EuroBasket 2015. Skąd wzięła się "Wataha" fińskich koszykarzy?

Nie są potentatem, to europejski średniak. I to od niedawna. Ale progres, jaki Finowie wykonali w XXI wieku, jest imponujący. Kraj sportów zimowych, który w ogóle nie był kojarzony z koszykówką, wychował drużynę, której możemy zazdrościć. W czwartek to właśnie z Finami Polacy zagrają mecz o trzecie miejsce w grupie A. Początek o 15, relacja na żywo na Sport.pl.

W 2001 roku przegrywali z Irlandią lub Szwajcarią w preeliminacjach do EuroBasketu 2003. Kolejne lata spędzili w dywizji B, czyli wciąż poniżej pułapu eliminacji właściwych. Do dywizji A awansowali w 2007 roku, w eliminacjach do kolejnych, tych rozgrywanych w Polsce mistrzostw, byli już lepsi, do awansu zabrakło im niewiele.

To właśnie wtedy, w 2008 roku, Finowie sprawili sensację, wygrywając w Helsinkach 80:77 z Serbią, która rok później w katowickim finale EuroBasketu przegrała z Hiszpanią. - Tamten mecz w hali oglądało może 1,5 tys. osób, jego wynik nikogo w kraju nie obchodził. Teraz to zupełnie co innego. Na mistrzostwa świata do Hiszpanii, do Bilbao, poleciało ponad 8 tys. fińskich fanów - mówi Mika Makela z fińskiej federacji.

Co zatem stało się w pierwszych latach XXI wieku?

#susijengi, czyli tożsamość

Jeszcze na początku wieku koszykówka w Finlandii była sportem marginalnym. Ale właśnie wtedy ludzie z federacji uznali, że mają dość zbierania cięgów od słabeuszy. - Zdecydowaliśmy, że w koszykówkę chcemy nie tylko grać, ale także coś w niej znaczyć. Spojrzeliśmy w stronę Litwy, która jest dla nas doskonałym wzorcem - pod względem populacji to kraj niewielki, tak jak my, a mimo to szkoli znakomitych koszykarzy, ma dobre programy dla drużyn młodzieżowych - opisuje Makela.

Ale pierwszym wyzwaniem było nadanie koszykarzom tożsamości. - Zaczęliśmy od marketingu - wymyśliliśmy "Watahę" jako przydomek drużyny - wspomina pracownik federacji. Chwyciło, #susijengi, czyli po fińsku właśnie "wataha" to określenie, które kibice dumnie prezentowali już na poprzednich mistrzostwach, a teraz oznaczają nim wpisy dotyczące reprezentacji w mediach społecznościowych.

W Finlandii sportem nr 1 wciąż oczywiście jest hokej. "Lwy" to jeden z najlepszych zespołów świata, który regularnie przywozi medale z mistrzostw i igrzysk. - To najważniejsza dyscyplina pod względem sukcesów, zainteresowania, kibiców, mediów, organizacji ligi, zaangażowania dzieci itp. Mamy około 80 tys. zarejestrowanych hokeistów - mówi Makela. - Popularna jest także piłka nożna, tutaj liczba zawodników sięga 120 tys. Ale piłka nie wzbudza oczywiście takiego zainteresowania jak hokej.

Po hokeju i piłce nożnej są jeszcze sporty zimowe - skoki narciarskie, biegi, biatlon czy curling, a także rajdy. - Koszykówka, jeśli chodzi o sporty uprawiane w zamkniętych obiektach, jest za hokejem, ale przed siatkówką. Mamy 17 tys. zarejestrowanych zawodników. Trzeba jednak pamiętać o hokeju halowym, który jest popularnym hobby, gra w niego niemal dwa razy więcej osób niż w koszykówkę - dodaje Makela.

Zanim jednak "Wataha" zaczęła inspirować do gry, zanim zaczęły się zwycięstwa, trzeba było wychować grupę młodych wilczków. - Gdy Nokia objęła sponsoringiem reprezentację młodzieżową, zaczęła nalegać, byśmy pieniądze z umowy przeznaczyli na tworzenie i szkolenie drużyn w coraz niższych rocznikach i koncentrowali się na nauce koszykówki. Młodzieżowe zespoły zaczęły jeździć w lecie na sparingi i turnieje na wspomnianą Litwę - dodaje Makela.

Koszykówka prosta

W 2004 roku do Finlandii, po kilku latach owocnej pracy z reprezentacją Niemiec, wrócił wizjoner. 46-letni wówczas Henrik Dettmann, urodzony w Helsinkach trener, który szkoleniową karierę zaczynał w fińskiej filii młodzieżowego YMCA, ale już w latach 1992-97 prowadził reprezentację Finlandii. Bez sukcesów, ale na tyle dobrze, że zaangażowali go Niemcy.

