.

- Miałem pauzować przez miesiąc, po którym lekarze pozwolili mi na powrót do gry w specjalnej masce ochronnej - mówi Diduszko. W masce zagrał w Warszawie z Polonią 2011 - rzucił tylko cztery punkty w ciągu 34 minut.

Potem miał zagrać z Treflem Sopot. - Dzień przed meczem nasz były już zawodnik Ivan McFarlin na ostatniej akcji zajęć uderzył mnie tak niefortunnie, że maska się przesunęła i powtórnie złamała nos - wspomina zawodnik. Wrócił do gry w wyjazdowym meczu z Polonią Azbud i zdobył 11 punktów.

Do końca sezonu zasadniczego wystąpił w ośmiu meczach - grał nierówno, ale pomógł Kotwicy utrzymać się w lidze. Drużyna z Kołobrzegu szykowała się na rywalizację preplay-off z PGE Turowem Zgorzelec, ale nadszedł feralny czwartek, kiedy Diduszko złamał nos po raz trzeci w ciągu czterech miesięcy - zderzył się na treningu z kolegą z drużyny Dawidem Brękiem.

- Po pierwszym złamaniu z listopadzie nos był zgruchotany. Lekarze powiedzieli mi wówczas, że jeśli chcę wrócić, to tylko w masce, bo po ponownej takiej kontuzji nie będzie już co składać. Jak widać maska też może złamać nos, a ten znów da się złożyć - dodaje Diduszko. - Teraz okazało się, że to trzecie złamanie nie jest aż takie mocne.

- Czeka mnie miesiąc bez dotykania piłki i mam zamiar być gotowy na przygotowania do kolejnego sezonu - zapowiada koszykarz.

Do momentu pierwszej kontuzji Diduszko zdobywał średnio po 14,5 punktu (53 proc. skuteczności za dwa i 43 proc. za trzy) oraz miał po 4 zbiórki na mecz. Po pierwszym urazie w ósmym meczu sezonu średnie strzelca Kotwicy znacznie spadły - 23-letni zawodnik rzucał po 7,7 punktu (47 proc. za dwa i 23 proc. za trzy) i zbierał tylko po 2,4 piłki z tablic.

- Strzelcowi szczególnie ciężko wraca się do gry, bo po przerwie brakuje pewności siebie. To dlatego drugą połowę sezonu miałem słabszą - tłumaczy Diduszko.

Kotwica w pierwszym meczu preplay-off przegrała w Zgorzelcu tylko 80:84. W czwartek w Kołobrzegu mecz nr 2 - jeśli Kotwica go wygra, to o awansie do play-off zadecyduje trzecie spotkanie w Zgorzelcu. Wygrany z tej pary w ćwierćfinale spotka się z Treflem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.