Koszykówka. Polska jedzie na Litwę

Reprezentacja koszykarzy nie potrafiła wywalczyć miejsca na przyszłorocznych mistrzostwach Europy na boisku, ale w przyszłym roku na Litwie zagra. - Nie powinniśmy przechodzić do porządku dziennego nad sportową słabością kadry, ale z tej administracyjnej decyzji cieszyć się trzeba - mówi kandydat na nowego prezesa PZKosz Grzegorz Bachański.

Zaskakującą decyzję podjęło w niedzielę prezydium zarządu FIBA Europe na posiedzeniu w Stambule. Europejska federacja zwiększyła z 16 do 24 liczbę drużyn, które wezmą udział w przyszłorocznych mistrzostwach Europy na Litwie. Wniosek drużyn, które przegrały eliminacje (Bułgaria, Ukraina, Włochy), poparła organizująca mistrzostwa Litwa i choć formalnie zatwierdzić go musi zarząd federacji, to z informacji "Gazety" wynika, że jest to przesądzone.

W grupie ośmiu państw, którym niedzielna decyzja podarowała miejsce na ME, jest także Polska, która pod wodzą trenera Igora Griszczuka w eliminacjach grała w kratkę - dobrze u siebie, gdzie wygrywała przekonująco, i źle na wyjeździe, gdzie ponosiła kompromitujące porażki.

Z bilansem 4-4 biało-czerwoni zajęli dopiero czwarte miejsce w grupie C, choć gdyby przegrany 77:80 ostatni mecz w Belgii zakończył wynikiem korzystnym dla Polski, to drużyna Griszczuka zajęłaby w wyrównanej stawce pierwsze miejsce i na Litwę awansowałaby bezpośrednio.

Dlaczego do tego nie doszło? - Nie wykorzystaliśmy własnych możliwości, nie potrafiliśmy uczyć się na błędach i zmarnowaliśmy szansę, którą dali nam rywale - mówił środkowy reprezentacji Marcin Gortat, dając też do zrozumienia, że Griszczuk nie nadaje się na trenera reprezentacji.

Przyszłość Griszczuka jako selekcjonera jest w obliczu administracyjnego awansu niejasna, choć fachowcy wątpliwości nie mają - 46-letni trener na prowadzenie reprezentacji jest za słaby.

Nowego selekcjonera wybierze zarząd PZKosz, ale ten kończy swoją kadencję w listopadzie i do tego czasu żadne decyzje prawdopodobnie nie zapadną. W wyborach na prezesa startować będą pełniący obecnie tę funkcję Roman Ludwiczuk oraz sędzia międzynarodowy, członek zarządu PZKosz i PLK Grzegorz Bachański.

Ludwiczuk, który od niedawna zasiada w zarządzie FIBA Europe, w niedzielę nie odbierał telefonu. Bachański mówił: - Jeśli zostanę prezesem, to najpierw sprawdzę finanse związku, potem dobiorę sztab odpowiednich ludzi i wspólnie wybierzemy trenera odpowiedniego dla reprezentacji.

- Na boisku na awans nie zasłużyliśmy. Jesteśmy poza czołową 15 najlepszych drużyn w Europie - dodaje Bachański. - Jesteśmy jednak w gronie 24 najlepszych zespołów i z tego, że dzięki administracyjnym decyzjom na Litwie zagramy, cieszyć się trzeba. Po raz kolejny musimy spróbować wzniecić zainteresowanie koszykówką w Polsce.

- Wszystko będzie zależeć od ludzi, którzy kierują koszykówką - mówił Gortat. - Zawodnicy i media powinni nalegać, żeby i związkiem, i reprezentacją kierowały osoby z pasją i kwalifikacjami.

Gdyby nie rozszerzenie turnieju na Litwie, Polacy o ostatnie miejsce na ME musieliby się bić w przyszłorocznym barażu - z dziesięciu drużyn awans wywalczyłaby jednak tylko jedna.

Polska na ME zagra po raz trzeci z rzędu, ale tylko raz wywalczyła miejsce w finałach na boisku. Cztery lata temu grupę eliminacyjną wygrała drużyna prowadzona przez Andreja Urlepa, w kolejnych mistrzostwach biało-czerwoni byli gospodarzami.

Awans nie jest pierwszym prezentem dla Polski od europejskiej federacji. W 2005 roku prowadzona przez Veselina Maticia kadra spadła do tzw. dywizji B i miała grać w eliminacjach do eliminacji, ale Polacy zostali przesunięci z powrotem do dywizji A jako kraj, który w 2009 roku miał organizować mistrzostwa Europy.

Administracyjne wciąganie Polaków za uszy na największe światowe imprezy zdarzało się także w innych dyscyplinach - w 2002 roku siatkarze przegrali walkę o mistrzostwa świata, ale FIVB wykluczyła z turnieju Koreę Płd. i podarowała miejsce biało-czerwonym.

MŚ: w ćwierćfinale już Serbia ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.