Wygrana 78:65 z Finlandią dała polskim koszykarzom trzecie miejsce w grupie A. Znów bardzo dobrze zagrał Adam Waczyński, który zdobył 17 punktów, najlepszy mecz w turnieju (13 punktów, osiem asyst) zaliczył A.J. Slaughter, dobre wejście z ławki miał Przemysław Karnowski (10 punktów, sześć zbiórek), który grał lepiej od Marcina Gortata (też 10 punktów).
- Bierzcie "Bizona", bierzcie "Bizona" - śmiał się Gortat i wskazywał, by po meczu rozmawiać właśnie z Karnowskim. - Walczyliśmy, zebraliśmy kilka ważnych piłek, mądrze zagraliśmy w ataku. Tego drużynie zabrakło w środę, w przegranym meczu z Izraelem - mówił 22-letni Karnowski, który za rok kończy studia w NCAA i będzie liczył na wybór w drafcie do NBA.
W pięciu meczach w Montpellier Polacy pokazali wiele twarzy - były i punktowe zrywy, i trwonione prowadzenie z Bośnią i Hercegowiną oraz Rosją, zadziwiająco udany, emocjonujący mecz z broniącą tytułu Francją, kompletnie nieudane spotkanie z Izraelem, wreszcie utrzymane w dobrym rytmie starcie z Finlandią. - Gratulacje dla Polski. Rzucali z miejsc, z których chcieli, my nie potrafiliśmy ich zatrzymać - przyznał najskuteczniejszy w drużynie Finlandii Shawn Huff.
I na mistrzostwach właśnie to jest w grze biało-czerwonych kluczowe - nie w każdym spotkaniu i nie przez 40 minut, ale jednak Polacy długimi momentami potrafią wykorzystywać swoje atuty. Przygotowują pozycje dla skutecznego Waczyńskiego, który jest w gazie, rzuca średnio po 17,2 punktu na mecz, trafił 13 z 25 trójek. Dają piłkę w ręce Mateuszowi Ponitce, który szybkim kozłem potrafi minąć rywala i wsadzić do kosza z góry lub podać do kolegi. Rozsądnie wykorzystują Gortata, nie grają na niego na siłę, gdy środkowemu nie idzie. Slaughter nie błyszczy, ale w każdym meczu ma kilka akcji, w których rozmontowuje obronę rywala.
Dodatkowo w meczu z Finlandią bardzo dobre wejście mieli wspomniani rezerwowi z Karnowskim na czele, który spędził na boisku 20 minut, o dwie więcej niż Gortat. - Wierzymy we wszystkich naszych graczy. Podczas przygotowań dawaliśmy im różne role do wypełnienia, dzisiaj oni się zrewanżowali. Do Lille jedziemy wypoczęci i pewni siebie - mówił Taylor.
Pewność siebie jest ważna, tym bardziej że w budowanej przez Taylora od roku reprezentacji bywa ona ulotna. Trwający turniej jest pierwszym dla drużyny w takim składzie, Slaughter, Gortat i Koszarek nie grali w zespole Amerykanina w zeszłorocznych eliminacjach. W Montpellier Polacy zaliczyli kilka testów, ten czwartkowy też był ważny - niby awans do 1/8 finału był zapewniony, ale jednak trzy porażki z rzędu mogłyby zachwiać morale drużyny. Tak się nie stało, dobry duch wrócił.
- Jestem dumny z tego, jak podnieśliśmy się po porażce - mówił Taylor. - Tak, mamy być z czego dumni - wtórował trenerowi Cel. - I mimo wszystko lepiej było przegrać z Izraelem i wygrać z Finlandią niż odwrotnie. Ważne, że zwyciężyliśmy mecz przed podróżą do Lille, przed 1/8 finału. No i uniknęliśmy Serbii, co jest dobrą informacją, choć inne drużyny z grupy B też są bardzo dobre.
Rywala w 1/8 finału Polacy poznali w czwartek wieczorem, dopiero przed 23, dwie godziny przed wylotem do Lille. Dopiero wtedy zakończyła się dogrywka w meczu Turcja - Islandia (111:102), która ustalała kolejność w grupie B. Drugie miejsce zajęła Hiszpania, i to z nią spotka się Polska w sobotę w walce o ćwierćfinał.
Biało-czerwoni przegrali z Hiszpanami 17 kolejnych spotkań, a sześć z ostatnich 10 meczów kończyły się pogromami (128:71, 104:61, 91:56, 89:57, 90:68 i 89:53 dla Hiszpanii), ale w tym roku zespół trenera Sergia Scariolo nie wygląda na tak silny jak w poprzednich latach, gdy hurtowo zdobywał medale na największych imprezach. - To zespół klasowy, ale nie ta sama siła i potęga, którą byli - powiedział wieczorem o Hiszpanii Waczyński. - Nie będziemy zmieniać naszego stylu gry w zależności od tego, z kim zagramy. Nam zależy na tym, by grać po swojemu, by pokazać polską koszykówkę - mówił Taylor. W sierpniowym sparingu w Santander biało-czerwoni ulegli Hiszpanii 64:71.
EuroBasket to także kwalifikacje do igrzysk w Rio de Janeiro. Bezpośredni awans uzyskają finaliści, kolejne pięć drużyn dostanie szansę w przyszłorocznym, dodatkowym turnieju. Polacy na igrzyskach nie grali od 1980 roku, ale o taki cel nikt ich jeszcze nie pyta. Za wcześnie.