Objęcie funkcji selekcjonera przez Dettmanna zbiegło się w czasie z debiutem w seniorskiej kadrze Dirka Nowitzkiego i oznaczało odrodzenie niemieckiej reprezentacji po dołku w drugiej połowie lat 90. W 2001 roku Niemcy byli o krok od finału mistrzostw Europy (ostatecznie zajęli czwarte miejsce), rok później sensacyjnie wywalczyli brąz mistrzostw świata.

W 2003 roku drużyna Dettmanna zawaliła kolejny EuroBasket, odpadła przed ćwierćfinałami, straciła szansę na grę na igrzyskach i fiński szkoleniowiec wrócił do ojczyzny. Bogatszy o doświadczenia z największych imprez, z wizją, jak należy budować reprezentację. Dettmann wymyślił, opracował i zbudował fiński system gry. - I to jest główna przyczyna postępu naszej reprezentacji - mówi Antti-Jussi Sipila, dziennikarz "Yle Urheilu", były koszykarz. - Od 10 lat grają nim wszystkie zespoły narodowe, nawet ten do lat 16. To duże ułatwienie dla koszykarzy, którzy przechodzą przez kolejne kategorie bez konieczności dłuższej adaptacji.

- Ten system gry jest dość prosty - przyznaje Sipila. I tłumaczy: - Opiera się na agresywnej obronie i na ataku, w którym siła przesunięta jest na obwód. My nie jesteśmy wysokim narodem, nie mamy silnych, postawnych koszykarzy niezależnie od kategorii wiekowej. Ale jesteśmy mocni pod względem mentalnym i wykorzystujemy swobodę, jaką daje nam taktyka. Masz pozycję, rzucaj. Jak nie trafisz, trudno.

- Mamy licencję na rzucanie, jeśli jesteś strzelcem, masz próbować za każdym razem, jak masz wolną pozycję. A u nas na boisku zwykle jest czterech graczy, którzy dobrze rzucają z obwodu. W tym Petteri Koponen, który świetnie kreuje pozycje dla partnerów - wchodzi pod kosz i rzuca albo podaje. To prosta koszykówka, prawda? - pyta, śmiejąc się, Sipila.

Wychowali talenty

Prosta w założeniach. Ale niełatwa do zatrzymania. Od czasu powstania "Watahy" i wdrożenia programu Dettmanna, Finowie na ME w 2011 i 2013 roku mają bilans 8-8, dwukrotnie wychodzili z grupy, wygrywali m.in. z Turcją, Rosją, Grecją i Słowenią. Polacy w tych turniejach wygrali trzy z 10 spotkań, ani razu nie wyszli z grupy.

- Nie lubisz grać z Finlandią, bo to zespół pełen niespodzianek - dodaje Sipila. - Dettmann wykonał niesamowitą pracę, nikt tego nie podważy. Ma wielki szacunek dla zawodników, ufa im, a oni oddają mu to samo. W sztabie ma specjalistę od ataku, fachowca od obrony, on sam skupia się na szerszej perspektywie. Dla fińskiej koszykówki to bardzo dobre.

Sipila zauważa: - Dettmann już w latach 90. był dobrym trenerem, ale Finlandia nie miała wówczas tylu dobrych koszykarzy. Teraz łatwiej mu prowadzić drużynę, bo udało nam się wychować pokolenie utalentowanych graczy.

Konkretnie? Wspomniany Koponen to 27-letni wszechstronny rozgrywający, od lat występujący na dobrym, europejskim poziomie. W minionych sezonach reprezentował BC Chimki, w drafcie do NBA został wybrany już w 2007 roku.

Shawn Huff, 31-letni skrzydłowy, to gracz jeszcze wszechstronniejszy, Makela śmieje się, że jest jak nóż szwajcarskiej armii - groźne narzędzie przydatne wszędzie. Mierzący 198 cm wzrostu gracz ma za sobą studia w USA (Valparaiso), przez lata grał w Grecji i we Włoszech.

24-letni rzucający Sasu Salin po kilku sezonach spędzonych w Olimpii Lublana, w której grał także w Eurolidze, w lutym przeniósł się do najlepszej na kontynencie ligi hiszpańskiej, gdzie miał obiecujący debiut w zespole z Herbalife Gran Canaria.

