Skandaliczny mecz koszykarek! W Toruniu nie działał zegar, liga zamknęła halę [ZDJĘCIA]

Remis 1:1 w rywalizacji koszykarek z Torunia i Gorzowa o awans do półfinału ligi. Energa pokonała AZS 72:71. Mecz przyćmiły kolejne problemy z tablicą wyników w hali przy ul. Grunwaldzkiej. Władze ligi już nie godzą się na to, by w niej rozgrywać mecze ekstraklasy

Gdzie wy się pchacie jak tablicy nie macie! - skandowała do torunian około 30-osobowa grupa kibiców z Gorzowa, gdy w połowie pierwszej kwarty po raz drugi urządzenie do mierzenia czasu miało awarię.

Zobacz także: Wyniki gorzowskich drużyn - szukaj w dziale Wideo

W hali przy ul. Grunwaldzkiej nie zdarzyło się to pierwszy raz. W sobotni wieczór dodatkową pracą został obarczony spiker zawodów, który informował o czasie do końca meczu, wyniku spotkania oraz za każdym razem odliczał 24 sekundy na rozegranie akcji. Ponieważ na parkiecie biegało w tym czasie prawdziwie międzynarodowe towarzystwo - oprócz Polek były dwie Amerykanki, Kanadyjka, Bułgarka, Serbka, Czeszka, Szwedka oraz Australijka -robił to w języku polskim oraz angielskim.

- Oglądałem mecz Energi z CCC Polkowice, wtedy też były problemy z zegarem. Minął tydzień i nic się nie zmieniło. To po prostu wstyd dla miasta, dla organizatora, bo po prostu nie da się tak grać w koszykówkę. Spotkanie trwało dwie godziny i 20 minut. Był to najgłupszy mecz jakim w ogóle grałem. Chaotyczny, beznadziejny - grzmiał podczas konferencji prasowej trener AZS Gorzów i reprezentacji Polski Dariusz Maciejewski.

Przerwy w grze spowodowane awarią zegara wybijały z rytmu nie tylko gorzowianki. - To było utrudnienie dla oby zespołów. Nie robiliśmy niczego specjalnie - powiedział po meczu trener Energi Elmedin Omanić.

W chaosie lepiej radziły sobie torunianki, które wspierał głośnym dopingiem prawie komplet kibiców. Po porażce w pierwszym ćwierćfinale w Gorzowie, w serii do dwóch zwycięstw, gospodynie musiały wygrać, by przedłużyć szanse na awans do półfinału.

Jednak ich determinacja i ogromne zaangażowanie już na początku meczu mogło pójść na marne. Gdy drugi raz, w 5 minucie pierwszej kwarty zepsuła się tablica, przy komisarzu zawodów błyskawicznie znalazł się wiceprezes klubu z Gorzowa, Ireneusz Madej. Postawny mężczyzna, który już samą posturą i wyglądem mógł budzić respekt, usilnie przekonywał komisarza Ryszarda Jabłońskiego, że w takich warunkach dalsza gra nie ma sensu. Po telefonicznych konsultacjach z władzami lig - między innymi z jej prezesem Wiesławem Zychem - zapadła decyzja, by spotkanie kontynuować. Energę uratowała ranga meczu.

- Było ryzyko przerwania spotkania. W tym sezonie był już taki precedens, że na skutek awarii tablicy w meczu ligi męskiej, pomiędzy Kotwicą Kołobrzeg a AZS Koszalin, komisarz podjął właśnie taką decyzję. Kontaktowałem się jednak z władzami PLKK i otrzymałem jasną informację, że za wszelką cenę ten mecz musi się odbyć i dzisiaj zakończyć. To jest play-off, terminarz jest tak napięty, że nie było by kiedy tego spotkania rozegrać. - wyjaśnił po meczu Jabłoński.

Wiceprezes AZS jeszcze długo nie mógł pogodzić się z taką decyzją. Kilkukrotnie jeszcze w trakcie meczu podchodził do stolika sędziowskiego i próbował coś wskórać u komisarza zawodów. Gdy stało się jasne, że czas gry oraz 24 sekund mierzony będzie ręcznie na stoperze przez toruńskich sędziów funkcyjnych, tuż za ich plecami czuwało momentami aż dwóch gorzowian, którzy do końca meczu skrupulatnie patrzyli arbitrom na ręce i pilnowali, by ci nie faworyzowali Energi. Upłynęło więc zaledwie pięć minut gry, a nerwów i emocji było co nie miara.

