Ostrowski kłopot bogactwa. Lepsze jest wrogiem dobrego

Jaki jest związek między aforyzmem Woltera a koszykarzami Atlasa Ostrów Wielkopolski? Sobotni, przegrany 65:71 mecz we Włocławku z Anwilem pokazał, że duży.

Lepsze jest wrogiem dobrego - uznał w XVIII wieku francuski filozof i dramaturg. Odwrotną zasadę przyjął jesienią trener Atlasa Andrzej Kowalczyk. I padł ofiarą swojego pomysłu. Na początku sezonu miał dobrze współpracujący zespół ze świetnie podzielonymi rolami. Ale uznał, że trzeba drużynę wzmocnić. I zaczął przegrywać.

Drużyna z Ostrowa sezon rozpoczęła świetnie - od sześciu zwycięstw z rzędu. Od tego momentu zmiana: seria porażek. Trzecią z rzędu Atlas zaliczył w sobotni wieczór we Włocławku.

Klub z Ostrowa Wielkopolskiego ma w tym sezonie ogromne ambicje i dzięki hojniejszemu sponsorowi budżet (pięć milionów złotych) nieporównywalnie większy do tego z poprzednich lat. Żeby się liczyć, musi być lepszy od ligowych potentatów. W sobotę miał ogromną szansę, by pokonać przeżywający kryzys Anwil. Ale przegrał, bo na pozycjach obwodowych Kowalczyk ma kłopot bogactwa - wybór jest tak duży, że trener nie wie, na kogo się zdecydować.

Dotychczas pierwszym rozgrywającym zespołu był Brandun Hughes. Amerykanin uwielbia rzucać, ale zaakceptował nową dla siebie rolę, w której miał głównie podawać. W tym samym czasie jego rodak Greg Harrington - jeden z najlepszych rozgrywających ligi w ostatnich sezonach - w trakcie meczów zwykle nudził się niemiłosiernie, bo wchodził na parkiet sporadycznie. Ale we Włocławku Kowalczyk niespodziewanie dokonał minirewolucji kadrowej. Aż 27 minut, czyli ponad dwa razy więcej niż zwykle w tym sezonie, grał Harrington, a Hughes pojawił się na parkiecie tylko na chwilę, i to po pół godzinie siedzenia na ławce. W tym samym czasie nerwowo na swoje minuty czekał jeszcze jeden rozgrywający Tommy Adams. Świetny Amerykanin, kolejny na tej pozycji, dołączył do drużyny niedawno, bo Kowalczyk uznał, że się przyda. Tydzień temu w Kwidzynie zagrał dobrze, we Włocławku był, ale jakby go nie było.

Drugi problem bogactwa w przypadku byłego trenera reprezentacji to nadmiar strzelców. Z rozgrywających tylko Harrington woli podawać, niż rzucać. Za to z Adamsem czy Hughesem w tej roli chętnie rywalizują Marcus Wilson, Gintaras Kadziulis i Wojciech Szawarski. - Mam wielu wartościowych zawodników i staram się nimi rotować - mówił po meczu Kowalczyk o decyzjach kadrowych. A jeden z niskich zawodników Stali pytany o to samo porozumiewawczo mrugnął okiem.

I właśnie nadmiar teoretycznie wartościowych, ale bardzo podobnych graczy był powodem porażki Atlasu we Włocławku. Harrington rozgrywał świetnie (siedem asyst), ale w sytuacjach, gdy sam mógł zdobywać punkty, robił to niechętnie - tak, jakby obawiał się, że nieudane zagranie spowoduje jego zmianę. Hughes wszedł na parkiet na czterominutowy epizod, jednak w roli strażaka na końcówkę meczu czuł się niezbyt komfortowo. Podobnie Adams, który przychodząc do Ostrowa, liczył na pierwszoplanową rolę w zespole, a w sobotę ograniczał się głównie do komentowania decyzji arbitrów z ławki rezerwowych. A świetni strzelcy - Kadziulis, Wilson, Szawarski - oddawali nerwowe rzuty: często zbyt szybkie.

Takich problemów w meczu na szczycie ekstraklasy nie miał Anwil. W porównaniu z Atlasem, role były dokładnie podzielone. Punkty miał zdobywać Gerrod Henderson (28, 13/13 za 1), pod koszami dominował cięższy od najpotężniejszych ostrowian o ok. 20 kilogramów Patrick Okafor. A Alan Daniels, który też uwielbia rzucać, skupił się wyłącznie na zbiórkach - miał ich aż 10.

Copyright © Agora SA