Kolejny ważny gracz to doświadczony, 34-letni środkowy Tuukka Kotti. - Coraz więcej naszych graczy występuje w silnych europejskich ligach. Każdy ważny mecz pomaga im poprawić się we wszystkich elementach gry i eliminuje nerwy w zaciętych końcówkach - mówi.

I nie brak już nawet Hanno Mottoli, najlepszego fińskiego koszykarza w historii, który na początku wieku rozegrał 155 meczów w NBA, a potem na dobrym poziomie występował w Eurolidze i reprezentacji. Karierę zakończył w 2014 roku, obecnie jest trenerem w koszykarskiej akademii w Helsinkach.

Środowisko, w którym chcesz być

- Gracze z amerykańskim pochodzeniem? Mamy tylko jednego, bo Huff czy Gerald Lee owszem, mają amerykańskich ojców, ale są urodzeni w Finlandii - mówi Makela. - Chodzili tu do szkół, uczyli się koszykówki, są tak samo fińscy jak Koponen. Trochę inaczej jest z trójką braci Murphy - Erikiem, Aleksem i Thomasem. Urodzili się poza Finlandią, ale mają fińskie obywatelstwo, ich mama jest Finką.

- Jedynym naturalizowanym graczem jest Jamar Wilson, ale on w Finlandii mieszka od dłuższego czasu, znalazł tutaj żonę. Niektórzy postrzegają go jako debiutanta w reprezentacji, ale jemu już zdarzało się ćwiczyć z reprezentacją podczas tych letnich treningów. Od kilku lat.

Właśnie - letnie treningi, zaangażowanie, atmosfera... Makela podkreśla, jak ważna jest ciągłość pracy w reprezentacji Finlandii. - Dettmann stworzył środowisko, którego częścią chce się być. Hanno Mottola grał w reprezentacji przez prawie 20 lat, podobnie przywiązany jest do niej Kotti. Dla nich, także dla innych graczy, regularne występy w reprezentacji to część ich karier. Nie przypominam sobie wielu sytuacji w ostatnich 10 latach, by któryś z zawodników po prostu odmówił gry w reprezentacji.

- Ważne jest także to, że na początku lata reprezentanci sami z siebie ze sobą trenują - dodaje Makela. - Przed rozpoczęciem przygotowań, jeszcze w czerwcu, zapewniamy im otwartą halę, gdzie zawsze są trener od przygotowania fizycznego i jeden z członków sztabu. Koszykarze pracują ze sobą i gdy rozpoczynają się przygotowania, wszyscy są w formie. Nie musimy już tyle pracować nad siłą, wytrzymałością.

Powtarzanie, utrzymanie, rozwijanie...

W rankingach i typowaniach przed wrześniowym EuroBasketem drużyna Dettmanna klasyfikowana jest na drugim miejscu w grupie A, za Francją. Gdyby tak się stało, Finowie w 1/8 finału graliby z trzecim zespołem z grupy B, teoretycznie byliby w lepszej sytuacji w walce o ćwierćfinał. Ćwierćfinał, który byłby dla nich kolejnym krokiem do przodu po dwóch dziewiątych miejscach na poprzednich ME.

- Należy stawiać sobie wysokie cele i marzyć o sukcesach, ale jesteśmy realistami - nie spodziewamy się medalu w tym czy w przyszłym sezonie - mówi Makela. - Po prostu koncentrujemy się na powtarzaniu tego, co nam się udaje, utrzymaniem co najmniej tego poziomu, na którym jesteśmy, i rozwijaniem graczy, ich karier.

Te wzbogacił z pewnością zeszłoroczny występ Finów na mistrzostwach świata w Bilbao. Zespół Dettmanna został sklasyfikowany w nich na trzecim od końca, 22. miejscu po czterech porażkach w pięciu grupowych meczach, ale warto wyniki prześledzić dokładnie. Poza klęską z USA (55:114), Finowie pokonali 81:76 Ukrainę, przegrali 68:74 z Dominikaną, 73:77 po dogrywce z Turcją oraz 65:67 z Nową Zelandią. Od wyjścia z grupy dzieliło ich kilka punktów. Poza tym Finowie i tak zrobili furorę, przyciągając do Bilbao wspomniane 8 tys. kibiców.

- Cel na EuroBasket? No, chcielibyśmy zagrać w fazie pucharowej ME, zakwalifikować się na mistrzostwa świata bez dzikiej karty, a kiedyś zagrać na igrzyskach. Ale to są cele długofalowe - zaznacza Makela.

PS W przyszłym sezonie Finowie będą mieli drużyny w Dywizji A w kategoriach do lat 16, 18 i 20.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.