Na parkiecie w tym czasie trwała prawdziwa wojna. To był kolejny mecz, który pokazał ile dla Energi znaczy zdrowa Monika Krawiec. Po nieudanym występie w pierwszym ćwierćfinale w Gorzowie, gdy w jej grze widać było jeszcze skutki nie do końca wyleczonej kontuzji ścięgna Achillesa, tym razem liderka torunianek grała niemal perfekcyjnie. Dodatkowym bodźcem dla zawodniczki Energi mogła być chęć udowodnienia Maciejewskiemu, że wiele traci nie powołując jej do kadry. Krawiec niedawno przyznała, że ma żal do niego o to, jak została przez niego potraktowana. Jak na złość Maciejewskiemu, to właśnie Krawiec poprowadziła Energę do zwycięstwa zdobywając w całym meczu 19 punktów.

"Katarzynki" musiały jednak do samego końca walczyć o tę wygraną. I choć w trzeciej kwarcie po dwóch "trójkach", najpierw Agaty Gajdy, a chwilę później Emilii Tłumak, Energa osiągnęła najwyższą, 13-punktową przewagę, gospodynie pozwoliły akademiczkom wrócić do gry. Toruniankom udało się ograniczyć swobodę podkoszowych AZS, Justyny Żurowskiej oraz Izabeli Piekarskiej, ale ciężar zdobywania punktów wzięły wtedy na siebie obwodowe - Amerykanka Lyndra Weaver, która oprócz 19 punktów zanotowała też 11 zbiórek oraz Samantha Richards. Najniższa na parkiecie Australijka, wykorzystując zasłony stawiane przez koleżanki z drużyny, raz za razem trafiała z półdystansu do kosza Energi. Na nieco ponad minutę przez końcem spotkania, przy dwupunktowym prowadzeniu gospodyń, bohaterką AZS ponownie mogła zostać Piekarska, ale w odróżnieniu od pierwszego ćwierćfinału środkowa gorzowianek tego dnia nie była w najlepszej dyspozycji. Po raz czwarty tego wieczoru pomyliła się zza linii 6,75 m. W dramatycznej końcówce więcej zimnej krwi zachowały torunianki i to one mogły się cieszyć z minimalnego zwycięstwa 72:71.

Zawodniczki Omanicia włożyły w ten mecz sporo wysiłku, a kluczem do zwycięstwa była bardzo dobra obrona. "Katarzynki" dziewięć razy przechwytywały piłkę, wymuszając do tego aż 23 straty akademiczek. I nawet fakt, że torunianki przegrały rywalizację w zbiórkach aż 27:48 nie odebrał im wygranej.

W ćwierćfinałowej rywalizacji jest 1:1. Decydujący trzeci mecz w środę w Gorzowie.

Wynik meczu

Energa - AZS 72:71

Kwarty: 19:19, 21:15, 19:15, 13:22

Energa: Krawiec 19, Tłumak 11 (1), Bortelova 9, Gladden 8, Maksimović 4 oraz Gajda 10, Perostijska 7, Małaszewska 3, Murphy 1, Radwan 0

najwięcej dla AZS: Richards 19, Weaver 19 (1), Kaczmarczyk 13

Liga zamknęła halę

Ze względu na awarię tablicy Energa może być pewna sporej kary finansowej nałożonej przez kierownictwo ligi. To jednak mniejszy kłopot. Większy pojawił się w niedzielę. Władze polskiej ligi ogłosiły, że nie zamykają obiekt przy ul. Grunwaldzkiej dla ekstraklasy koszykarek. Wczoraj wydały komunikat: "W związku z kolejną poważną awarią tablicy wyników, zegara zawodów i urządzenia do pomiaru 24 sek. (...) zarząd postanowił w trybie natychmiastowym zamknąć do odwołania halę sportową przy ul. Grunwaldzkiej 33/35 w Toruniu dla rozgrywek". To oznacza, że nawet jeśli Energa awansuje do półfinału, może być zmuszona - o ile zegary nie zostaną naprawione - do gry w innym mieście.

opr. r

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.